Wpis z mikrobloga

Epizod 23

Archipelag Pomarańczowy - czyli opowieść o wzlotach i upadkach

[ #pokemirko - tag z przygodami ] [ #pokemonyzzerem ] [ #ashgrey ]

tl;dr


Walencja, Walencja... Gdzieś już słyszałem tą nazwę. Tylko gdzie? Może Pokedex coś o tym wie. W-a-len-cja, enter. Hmm spójrzmy.
- Walencja - wyspa na zachodnim krańcu Irlandii w regionie Celitka.. Nie
- Valencia CF – klub piłkarski z Walencji z regionu Espanija... Nie
- Walencja - wschodnia część regionu Espanija... Też nie
- Walencja - jedna z wysp Archipelagu Pomarańczowego, siedziba badawcza profesor Ivy... BINGO
Jak się tylko tam dostać? Mój Blastoise może i jest wytrzymały, ale nie zdzierży takiej dalekiej podróży. Bądź co bądź to przecież przeszło 100 kilometrów w jedną stronę. Nie mówiąc o potencjalnych silnych prądach morskich, wirów, fal, zabłąkanych gór lodowych czy też po prostu wrogich pokemonów czyhających po drodze. Chwila moment, przecież niedaleko stąd wypływają statki wycieczkowe. Może mają też kursy na Archipelag. Wystarczy że się dostane na jakąkolwiek z tamtejszych wysp, i już będę mógł spokojnie podróżować pomiędzy kolejnymi lądami. Tak zamyślony doszedłem do przystani. Postanowiłem uzupełnić zapasy w pobliskim Pokemarcie. Kilka Antidotów, Lekarstw i może też Soli Trzeźwiących. Jeden Arceus wie, czy są tam jakiekolwiek Pokemarty czy też Centra Pokemon. Warto dmuchać na zimne. Gdy odbierałem paragon, zauważyłem na nim coś ciekawego. Nadruk pod całym wykazem głosił, że jestem nie lada szczęściarzem, bo wygrałem przelot sterowcem na Wyspy. Zgłosiłem to sprzedawcy, a ten z dziwnym uśmieszkiem wręczył mi bilet i skierował mnie na pobliską polanę, skąd miał własnie startować ten statek powietrzny. O dziwo nie wydało mi się to podejrzane. Jego grymas wytłumaczyłem sobie, naprawdę długim i/lub ciężkim dniem. Przecież od rana słońce grzało niewąsko, a w tym sklepie klimatyzacji nie uświadczyłem.

Gdy zaszedłem na łąkę, spotkałem na niej moich starych znajomych - Misty z Azurii i Brocka z Marmorii. Dziwnym trafem oni też wygrali w loterii lot sterowcem. Rozumiem, że w innych okolicznościach taka rzecz nie byłaby podejrzana, no ale przecież nasza trójka podróżowała razem przez całe Kanto. Może to kwestia błogosławieństwa Arceusa? Cholera go wie.
Sam sterowiec może nie był wielkości Hindenburga (i dobrze, bo z tego co pamiętam z historii, kiepsko się skończył tamten przelot) ale i tak był sporych rozmiarów. Podczas naszej pogawędki załoga ogłosiła, że statek jest już gotowy do podróży.

Ziemia powoli się od nas oddalała. Wspaniały widok. Już po paru minutach wznoszenia, mogliśmy objąć wzrokiem całe południowe Kanto - Alabastię, Marmorię czy też Wertanię. Domy i inne zabudowania były tak małe, że z trudem mogłem znaleźć mój dom rodzinny. Pozostało tylko się rozsiąść w fotelu i rozkoszować się podróżą. Jedyne co było dziwne, to to że na pokładzie wielkości dwóch hal sportowych, było tylko kilka foteli i parę wypakowanych pudeł sunących po podłodze.
Zaczęło mi się nudzić. Zerknąłem na towarzyszy - Brock i Misty drzemali na swoich miejscach. Postanowiłem zawędrować na dziób pokładu, do miejsca gdzie to urzędował kapitan, by zapytać się ile jeszcze będzie trwała ta podróż. Zapukałem i otworzyłem drzwi. To co zobaczyłem, zmroziło mi krew w żyłach. Zamiast nawigatora czy kapitana, w kajucie był cholerny Zespół R. Ta banda patałachów, która od wielu dni uprzykrza mi dzień, postanowiła wziąć się za starowanie statkiem powietrznym. Osz ty w życiu zauważyli mnie. Jak zawsze chcieli odebrać mi Pikacza. Walka kilka kilometrów nad ziemią, nie należała do ich najbłyskotliwszych planów, więc postanowiłem im tak skopać dupę, by nie naruszyć rdzenia silnika, czy też przedziurawić balon.

Nasz pojedynek obudził kompanów. Przybiegli na dziób sterowca akurat w momencie, gdy mój Venusaur, swoim atakiem Dzikiego Pnącza wyrzucił szajkę przez okno. Nie przemyślałem jednego. Nikt z nas, ani ja, ani Misty, ani też Brock, nie ukończyliśmy kursu latania, a ten certyfikat z GTA: SA Nandreas to można o kant Rattaty rozbić. Czekaj, jak to robili w filmach? Wajcha do siebie żeby wyrównać lot? Szlag, ciężko chodzi. Ląd coraz bliżej. Tracimy wysokość! Zegary wariują! PULL UP PULL UP. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
Auć, do zapamiętania – starać się omijać wszelkie urządzenia latające. Wszyscy cali? Dzięki Arceusowi. Dobra, rozejrzyjmy się gdzie żeśmy wylądowali. Palmy są, słona woda jest, złocisto-pomarańczowy piasek jest. Tak, bez wątpienia jest to wyspa. Jeżeli mój Pokedex nie ma uszkodzonego modułu GPS, wylądowaliśmy u wybrzeży Walencji. Głupi to jednak ma szczęście. Teraz pozostało tyko znalezienie laboratorium profesor Ivy.
Nie było to trudne – na wyspie był tylko jeden budynek. Puk, puk, można?
Przywitały mnie trzy dziewczyny, można by rzec że trojaczki. Wszystkie o ciemnych włosach, w kitlach laboratoryjnych, z przekrzywionymi okularami o grubych oprawkach. Zanim otworzyłem usta by zapytać się gdzie jest Ivy, te chórem odparły, że profesor jest w zatoce, gdzie właśnie opiekuje się tam mieszkającymi pokemonami. Szybko chwyciły mnie za rękę i wręcz wywlekli z budynku wprost na pobliską piaszczystą plażę.

Profesor Ivy w zarzuconym na strój kąpielowy kitlu, opatrywała właśnie Gyaradosa. Gdy wyjaśniłem cel swej wizyty i pokazałem jej GSBalla, ta przyjrzała się mu ze wszystkich stron, ze słońcem, pod słońcem, a następnie zaprosiła mnie do laboratorium. Gdy razem z Brockiem i Misty przestąpiliśmy próg budynku, ten nasz lowelas jakby świra dostał. Widok porozwalanych po wszystkich kątach książek, czasopism i wyników badań obudził w nim sprzątaczkę i natychmiast przystąpił do okiełznania nieporządku. Postanowił pozostać na tej wyspie, by podszkolić się w kwestii hodowli pokemon. Taaaa jasne ( ͡° ͜ʖ ͡°). Powodzenia Brock. Kiedyś wpadniemy w odwiedziny.

Profesor Ivy i jej asystentki próbowały otworzyć GSBalla piłami, młotami, kuszami, sierpami, siekierami, wiertłami a nawet laserami, lecz ten pozostał niewzruszony. No cóż, zrobiła wszystko co w jej mocy. Czas zwrócić tego tajemniczego pokeballa profesorowi Oakowi. Na zewnątrz czekał na nas kolejny sterowiec. Klątwa jakiś czy ki czort? Zanim wraz z Misty, zaczęliśmy się zastanowić co jest grane, zostaliśmy przez załogę statku wepchnięci siłą do sterowca. Kiedy to znów wznieśliśmy się w powietrze, załoga zrzuciła swe mundury. Znów za wszystkim stał Zespół R. Uwięzili nas w klatce, jak Magikarpie w sieci.
Jak oni śmiać śmieli zasugerować, że ja z Misty jesteśmy parą. Hmph! Jeszcze czego! Dopóki oni sterowali statkiem jesteśmy względnie bezpieczni.

Jigglypuff

Nie, nie, nie, nie, NIEEEEee.....

Czy nasi bohaterowie ujdą bez szwanku? Czy Ash bezpiecznie dostarczy GSBalla? Tego dowiemy się w kolejnym odcinku! A przygoda trwa
mfek00 - Epizod 23

Archipelag Pomarańczowy - czyli opowieść o wzlotach i upadkach
...

źródło: comment_DzCi2Svi8fWkky0OgSyzzBFeWyl4pd92.jpg

Pobierz
  • 8