Wpis z mikrobloga

Swego czasu uczęszczałem do szkolnego kółka teatralnego.
No wiecie, grało się jasełka a później jechało za półdarmo do PWST oglądać całkiem atrakcyjne - półnagie aktorki.
Który nastolatek by się nie skusił.
Pewnego dnia siliłem się nad potwornie trudną i angażującą rolą gwiazdy betlejemskiej
(Że niby tak łatwo spadać przez 45 minut) i nagle z niczego i od tak, wzdął się wiatr.
Światło uciekło z żarówek i jednym, jedynym w mroku, skoncentrowanym promieniem zaświeciło na drzwi.
Te otwarły się, odsłaniając naszym oczom najprawdziwszego anioła. Dziewczyna była, co tu wiele mówić - śliczna.
Długie blond włosy spływały jej aż na parking, podtrzymywane przez braci Mroczków i stado małych myszek.
Białe zęby świeciły jak czołówka MIO RXP petzla. Cudowne błękitne oczy przeszywały każdego z nas na wylot, a gdy spojrzała na mojego kolegę - Marka, dostał aż odmy płucnej.
Jedynym mankamentem, który absolutnie nie pasował i niszczył ten idealny obraz była szklanka. Wiecie. Tak gdy się przyłoży kubek do buzi i przywoła magiczną moc podciśnienia żeby nie odpadał. Taka właśnie chuda szklanka, pamiętająca jeszcze czasy jedynego i właściwego ustroju zasłaniała ten promienny uśmiech...

Gdy już się wszyscy zaprzyjaźniliśmy przekazała nam na migi:
-Mimo swojej urody od dwunastu lat jestem zamknięta w pułapkę. Pułapkę niedomówień, zimnych pocałunków, rozważań i samotności.
Po kilku latach umarła w trakcie desperackiej próby rozbicia szklanki młotkiem.
W domu przewierciłem wszystkie szklanki i kubki. Żeby nie kusiło.

  • 1
  • Odpowiedz