Aktywne Wpisy
klewerewel +1
#rozowepaski #polska #warszawa #zwiazki #pieklokobiet
Nigdy nie widziałam faceta pchającego wózek z dzieckiem. Dlaczego zawsze jest to matka?
Nigdy nie widziałam faceta pchającego wózek z dzieckiem. Dlaczego zawsze jest to matka?
ProblemM8 +199
Ludziom mocno bambinizm wszedł. Mamy psa; partnerka pięści się nad nim jak dzieckiem. Ostatnio paznokcia sobie trochę rozwalił bo biegal jak wariat po ogrodzie. Ja mówię że trzeba zaczekać to mu odrośnie, przecież nie kuleje, ani nie wygląda źle. Ona że trzeba do weterynarza. #!$%@? pójdzie się kilkaset złotych znowu #!$%@?ć na 10 minutowa wizytę na której weterynarz powie to samo co ja (przerabiałem to już kilka razy)
A do tego nazywanie
A do tego nazywanie
Witajcie. Dzisiaj nieco odbiegnę od wesołych tematów wspomnień - zamiast tego, chciałbym powiedzieć trochę na temat rodzin mojej i reszty paczki, by przybliżyć wam parę spraw. Do tej pory były to raczej obszary tabu, które przewijały się tylko w kontekście.
Właściwie rzecz biorąc, nie miałem rodziny – jeśli nie licząc oczywiście matki, Eweliny. Odkąd pamiętam, mieszkaliśmy tylko we dwójkę, zdani na samych siebie. Nie znaczy to jednak, że mieliśmy problemy finansowe czy rodzinne. Właściwie, było wręcz przeciwnie – obojgu układało nam się dobrze, nawet w ciężkim okresie mojego dojrzewania (chociaż od czasu do czasu, bywało wybuchowo). Ewelina, gdy byłem już na tyle duży, by radzić sobie samemu w domu, mogła skoncentrować się na pracy – a było to mniej więcej w momencie zakończenia przeze mnie szkoły podstawowej.
Wtedy mogliśmy pozwolić sobie na większe niż dotychczas luksusy – jak komputer, telefony komórkowe (przy czym oczywiście ja dostałem swój później) i inne, dziś już na pozór trywialne zbytki. Z czasem doszedł Internet, później nowy samochód mamy – i tak dalej, i tak dalej.
Jeśli zaś chodzi o dziadków, ojca i wujków, to nie byli oni obecni w naszym życiu. Ewelina zerwała kontakty z jej rodzicami po tym, jak „pokłócili się” z nią na temat jej wpadki – czyli mnie, jakkolwiek by to nie brzmiało. Oczywiście nigdy nie powiedziała tego głośno, ale nie trzeba być geniuszem żeby wiedzieć, że dwudziestolatki z reguły nie zakładają rodzin.
Ojciec opuścił matkę, gdy już się urodziłem – nigdy o niego nie pytałem, nigdy go nie szukałem, nigdy się nim nie interesowałem. Od najmłodszych lat wiedziałem, że nie chcę mieć do czynienia z takim człowiekiem.
No i była jeszcze siostra mamy – czyli ciocia Iza. Starsza od niej o tych kilka lat (bodajże siedem), ale zupełnie oderwana od świata. Ewelina przestała z nią rozmawiać, gdy ta próbowała przekonać mnie, żebym zamieszkał z nią, jej mężem i ich dziećmi. Miałem wtedy sześć lat. Co się tyczy samej Eweliny, to odkąd pamiętam, była silną kobietą. Silną, ale delikatną. Za nic w świecie jednak, nie zdradzał tego jej wygląd – od zawsze była drobna (zapewne stąd jej miłość do obcasów) i niepozorna. Widząc taką kobietę, myśli się o niej zazwyczaj jak o kruchutkiej istotce, którą trzeba się opiekować i pilnować – nic bardziej mylnego. Mama była wyjątkowo inteligentna, spostrzegawcza i otwarta. Nawet w najtrudniejszych sytuacjach, starała się znaleźć wyjście i podchodzić do wszystkiego z uśmiechem na twarzy, co w pewnym stopniu było przeciwieństwem mnie – raczej zrównoważonego, poważnego i twardo stojącego na ziemi (ale oczywiście nie zawsze taki byłem).
Jej słabością były i dalej są typowo kobiece sprawy – czyli ubrania (miliard sukienek), kosmetyki i fryzury. Ta kobieta nie potrafiła się zmieścić w dwóch szafach i kilku szafkach rozsianych po całym domu, nie mówiąc już o pokaźnej kolekcji butów, w 99% na obcasie lub koturnie (nawet te, w których chodziła po domu!). Kosmetyki? W łazience zawsze było ich pełno – od kremów, po perfumy, od szamponów po maseczki.
W przeciwieństwie do ubrań i kosmetyków, Ewelina raczej nie eksperymentowała ze swoimi włosami – przeważnie nosiła je rozpuszczone, proste u nasad i falowane u końców – koniecznie w naturalnym, kasztanowym kolorze. Czasem zdarzało jej się upiąć kok albo kucyk – ale dosyć rzadko.
Jeden, jedyny raz, za namową matki Kamila – Mileny, z którą zaprzyjaźniła się gdy poszedłem do podstawówki i poznałem jej syna, poszła na całość i zrobiła sobie wakacyjną, krótką fryzurę. Kilka tygodni depresji, wyrzutów sumienia i płaczu, dwa lata odrastania. Zabawne, biorąc pod uwagę, że ani praca, ani rodzina, ani pieniądze, nigdy nie wywołały u niej tak skrajnych emocji.
W kwestii zainteresowań można wymienić taniec – nigdy nie robiła tego zawodowo, bardziej dla siebie – ale regularnie uczęszczała… A właściwie dalej uczęszcza na treningi i zajęcia.
Poza tym, jak to przystało na matkę, lubiła gotować (chociaż akurat to nigdy jej mocną stroną nie było), a także czytać (tutaj muszę przyznać, że naprawdę mnie tym zaraziła).
Plotkowania raczej nie można nazwać hobby, ale mimo wszystko, do jej rutyny należały spotkania z przyjaciółkami, z którymi rozmawiały na przeróżne tematy (nic specjalnego – wiem, bo kilka razy podsłuchiwaliśmy je z kolegami z nudów).
#pasta