Wpis z mikrobloga

Bywają naprawdę gówniane dni. Dni, kiedy nic się nie układa.
Pamiętam, jak w ósme urodziny pojechaliśmy z tatą rowerami do mojej koleżanki, Natalki. Chciałyśmy z Natalką znaleźć jej mamę, która w lesie zbierała poziomki. Mimo że byłyśmy na poziomkowym polu tysiące razy, to jakimś sposobem zabłądziłyśmy i pół dnia błąkałyśmy się o suchym pysku, szukając drogi powrotnej.
- Natalka, zejdź z drzewa - prosiłam koleżankę, która, zmęczona, postanowiła przespać się na wierzbie.
- Nie! Będę tu siedzieć zawsze! Będę tu siedzieć do 2004 roku!
Oznaczało to, że Natalka chce siedzieć na drzewie aż do końca świata - który, zgodnie z informacjami zawartymi w piśmie "Kaczor Donald", nastąpić miał właśnie w 2004 roku.
W piśmie "Kaczor Donald" często podawano sensacyjne informacje. Bardzo wyraźnie pamiętam artykuł o mężczyźnie, który przez 50 lat miał czkawkę, sześć żon i dziewięcioro dzieci.
Podobno czkał, śpiąc.
Do dzisiaj - gdy mam czkawkę - obawiam się, że już mi tak zostanie.

W każdym razie:
Natalka nie chciała zejść z drzewa. Robiło się chłodno. W sąsiedniej wierzbie trzeszczały kwiczoły.
Być może wiecie, że kwiczoły to takie ptaki, które, zaniepokojone, bombardują intruzów kupą.
Ja wtedy o tym nie wiedziałam.
Jako że byłam zła na cały świat, postanowiłam się wyżyć. Zaczęłam strzelać z procy do ptaków, które, trzeszcząc wściekle, zbombardowały Natalkę. Natalka spadła z wierzby, rozpłakała się, i powiedziała, że nie chce mnie więcej znać.

Jakimś cudem znalazłyśmy powrotną drogę. Na miejscu okazało się, że mój tata się upił i musiałam dzwonić do wujka, prosząc go, żeby po nas przyjechał. Wróciliśmy do domu około 18 - a mieliśmy być na 16, bo od 18 miał się na naszym boisku odbyć turniej piłki nożnej. Mama czekała przy bramie. Była naprawdę wściekła.
- Ty skończony idioto... - zaczęła wyklinać tatę, jednak falę wyzwisk za moment przerwał ryk silnika oraz chrobot opon na żwirze.
Ze sportowego Saaba wysiadł bardzo duży pan, chwiejnym krokiem podszedł do mamy, i uśmiechając się, zadudnił:
- Szczęść boże!
- Idioto! Wynoś się z domu! - mama, niczym niezrażona, wciąż klęła na tatę. - I ty też się wynoś! #!$%@?! Wszyscy jesteście tacy sami! - zaczęła wyzywać gościa z Saaba, po czym, rozjuszona do granic możliwości, sięgnęła po moją procę. - Zaraz dostaniesz w ten pijacki bebech! - powiedziała.
Jak powiedziała, tak zrobiła.
Później okazało się, że moja matka strzeliła biskupowi z procy w brzuch.
Ja zaś wieczorem nadepnęłam na zardzewiały gwóźdź i musieliśmy jechać do szpitala, gdzie zaraziłam się ospą wietrzną.
Bywają takie dni.

#truestory #nunkunpisze
  • 25
  • Odpowiedz
Bardzo wyraźnie pamiętam artykuł o mężczyźnie, który przez 50 lat miał czkawkę, sześć żon i dziewięcioro dzieci.


@nunkun: Pamiętam ten artykuł, też we mnie zaszczepił podskórny lęk przed czkawką. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz
@nunkun: jak zaczalem czytac to w pewnym momecie myslalem ze sie okaze ze poszlyscie na ta polane i zlalazlyscie mame kolezanki martwa ( ͡° ʖ̯ ͡°)
  • Odpowiedz