Wpis z mikrobloga

#pasta

No to słuchajcie tego. Mojemu staremu już się do reszty #!$%@?ło. Ja wiem, że on jest dziwny, matka to mówiła od kiedy zastała go wyjącego nocą do księżyca, ale zwalała winę na komunę i mówiła, że staremu przejdzie. Nie przeszło.

Jest grabarzem, bo taką gównorobotę wyłapał zaraz po tym, jak zgarnęło go ORMO z ulicy za handlowanie jakimiś kasetami disco polo, do których kserował okładki i upierał się, że to na 100% autentyki. Obili mu ryj i matka powiedziała, że od teraz będzie w domu panowała grobowa atmosfera, więc to wziął do siebie i zatrudnił się przy zakopywaniu nieboszczyków.

Przyłazi ostatnio i oznajmia, że on jest nowoczesny i modny i będzie organizował "halołiny". Myślę sobie - no #!$%@?, jeszcze tego brakowało. Chory jestem i ani wyjść z domu, ani się zabić, a ten będzie odstawiał cyrki, bo się debil naoglądał w telewizji, że tak robią ludzie, którzy jedzą sztućcami w tych dalekich, zachodnich krajach. Mówię mu, że w zachodnich krajach to myją włosy częściej niż raz na tydzień i nie wyginają się jak precel, żeby obryźć sobie paznokcie u stóp, ale udawał, że ogłuchł. Wymyślił, że naznosi ozdób z cmentarza, bo ludzie już przed Wszystkich Świętych natargali grających zniczy i innego badziewia, a kwiaty też będą akurat świeże, to "przystroi chałupę". Jak powiedział, tak zrobił - włazi dziś do chaty, matka ogląda jakiś teleturniej, a ten debil macha wiązanką i krzyczy: "Jeszcze nieboszczyk nie ostygł, a tatuś już zajumał, hehehehe, ma się ten łeb" - i wiesza to jak girlandę bożonarodzeniową. Stoi na tapczanie i przypina pod sufitem, a ja się modlę, żeby ten tapczan w końcu #!$%@?ął i go wessał do środka.

Najgorsze, że naspraszał gości. Otwierają się drzwi i wchodzą te jego beaty i andrzeje z pracy, hehe, jak tu modnie, jak nowocześnie, a jakie ładne ozdoby. Na dynię "szkoda piniendzy", więc kazał matce powycinać w kartoflach jakieś buźki, uśmieszki i inne #!$%@? i porozkładał te cuchnące ziemniaki po regałach. Na komodzie postawił znicz z pozytywką, która #!$%@?ła na zapętleniu "Panie Janie" i nie wiem sam, co za debil uznał, że to dobra piosenka na pogrzeb.

Najlepsze były jego, #!$%@?, halołinowe potrawy. W jego głowie powstał plan, że musi się kojarzyć z trupami, więc matka nagotowała "zupy na szmacie". Tak ojciec nazywał szary krupnik, do którego kazał matce nawrzucać kurzych nóg, żeby spotęgować atmosferę grozy. Siedzieli, żarli ten krupnik, a ojciec zarządził, że pora na opowiadanie strasznych historii. Słyszałem to jednym uchem z pokoju, czekałem na jakieś opowiastki o wywoływaniu duchów w ogólniaku, a ten debil zaczął wszystkim opowiadać, jak kiedyś pierdnął z kleksem w robocie i musiał ściągnąć gacie z nieboszczyka i podmienić na swoje, żeby go kierowca nie #!$%@?ł z tramwaju. Beaty się śmiały, a ten opowiadał, że to straszna historia, bo strasznie się czuł. Podgryzał też "nietoperze", które matka całą noc wycinała z galarety z nóg. #!$%@?ło to jak kostnica, a ojciec zachwycał się, że pasuje do klimatu.

Jak wychlali drugą flaszkę, to wpadli na pomysł przejścia się po bloku i wyżebrania słodyczy od sąsiadów, bo Andrzej widział to w telewizorze. Staremu aż się oczy zaświeciły, bo zrozumiał, że będzie za darmo. Niestety - dostali tylko w ryja od Marchwiaka spod dziesiątki, bo zapomnieli, że kiblował w kryminale i ma ciężką rękę.

Impreza skończyła się tym, że tapczan jednak #!$%@?ął - pod ciężarem Beatki, która zaśmiewała się z historyjki mojego starego, a potem zakrztusiła się paluszkiem i stary ją tak jebnął w plecy, że aż pękł pod nią tapczan.

Jedno jest pewne. Halloween się staremu udało. Było strasznie. Takiego horroru nie pamiętam jak żyję.
  • 3