Wpis z mikrobloga

[30/66] #66przygod

Nawiedzony dom stał samotnie przy jednej ze starych, opuszczonych uliczek za łąkami. Niedaleko, bo przy równoległej, bliźniaczej dróżce, wybudowanych było kilka domów zamieszkałych przez ludzi. Nie chodziliśmy tam praktycznie w ogóle, bo nie było tam niczego interesującego.

Przechadzaliśmy się łąkami, dzierżąc w dłoniach kije (znaczy się miecze), już nieco znudzeni katowaniem niewidzialnych przeciwników. Usiedliśmy przy jednym z malutkich jeziorek, głębokiego może na pół metra.

- Co robimy? – Zapytał Emil.

- Nie wiem jak wy, ale mnie się na dzisiaj znudziło. – Powiedziałem, siadając po turecku i kładąc broń na kolana.

- Głodny jestem, #!$%@?. – Burknął Sperma.


Młody przytaknął. Rzeczywiście, po kilku dniach z rzędu, zabawa w Diablo straciła nieco na uroku i potrzebowaliśmy przerwy. Chłopak rozejrzał się wokoło i nagle się uśmiechnął.

- Mam #!$%@? zajebisty pomysł.


W dalszym ciągu uzbrojeni w kije, podkradliśmy się od tyłu do jednego z domostw. W tym momencie zrozumiałem, co miał na myśli Młody. Szklarnia. Był akurat okres hodowania wszelakich warzyw i owoców, więc mogliśmy wziąć trochę dla siebie.

Ukryliśmy się w wysokich trzcinach i obserwowaliśmy otoczenie. Na zewnątrz nie było ani śladu żywej duszy. Lepiej było jednak dokładnie wszystko sprawdzić, żeby później nie żałować, podczas ucieczki łąkami.
Emil zaśmiał się, po czym zaczął swoją opowieść:

- Pokłóciłem się dzisiaj z nauczycielką. O co? No czapkę mi zabrała. Poza Młodym, wszyscy skierowaliśmy się w stronę Emila.

- Wszedłem #!$%@? do klasy, nie? Widzę czapka na stole. Podchodzę do niej na #!$%@? chama, bo żem zdenerwowany był, nie wysrałem się rano dobrze...

Sperma już nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

- #!$%@? do klasy, tak patrzę na nią, jakbym chciał ją #!$%@?ć. Nie odda mi pani czapki, prawda? No nie. To mi oddasz pieniądze.


Wszyscy dosłownie padliśmy na ziemię, rżąc na całe gardła i krztusząc się co chwila.

- To mi oddasz pieniądze, o #!$%@?! – Wyszeptał zapłakany Sperma. – O #!$%@?!

Młody zaczął przywoływać go do porządku.

- Sperma! Zamknij ryj, #!$%@?! Zaraz ktoś nas zczai!


Posiedzieliśmy w ukryciu jeszcze kilka minut, powtarzając cytaty z opowieści Emila, a gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, ruszyliśmy do akcji.
Prowadził Młody, zaraz za nim ja, potem Sperma i na samym końcu Emil, ubezpieczający tyły.

Wejście do szklarni znajdowały się od strony domu, więc musieliśmy okrążyć całą konstrukcję, a potem ostrożnie przekraść się do środka.

Warzyw było stosunkowo mało, a te, które rosły, były jeszcze niedojrzałe, małe. Emil rozgniótł kilka papryk kijem.

- Co ty #!$%@?, Emil? – Zapytał Młody.

- No tak se #!$%@?łem gruszkę #!$%@?.

- Chyba paprykę. – Poprawił Sperma.

- Jeden #!$%@?. Ładuj w kiejdy (potocznie kieszenie) co popadnie. Juma nie śpi.


Wszyscy zaopatrzyliśmy się w papryki i kabaczki. Młody pobiegł na drugi koniec szklarni, gdzie rosły przerośnięte bakłażany.

- Chodźcie, szybko! Patrzcie co tu mają!

Bez słowa zerwaliśmy po jednym bakłażanie i uciekliśmy z powrotem na łąki. Obyło się bez pościgów.

Będąc w bezpiecznej odległości, czyli przy jeziorku, gdzie rozpoczęła się nasza misja, sprawdziliśmy, czego i ile mamy.
Jednak za nic nie mieliśmy pomysłu, co z warzywami możemy zrobić.

- Ty, weź #!$%@? przekrój tą paprykę, to się do niej zesram! – Zaproponował Emil Młodemu.

- Nie mam #!$%@? noża.

- To może #!$%@? zrobimy z nich coś do żarcia? – Tutaj chłopak wziął paprykę i ugryzł ją. Po chwili wypluł wszystko, co miał w ustach.

- #!$%@?, gorzkie!

- A jakbyśmy zrobili jakąś procę albo katapultę? – Zapytałem.


Pomysł przypadł do gustu pozostałym. - Ładujemy pociski i na śmietnisko!

Gdy dotarliśmy na miejsce, było już ciemno. Wśród śmieci znaleźliśmy jakąś dętkę, czy kawał cienkiej gumy oraz metalową sklepową półkę, wysoką na mniej więcej metr. Mieliśmy chyba wszystko. Pierwsze próby przeprowadziliśmy na kamieniach – jako tako latały (a przynajmniej przelatywały na drugą stronę rzeki). Warzywa jednak za nic nie chciały iść w ich ślady. W ten sposób, zmarnowaliśmy dwie papryki.

- Ej, #!$%@?, to Michałek? – Zdumiał się Sperma. Rzeczywiście, Michałek przechodził właśnie przez most na naszą stronę.

- #!$%@?ć procę, będziemy rzucać xD – Padł pomysł.

Wzięliśmy warzywa, naciągnęliśmy kaptury na głowy i pobiegliśmy w stronę Michałka. Dziewczęcy pisk. Potem drugi, trzeci, czwarty. Za każdym razem, gdy jakieś warzywo uderzało w ciało Michałka, wydawał z siebie wysokie krzyki. Staraliśmy się celować w nogi, ale i tak połowa warzyw trafiała w plecy uciekającego chłopca.

W końcu Młody wybiegł do przodu i cisnął w niego bakłażanem. Strzał za dziesięć punktów – pod prawe kolano. Michałek upadł.
Uciekliśmy z miejsca ataku na łąki i ukryliśmy się w pobliżu zbiornika wodnego.

- #!$%@?, Młody. Piękny strzał. – Pogratulowaliśmy mu.

- Ładnie dostał.

Emil śmiał się jak opętany.

- Emil, co ci? – Zapytałem, ale po chwili zdałem sobie sprawę.

Na jasnych spodniach Emila wykwitła pośrodku plama. Chłopak płakał ze śmiechu i ocierał łzy rękoma.

- Ja… #!$%@?… Zejszczałem się ze śmiechu… - Każde słowo oddzielone było rechotem.

Co mogliśmy zrobić? Zaczęliśmy śmiać się razem z nim.

#pasta