Wpis z mikrobloga

W drugiej klasie szkoły podstawowej nasza pani stanęła na środku i - uśmiechając się promiennie - powiedziała:
- Dzieci, jedziemy na wycieczkę!
Wybuchnęłam wtedy płaczem, wybiegłam z sali i schowałam się w kuchni.
W kuchni znalazła mnie pani Aniela. Pani Aniela miała tylko jedno oko. Bardzo ją z tego powodu lubiłam.
- Powinna pani też nie mieć nogi i ręki - powiedziałam jej kiedyś, gdy rozdawała nam talerze z zupą mleczną.
Wierzyłam, że pani Aniela, szkolna kucharka, ma za sobą piracką przeszłość, bo - jak rasowy pirat - zawsze przeklinała i cuchnęła alkoholem.
- Zamiast "#!$%@?ć to!" powinna pani krzyczeć "niech mnie kule biją!" - powiedziałam jej kiedyś, gdy upuściła talerz z pulpetami. - A gdy jest pani wesoło - mrugnęłam porozumiewawczo - to najlepiej zaśpiewać "Johoho i butelka rumu".
- O, rumu! - pani Aniela uśmiechnęła się do mnie, cała rozanielona.
W każdym razie - w dniu, w którym dowiedziałam się o wycieczce, pani Aniela znalazła mnie za workiem z ziemniakami.
- Dziecko, dlaczego płaczesz?
- BO NIE CHCĘ JECHAĆ DO ŁODZI - wrzasnęłam.

Kiedy z ust rodziców padało słowo "wycieczka", oznaczało to, że jedziemy do Łodzi i że - między innymi - trzeba będzie spędzić pięć godzin w samochodzie.
- Ale tu brzydko - powie mama mijając Głowno.
- Gówno, nie Głowno - powie tata.
- Mamo, tato, czy możemy po drodze zwiedzić Muzeum Sromów? - zapytam ja.
Kiedyś przeczytałam w słowniku, że srom oznacza "zewnętrzne narządy płciowe kobiet i samic ssaków". Od tamtej chwili bardzo intrygowało mnie to muzeum.
Rodzice nigdy nie chcieli go zwiedzić, a gdy wreszcie dojeżdżaliśmy do Łodzi, mama obejmowała mnie, mówiąc:
- Wreszcie jesteśmy. Tu się urodziłaś.
Przypomniałam sobie o tym wszystkim wczoraj, gdy pisałam pracę pod - bardzo skądinąd oryginalnym - tytułem "Skąd jestem". Praca miała być zwieńczeniem serii wykładów o sztuce, z których ostatni dotyczył brzydoty.
- Miłość, namiętność jest piękna... Ale to, co szkaradne, może być też piękne - tłumaczył profesor.
W tym momencie przypomniało mi się, jak załatwialiśmy z tatą jakieś sprawy i przy okazji zabłądziliśmy na Bałutach.
Był ciepły, wiosenny poranek. Śpiewały sroki i wrony. Tata powiedział do mnie:
- No popatrz Kasiu! Łódź potrafi być naprawdę piękna.
Nagle zza śmietnika błysnęła nam podświetlona słońcem męska dupa. Jakiś facet, leżąc na innym facecie, wiercił się i kwękał.
Tata zasłonił mi oczy, wziął na ręce i zabrał do tramwaju.
Tego dnia wdepnęłam w psią kupę, ale byłam tak poruszona, że nawet mi to specjalnie nie przeszkadzało. W dodatku w drodze powrotnej zwiedziliśmy Muzeum Sromów.
Później przez jakiś czas nie jeździliśmy na wycieczki.

#heheszki #truestory #nunkunpisze
  • 18
  • Odpowiedz
via Android
  • 0
@padobar ostatni raz byłam w Lodzi jak manufakture otwierali, pewnie dużo się od tego czasu zmieniło. I tak najlepiej pamiętam Kino Cytryna i sklep z koszulkami pilkarskimi przy Struga (zawsze chciałam jakaś kupić, a były drogie). Dwa przybytki pewnie już dawno nie istnieją
  • Odpowiedz