Wpis z mikrobloga

a to nie był ten słynny chrzest kolonijny? Bo z tej sytuacji jedyne co pamiętam niezwykłego to fakt, iż ten cały kosmiczny ból dupy wywołało wyłącznie bycie księdzem przez głównego bohatera


@monochromatycznie: Zgadza się. To znaczy, nie tyle chrzest kolonijny, co ceremonia otrzęsin, symbolicznego przyjęcia "kotów" do grona uczniów. W każdym razie chodzi mniej więcej o to, co w kolonijnym chrzcie. Też brałem udział w czymś podobnym.
W tym przypadku wyszło