Wpis z mikrobloga

#piszzwykopem #horror #creepypasta

Dawno, dawno temu, gdy byłem jeszcze zielonką, jakiś Mireczek prosił o tłumaczenie dwóch "strasznych" historyjek z reddita. Ja, wiedziony jakąś nieopisaną chęcią niesienia bezinteresownej pomocy, postanowiłem pomóc i przetłumaczyłem jeden tekst; dzisiaj chciałbym zapomnieć o tamtym produkcie podliterackim. Ale niestety pamięć wymazać tego nie chce i z bliżej nieznanych mi powodów, postanowiłem przepisać tamto drugie opowiadanko; przepisać, bo bardziej to moja interpretacja niż tłumaczenie oryginału. Ostrzegam, że wyszedł kolejny gniot, którego jednak już nie będą miał siły poprawiać, a więc żeby nie zaginął w otchłaniach mojego dysku, wrzucam go tutaj, może ktoś go przeczyta - w co wątpię, sam bym go nie przeczytał. Oryginał O i znowu ta podludzka czcionka

To mój pierwszy post na forum, więc może zacznę od przywitania się. Cześć!
Dobra, teraz mogę przejść do rzeczy: zawsze miałem ze sobą jakiś dziwny problem, który przez wielu był uważany za taki… niemęski, nie wiem, wstydliwy, i – rzeczywiście – strasznie się go wstydziłem. Bałem się potworów. Nie śmiejcie się, proszę was, naprawdę bałem się potworów, i to nie tylko, gdy byłem dzieckiem, ale także w college’u, kiedy już powinienem był zachowywać się doroślej, no bo kto w końcu boi się potworów. Zawsze przed zaśnięciem dokładnie przetrząsałem wszystkie kąty w pokoju, sprawdzałem z latarką, co się dzieje pod łóżkiem – zwykle nic – albo wyjmowałem z szafy wszystkie ubrania i oświetlałem sklejkę z tyłu, wpatrując się czasami bardzo długo, czy wśród grających cieni nie pojawi się jakiś kształt czy inny duch, upiór, widmo, zmora, sukkub, diabeł, demon, szatan, mara itd. Cholera jasna, kiedy to piszę, to uświadamiam sobie, że cały czas się boję; lepiej zapalę światło, bo robi się już ciemno.
Ale w końcu spotkałem ją – moją żonę, moją piękną Natalie. To było jak oświecenie, wydawało mi się, że przestałem się już bać tych ciemności, że kiedy jestem z nią, to wszystkie dotychczas ciemne zakamarki rozświetliły się i nic nie skrywają.
Poznaliśmy się w college’u. Byłem wtedy trochę nieśmiały, nieobyty w kontaktach z płcią piękną, lecz mimo to kiedy pierwszy raz spojrzeliśmy sobie w oczy, to wiedziałem, że to ona – ta jedyna. I ona też to wiedziała. Brzmi to tak romantycznie, że możecie pomyśleć, iż kłamię, ale, cóż, chyba życie nie zwraca tak wiele uwagi na banały. Natalie była miła dla wszystkich, nigdy nie spotkałem tak uprzejmej osoby: zawsze służyła pomocą, robiła zbiórki na schroniska i te wszystkie inne rzeczy; naprawdę byłem tym wszystkim zafascynowany, mnie nigdy nie było stać na takie bezinteresowne gesty, jednak z jej pomocą przemogłem się: raz nawet wziąłem udział w przedstawieniu dla jakichś dzieci z domu dziecka – grałem rolę drzewa: stałem ubrany w taki stelaż, obklejony brązowym płótnem, i cały czas kiwałem się, żeby papierowe liście wyglądały, jakby szumiały na wietrze. I jeszcze jej oczy – zielone, głębokie, inteligentne, mogłem się w nie wpatrywać godzinami, co tam godzinami – całe życie. Oświadczyłem się.
Zgodziła się. Parę tygodni później stanęliśmy przed księdzem: ja i najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek spotkałem. Z satysfakcją patrzyłem na kuzyna Przemka, który zawsze się ze mnie wyśmiewał, że nie jestem taki wysportowany, taki rozgadany, i że będę mógł się ożenić tylko z jakąś pasztetówą, gdyż żadna inna nie będzie mnie chciała. A teraz – ja stałem przy dziewczynie, która wręcz lśniła przy tej jego narzeczonej.
Przeskoczmy dalej: jesteśmy już małżeństwem od jakiegoś czasu, pracuję jako informatyk i biorą piętnaście tysięcy na rękę, a moje życie jest po prostu wspaniałe. Nie miałem przed Natalie żadnych sekretów, powiedziałem jej wszystko: moje najgłębsze pragnienia i lęki, wszystkie namiętności i śmieszności. Pamiętam dzień, kiedy powiedziałem o moim irracjonalnym lęku przed potworami, oczekiwałem, że mnie wyśmieje, widziałem oczami wyobraźni, jak wstaje, pakuje się i wyprowadza ode mnie; ale ona tak nie zrobiła, nie mogła tego zrobić, bo przecież to była Natalie – moja Natalie. Powiedziała mi, że od dzisiaj nie mam się czego bać, będzie przy mnie stała i mnie chroniła, stanie się moim aniołem stróżem. I naprawdę: od tamtego czasu zacząłem normalnie sypiać nocami, nie budziłem się w środku nocy, oblany zimnym potem i drżący, czekając na coś, czego nie ma i co nie ma prawa przyjść. Teraz, leżąc w łóżku i odwracając głowę w prawo, widziałem tylko twarz Natalie, która czasami się budziła i otwierała oczy, i leżeliśmy tak, wpatrując się w siebie – jej zielone oczy przeszywały mnie na wylot i wyganiały z mojego serca wszystkie lęki – już nigdy nie miałem go poczuć.
Jednak sielanka nie trwała wiecznie, wydarzyły się pewne rzeczy, które wprowadziły odrobinę niepokoju w moje dotychczas spokojne życie. Pierwszy raz spotkałem się z tym o trzeciej nad ranem: okropne pragnienie zmusiło mnie do wstania z łóżka. Sięgnąłem ręką na stolik obok w poszukiwaniu latarki, która zawsze była moją towarzyszką, kiedy musiałem zrobić coś w ciemnościach. Zapaliłem ją jeszcze w łóżku. Przysiadłem na brzegu i po omacku jąłem szukać kapci; znalazłem je, wstałem i mimowolnie spojrzałem na łóżko: Natalie nie było. Zacząłem się rozglądać, odrobinę przestraszony perspektywą przebywania w nocy samemu oraz brakiem Natalie. Wyszedłem z sypialni i wtedy usłyszałem szum wody: spojrzałem w stronę łazienki, w której paliło się światło, a przez szybę w drzwiach można było zobaczyć ludzką sylwetkę. Natalie, pomyślałem. Po chwili odwróciłem się i zszedłem po schodach do kuchni. Przechodząc przez drzwi, strasznie się przestraszyłem, poczułem jak serce przyśpiesza – ktoś stał przy zlewie. Natychmiast skierowałem na tę sylwetkę strumień światła i ze zdumieniem spostrzegłem, że to Natalie. Ale przecież dopiero co widziałem ją na górze w łazience. Powiedziałem cicho: – Natalie – a ona szybko odwróciła się do mnie i powiedziała, że ją przestraszyłem i żebym się tak nie skradał. – Ja się skradam – rzuciłem i powiedziałem, że mogę przysiąc, że dosłownie przed chwilą widziałem ją na górze w łazience. Zaśmiała się cichutko, ukazując piękne, białe i równe zęby. Powiedziała, że to nie możliwe, bo ona zeszła tylko tutaj, żeby się napić, i że musiało mi się coś przywidzieć. Rzeczywiście, byłem trochę zestresowany i mój umysł mógł mnie postraszyć jakąś chorą wizją, szczególnie, że kiedyś też zawsze wyobraźnia podsuwała mi czy to jakieś szurania, czy skrzypienie podłogi, czy też jakieś ciche szepty. Zapomniałem w ogóle o pragnieniu i poszedłem na górę położyć się do łóżka, a Natalie została w kuchni.
Uspokojony wszedłem do sypialni i spostrzegłem, że ktoś leży w łóżku. Nogi zrobiły mi się jakby z waty, nie mogłem ruszyć się z miejsca i tylko patrzyłem przed siebie. Oświetliłem łóżko latarką: to była Natalie. Ale przecież przed chwilą była na dole. Jak mnie wyprzedziła? przecież przed chwilą była na dole, widziałem ją na dole, stała na dole przy zlewie, naprawdę nie mogła mnie minąć, przecież bym coś zobaczył, a stała na dole przy zlewie, piła – czy to była Natalie? Widziałem głowę z zwichrzonymi włosami, rozrzuconymi w nieładzie na poduszce, jedna ręka wystawała spod kołdry i leżała na mojej stronie łóżka. Jeszcze parę chwil temu to była moja ręka mojej Natalie, trzymałem ją przez sen i byliśmy razem, a teraz: nie mogłem jej poznać, to była obca ręka, obca głowa i obce włosy. Okropnie się bałem, nie mogłem się nadal ruszyć, nie chciałem się kłaść obok niej, jeśli to nadal była ona, bo jeśli nie była, to… nie wiem. Moje życie, było już tak dobrze. Nagle owa osoba się poruszyła i powoli podniosła, siadając na łóżku; przyjrzałem się dokładnie jej twarzy: wyglądała jak twarz Natalie, bez makijażu, lewa strona była odgnieciona od poduszki, jakby przez cały czas leżała tutaj, wciskając głowę w łóżko, ale przecież przed chwilą widziałem ją na dole, a jeszcze wcześniej w łazience. Natalie powiedziała zaspanym głosem: – Co tak stoisz, chodź się połóż. – Co miałem zrobić? Położyłem się, licząc, że to wszystko to tylko nocny koszmar.
Obudziłem się nad ranem. Wpadające przez okno promienie światła rozświetliły pokój, który stracił całą atmosferę grozy, jaką emanował w nocy. Położyłem się na plecach i powoli obróciłem głowę w prawo: zobaczyłem twarz Natalie, nie miałem żadnych wątpliwości, czy to ona, czy ktoś inny. Jak w ogóle mogłem sądzić, że to nie ona? To śmieszne. Marzyłem, żeby odsłoniła zielone oczy, w których mogłem się całkowicie zatracić, tak jakby to one były moim schronem, moim bunkrem, miejscem, gdzie żadna zła siła nie mogła mnie dosięgnąć – ani ludzka, ani nadprzyrodzona.
Po chwili Natalie także się obudziła. Uśmiechnęła się do mnie – tylko tego potrzebowałem, tego i jej oczu. Po śniadaniu spytałem się jej, co robiła w nocy. Odpowiedziała, że zeszła do kuchni napić się wody, a ja o mało co nie wystraszyłem jej na śmierć. Na usprawiedliwienie powiedziałem, że byłem zaspany, że sam ledwo pamiętam, co się wtedy działo. Oczywiście skłamałem: pamiętałem wszystko. Znowu zacząłem się zastanawiać obok kogo się położyłem w nocy. Obudziłem się na pewno obok Natalie, ale czy już wtedy tam leżała, czy przyszła później; jeśli przyszła, to obok czego leżałem i co to coś zrobiło potem, że Natalie tego nie widziała. Gdy poszła się myć, przetrząsnąłem wszystkie szafy w sypialni, sprawdziłem dokładnie, co jest pod łóżkiem, zszedłem do piwnicy, nawet strych przeszukałem. Nikogo w domu nie było oprócz naszej dwójki. Chociaż będę szczery: kiedy byłem na strychu, wydało mi się, że za domem, w ogrodzie, coś się poruszyło, a nie mógł to być żaden człowiek, który wszedłby bez pozwolenia na teren naszej posesji, ponieważ ogród był w całości odgrodzony od ulicy i jedyne doń wejście prowadziło przez zamknięty dom. Pewnie wiewiórka. Albo kot.
Następny tydzień przeleciał bardzo spokojnie: ani razu nie zauważyłem niczego niezwykłego. Co prawda nie wstawałem już w nocy z łóżka, więc nie mogłem prowadzić dokładniejszych obserwacji. Przezornie załatwiałem przed snem wszystkie potrzeby, stawiałem obok łóżka duży kubek wody, żeby dotrwać do rana bezpiecznie w łóżku obok Natalie. Jednak niestety wydarzyło się coś, co przerwało ten stan błogiego spokoju: w niedzielę, kiedy nikt z nas nie musiał iść do pracy, Natalie obudziło mnie około jedenastej nad ranem. Powiedziała, że już wstaje i idzie do sklepu, wróci gdzieś tak za godzinę. Przytaknąłem i usnąłem. Za pół godziny wstałem, zszedłem na dół, aby się przebrać i przygotować jakieś większe niedzielne śniadanie, ponieważ chciałem sprawić niespodziankę żonie, ale niestety – chyba nic z tego: przy stole w kuchni siedziała Natalie. Powiedziałem: – Już wróciłaś, kochanie? – Ale nie doczekałem się żadnej odpowiedzi, Natalie siedziała dalej na krześle i powoli sączyła wodę. Dopiero po chwili spojrzała się na mnie zielonymi oczami i uśmiechnęła się. Uśmiech wydał mi się trochę dziwny: był taki nienaturalny, jakby lekko wymuszony. Odpowiedziałem uśmiechem i nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie czekając na reakcję Natalie, poszedłem do przedpokoju i otworzyłem drzwi. Wiecie kto za nimi stał? Natalie. Z uśmiechem zapytała się mnie, czy pomogę jej wnieść torby do domu. Nie zareagowałem, krew odpłynęła mi z twarzy, ona natychmiast to dostrzegła, położyła torby na progu i powiedziała: – Co się stało? – Bez słowa złapałem ją za rękę i, zostawiając otwarte drzwi z wystawionymi zakupami, zaprowadziłem ją do kuchni, gdzie już nikogo nie było. Poczułem ogromne zmęczenie, przysiadłem na wysuniętym krześle, na którym przed chwilą, mogę przysiąc, siedziała Natalie. Usiadła naprzeciw mnie i jeszcze raz spytała się, co się stało. Teraz już byłem pewny, że to nie są żadne zwidy spowodowane zmęczeniem i niewyspaniem, przecież widziałem to coś w dzień, w jasny dzień, nic nie mogło mi się przywidzieć. Opowiedziałem jej wszystko: to jak tydzień temu widziałem ją w trzech miejscach, jak dzisiaj widziałem ją w kuchni, a chwilę później przed drzwiami. W czasie mówienia zaobserwowałem, że jej twarz staje się starsza, bardziej zmęczona, jakby już raz słyszała tę historię.
– Tak – powiedziała. – Już… Boże, to okropne, przepraszam, że ci nic nie powiedziałam… Ty mi wszystko, a ja jakieś tajemnice trzymałam. Nie mogę uwierzyć, że to znowu… Dobra, zacznę od początku. Jeśli będziesz… nic. Dobra…
Urwała w połowie. Wstała i nalała sobie wody do szklanki, z której przed chwilą korzystało to coś. Chciałem ją ostrzec, ale słowa uwięzły mi w gardle, poczułem, że język stał się okropnie suchy, jakbym od wielu dni nic nie pił. Natalie, trzymając w dłoni szklankę, usiadła i kontynuowała już spokojniejszym głosem:
– Miałam wtedy dziewięć lat. Pewnego razu bawiłam się w ogrodzie, huśtałam się na huśtawce, nie ważne, przyszła do mnie moja babcia. Na mój widok zrobiła takie wielkie oczy i zapytała się, co ja tutaj robię. Nic nie odpowiedziałam, przecież dobrze widziała, że bawię się. Przysiadła się koło mnie i powiedziała, że przed chwilą widziała mnie w moim pokoju. Powiedziałam: – Ale to nie możliwe, babciu, cały czas się tutaj bawię. – Chyba mi nie uwierzyła, musiała uznać, że stroję sobie z niej żarty. To był pierwszy taki przypadek. Potem to już regularnie: ktoś widział mnie gdzieś, gdzie mnie nie było, schodziłam na obiad nie schodząc na niego, raz nawet, kiedy leżałam chora w łóżku, moja wychowawczyni zadzwoniła ze szkoły, że zachowuję się jakoś dziwnie, niby cały dzień się nie odzywam, nie odpowiadam na pytania nauczycieli, tylko się dziwnie uśmiecham. Mama powiedziała, że to niemożliwe, bo przecież cały czas leżałam w łóżku. – Przerwała, napiła się wody i po chwili mówiła dalej: – Trwało to gdzieś, nie wiem, cztery czy pięć lat. Skończyło się tak samo, jak się zaczęło: nagle. Ludzie przestali mi mówić, że byłam gdzieś, gdzie mnie nie było. Wszystko po prostu wróciło do normy. Aż do teraz… chyba?
Spojrzała się smutno, ale mi w ogóle było daleko do jakiegokolwiek strachu: patrzyłem się w jej zielone oczy i czułem się bezpiecznie. W końcu bałem się nieznanego, a teraz, gdy poznałem tę tajemnicę, to już nie mogła mnie zaskoczyć. Zapewniłem Natalie, że nic nas nie rozdzieli, że może kiedyś znajdziemy kogoś, kto pomoże nam z tą dziwną sytuacją. Smutek zniknął z jej twarzy.
Do tej nowej sytuacji przyzwyczajałem się przez parę następnych miesięcy. Na początku było trochę dziwnie, nie bałem się już jednak, ponieważ wiedziałem, co się dzieje; co więcej: czasami dzięki temu sukkubowi czułem się bezpieczniej – w końcu wyglądał dokładnie tak samo jak Natalie, miał te same zielone oczy, jedyna różnica była w tym, że nic nie mówił, zawsze był niemy. Czasami zdarzały się jakieś nieprzyjemne sytuacje, jak na przykład, kiedy siedząc samemu w domu, spostrzegłem otwierające się drzwi od piwnicy i wychodzącą z nich postać. Sukkub stanął, popatrzył się na mnie oczami Natalie i uśmiechnął się. Zwykle w takich sytuacjach odwzajemniałem uśmiech, nawet nie wiem czemu, może on też potrzebuje jakiejś bliskości, więzi z innymi, i wybrał sobie postać Natalie, ponieważ była to osoba nad wyraz miła dla innych, także dla duchów. Musiałem wyćwiczyć parę nowych odruchów: gdy zobaczyłem Natalie, to zawsze mówiłem głośno jej imię; jeśli odpowiadała, to znaczyło, że mam do czynienia z moją żoną, a jeśli postać tylko odwracała się i niemo uśmiechała, to musiałem spotkać sukkuba. Naprawdę nie stanowiło to żadnego problemu. Była parę dosyć zabawnych przeżyć, na przykład pewnej środy kochaliśmy się z Natalie w sypialni, gdy usłyszałem kroki i zobaczyłem stojącego w drzwiach sukkuba. Wybuchnąłem śmiechem. Po chwili upiór odwrócił się i odszedł, chyba nie spodziewał się zastania nas w negliżu. Właśnie: nigdy nie spytałem się Natalie, czy kiedykolwiek widziała swoje lustrzane odbicie; nigdy nie widziałem ich w jednym miejscu w tym samym czasie: zawsze albo Natalie, albo sukkub. Mogę brzmieć trochę dziwnie, bo kto w końcu chciałbym mieszkać z jakimś duchem, który nachodzi cię w najintymniejszych sytuacjach, ale jakoś się tym nie przejmuję. Może zawsze coś było ze mną nie tak – w końcu kto się boi potworów spod łóżka w college’u.
Ale sielanka trwała tylko do dzisiaj. Rano Natalie powiedziała mi, że babcia zaprosiła ją na obiad i, jeśli chcę, mogę z nią jechać. Nie chciało mi się, powiedziałem więc, że zostanę. Natalie wyszła z domu, a ja nie mając nic lepszego do roboty, rzuciłem się na kanapę przed telewizor. Siedziałem tak, oglądając jakiś durny film akcji, kiedy poczułem nagłą ochotę na ciasto. Jak dobrze, że akurat wczoraj upiekliśmy jabłecznik. Poszedłem do kuchni i zobaczyłem sukkuba, pijącego wodę przy zlewie. Miał nawet własną szklankę: zawsze używał tej samej, więc odkładaliśmy mu ją z boku, żeby nie musiał jej nigdzie szukać. Uśmiechnąłem się na jego widok i powiedziałem: – Jak dobrze cię widzieć. Znowu się mną opiekujesz. – Odwróciłem się do mnie i wyszczerzył zęby w uśmiechu, który wydał mi się szczery. Traktowałem go trochę jak jakieś domowe zwierzątko, zawsze tu był, zdawał się opiekować nami; tylko te zielone oczy nie pozwalały mi o nim myśleć jak o psie czy innym kocie. Wziąłem ciasto.
Nagle usłyszałem telefon: podniosłem słuchawkę i usłyszałem głos Natalie. Zapytała się, jak mi mija czas i powiedziała, że wróci trochę później. Powiedziałem, żeby się nie martwiła, że ja i sukkub będziemy pilnować domu i żeby wróciła, kiedy będzie chciała. Nagle usłyszałem tłuczone szkło. Nie opuszczając słuchawki, odwróciłem głowę; po chwili wypadła mi z ręki, słyszałem tylko, że Natalie coraz głośniej pytała się, co się stało. Sukkub stał nieruchomo, z jego ręki ściekała krew, chyba musiał zgnieść szklankę w dłoni; jego głowa była dziwnie przekręcona i wlepiał we mnie spojrzenie, w którym nie było już nic z Natalie: jego oczy straciły ten zielony kolor, stały się całkowicie czarne jak w jakimś budżetowym horrorze. Oddychałem coraz szybciej, zimny pot oblał mi plecy, znowu poczułem się jak wtedy, gdy byłem dzieckiem i budziłem się w nocy, szukając przerażonym wzrokiem potworów w ciemnym pokoju. Ale teraz potwór stał przede mną, wlepiając we mnie oczy, penetrując moje serce, widząc wszystko, a ja nie mogłem odwrócić wzroku. Natalie cały czas krzyczała.
Upiór się poruszył; wyciągnął prawą dłoń z ciągle wbitym szkłem w moją stronę i ruszył z wolna, wkładając w każdy krok jakby duży wysiłek. Krew skapywała kroplami na podłogę, rozpryskując się i znacząc drogę krwawymi śladami. Także jego włosy zaczęły się zmieniać, straciły swój dawny kolor i stały się całkowicie białe jak kość. Nie mogłem się ruszyć ani na krok, stałem tak sparaliżowany okropnym lękiem, czując jak moje mięśnie przemieniają się w głaz, co miałoby też dobre strony, ponieważ potwór nic by nie mógł mi zrobić, a tak stałem tylko miękki, bezbronny, tkanki udawały, że zapewniają jakąkolwiek ochronę przed pazurami czy kawałkiem ostrego szkła, które sukkub skierował w stronę mojej szyi, jakby już za chwilę miał ruszyć do zwycięskiej szarży i przebić mnie szkłem niczym kopią, podrzynając gardło. Lecz wtenczas zdarzyło się coś, co dodało mi sił; mój słuch zaczął znowu działać i mogłem usłyszeć krzyk Natalie, mówiący, abym odwrócił głowę, abym przestał się patrzeć w oczy jej sobowtóra. Wytężając całą wolę, zmusiłem zastygłe mięśnie do skurczów i rozkurczów, obróciłem głowę i przestałem go widzieć; czekałem na morderczy cios, który miał przyjść nie wiadomo skąd, nie wiadomo kiedy; zamknąłem oczy, bym nie musiał widzieć jego twarzy, kiedy obdarowywałby mnie śmiercią – lecz nic takiego się nie stało. Powoli rozwarłem powieki i rozejrzałem się dokoła; nikogo oprócz mnie nie było w kuchni, nawet plamy krwi zniknęły z podłogi, o całym wydarzeniu przypominały tylko okruchy stłuczonej szklanki, rozrzucone po całej posadzce. Największy kawałek, który tkwił wcześniej wbity w dłoń sukkuba, leżał tuż przy mnie, tuż przy mojej nodze; na plecach poczułem dreszcz, jako że uświadomiłem sobie, iż tylko parę centymetrów dzieliło mnie od śmierci.
Nogi odmó
  • 2
tl:dr, za dużo do czytania, jeszcze się nie obudziłem ale wysłane na Kindle przeczytam wieczorem, chociaż to możne być nie najlepszy pomysł.