Wpis z mikrobloga

Po tułaczce po starym wydziale wracamy znów na mój ostatni wydział. Nowy i pachnący farbą.

Pierwszy, próbny, rozruch. Chodziło o wyeliminowanie wszystkich niedociągnięć przed ruchem ciągłym instalacji. Nieszczelności, złe nastawy zaworów, które były policzone tylko teoretycznie itd. W związku z tym, że był to pierwszy rozruch instalacji w jej historii, to do tego przedsięwzięcia zostały ściągnięte wszystkie zmiany do pomocy. Generalnie tłum ludzi, bo jeszcze kierownictwo, bo jeszcze szefostwo zakładu, bo jeszcze...

Przed właściwym rozruchem odbyła się w mistrzówce tzw. „burza mózgów” (mistrzowie poszczególnych zmian i sterowniczy), czyli co może pójść nie tak i jak temu zaradzić. Po kolei każdy się wypowiadał, jakie ma obawy, wątpliwości etc.

Przyszła i na mnie kolej, więc mowie, że zasadniczo, to ja się boje o nitkę produkcji pary a ścisłej o sam walczak. Osobliwie dowiedziałem się, żebym się nie zajmował pierdołami, bo cały układ działa w „automatyce” - ni mo strachu.

Teraz skąd moje wątpliwości i jak ten układ działa.

Walczak – o którym kiedyś już wspominałem – był odpowiedzialny za „pozbywanie” się pary z układu na turbinę parową. Pod walczakiem pracowała pompa wody, która wyciągała wodę i pompowała ja w siec rur do reaktora (w którym panowała temp. ok. 895 stopni). Tam następowało przegrzanie wody (ale jeszcze nie odparowanie). Następnie następował powrót wody do walczaka i jej gwałtowne odparowanie. Z kolei sama para przechodziła jeszcze kolejnymi rurami na przegrzewacz pary pod reaktorem i dalej już na turbinę parową. Wszystko łatwo, prosto i logicznie. No, niekoniecznie, bo mamy do czynienia z kilku kilometrami rur. *

Co może pójść nie tak? Wyobrażałem sobie to wtedy tak, bo doświadczenie z parą było u mnie wtedy level < 0. Mam zwykły garnek (walczak) w którym będę „robił” parę. Ale nie w garnku będę wodę gotował, tylko w rurkach podłączonych do niego. Kilkunastu metrach rurek...
W pierwszym etapie, zanim woda osiągnie magiczne 100 stopni co zacznie dziać z wodą? Zgadza się! Zacznie się rozszerzać, co pociągnie za sobą wzrost poziomu wody w garnku. Po osiągnięciu 100 stopni zacznie się produkcja pary i – dopiero teraz – spadek poziomu.

Koniec,wracamy do rozruchu. Jak wspomniałem wcześniej w związku z tłumami wszyscy zostali porozstawiani po aparatach i to takich nawet, ze podczas późniejszego ruchu nikt nawet kijem by tego aparatu nie dotknął. No, ale nadwyżka ludzi, więc wykorzystać trzeba wszystkich. Ja otrzymałem „zadanie” patrzenia przez wziernik w reaktorze (utleniaczu) na siatki. Baaaardzo odpowiedzialne zadanie. Jakby coś poszło nie tak, to co ja mam robić? Houdinim nie jestem. Mógłbym się tylko patrzeć. Ale na szczęście miałem jakieś 5 m do walczaka i miałem tez podgląd na jego poziom i „obsługującą” jego osobę.

Moment rozruchu

Patrze się we wziernik, jak szpak w..., bo tak, czy owak, to jakieś tam kolejne doświadczenie. Siatki zaczynają powoli robić się lekko pomarańczowe, czyli już amoniak się utlenia. Ale kątem oka widzę, ze „walczakowemu” zaczną chyba za chwile wypadać włosy. Same, albo zacznie je sobie samemu wyrywać. Znaczy poziom rośnie zgodnie z moim przypuszczeniem. Patrze na poziomowskaz. Ze się tak wyrażę, „grubo”.

Pokazuje palcem (pokazuje, bo na hali był taki hałas, ze i tak by nic nie usłyszał nawet gdybym darł się) na zawór spustowy pod walczakiem, żeby go odkręcał i spuszczał wodę. Ale po wyrazie jego twarzy i rozłożonych rekach widzę, ze ma za daleko do głowy, więc ruszam sam do akcji. Zrobiłem dwa kroki i... sru. Instalacja stoi.

Na sterowni oczywiście zbiegowisko. Wszyscy szukają przyczyny zatrzymania. Szukają, ale nie na tych nitkach, na których powinni szukać.

- Nie szukajcie na maszynie. Na odparowaniu amoniaku tez nie.
- To gdzie?
- Układ pary.

A tam stoi „piękne”: maksimum poziomu w walczaku. Gdzie poziom dla blokady to 70% a aktualny stan pow. 90%.

- Skąd wiedziałeś?
- Widziałem.
- Ale skąd wiedziałeś, ze tam mogą być problemy?
- Nie wiedziałem, ale przeanalizowałem we łbie i tak jakoś wyszło.
- Przy następnym uruchomieniu staniesz na walczak?
- Stanę o ile nie padnę na ryj, bo to 18 godzina w pracy... Ale czekaj. Walczak nie działa w układzie automatyki?

Żart nie dostał doceniony.

Stanąłem. Po raz pierwszy wtedy wjechałem na białym koniu. Udało się nawet uruchomić instalacje. Na jakieś 15 minut. Kolejne 8 godzin, jak krew w piach. Wtedy tez pobiłem swój „rekord” życiowy. 4 dni w pracy (z krótkimi przerwami na drzemki).

Zrobiła się ściana, więc o kolejnym uruchomieniu (zabawnym) jutro.

*) opis układu jest dla laików. Fachowców proszę o nie czepianie się mnie.

#chemiczneopowiesci #bezpieczenstwowprzemysle
  • 15
@verruct: Bo regulacja poziomu wody w walczaku faktycznie powinna być jednym z podstawowych układów regulacji, opierającym się na regulacji dopływu wody zasilającej do kotła...

Ale fajnie się czyta takie historie:) Pisz, pisz, dałem suba.
@pschemo: Pamiętaj, ze to był pierwszy rozruch. Moj czas i tak nie był najdłuższy. O ile dobrze pamiętam, to rokordzista był starszy mistrz (tydzień czasu). Przy czym nikt z tego powodu nie płakał, bo nadgodziny były płatne (150% stawki podstawowej).
@verruct: Parę kwestii:
- w rurach następowało podgrzanie, a nie przegrzanie wody
- w walczaku nie ma żadnego "gwałtownego odparowania", walczak działa tylko jako zbiornik i separator pary od wody, nie ma w nim dostarczania ciepła, parowanie następuje w rurach wznoszących do walczaka
- skoro masz tam pompę obiegową, to woda ma nadciśnienie i nie zaczyna wrzeć w 100 stopniach, tylko przy wyższej temperaturze
- automatyka utrzymywania poziomu wody w walczaku
@furcio:

w rurach następowało podgrzanie, a nie przegrzanie wody

Mowa była o przegrzewaczu pary a nie wody

w walczaku nie ma żadnego "gwałtownego odparowania", (...)

Czytałeś co napisałem pod "gwiazdka"? To jest opis po "łebkach", żeby nie zapuszczać się w kwestie stricte techniczne, które są dla większości zwyczajnie nudne.

skoro masz tam pompę obiegową, to woda (...)

Ludzie, czytajcie ze zrozumieniem. W przypadku tych nieszczęsnych 100 stopni mowa była o przykładzie
@verruct:

Pod walczakiem pracowała pompa wody, która wyciągała wodę i pompowała ja w siec rur do reaktora (w którym panowała temp. ok. 895 stopni). Tam następowało przegrzanie wody (ale jeszcze nie odparowanie).

Mowa była o podgrzewaczu, a nie przegrzewaczu.

Racja, mój błąd, nie przeczytałem co jest pod gwiazdką. Ale jest różnica między tłumaczeniem w prosty sposób, a pisaniem nieprawdy.

Uważasz wiec, ze dostanie się wody na łopatki turbiny nie jest żadnym
@verruct: @furcio:
Nie wczytywałem się jeszcze we wcześniejsze Twoje teksty, Verruct, ale widać, że to musi się dziać w przemyśle:), bo w energetyce zawodowej panuje chyba jednak dużo większy porządek, dbałość o urządzenia i kompetencja.
@verruct: dobrze że furcio kwestionuje Twoje opowieści, dzięki temu wszytko nabiera więcej wiarygodności, mało to było bajko pisarzy na wykopie?
Ja tam lubię Twoje historie ale się nie znam, wiec nawet jakbyś opowiadał o głupotach to i tak bym to łyknął jak młody pelikan