Wpis z mikrobloga

  • 13
Szanghaj - jak na razie pierwsze i mam nadzieję jedyne rozczarowanie tej podróży. Od samego początku panującą tam atmosfera nie przypadła mi do gustu. Gdybym drugi raz mógł zaplanować trasę, chińskie miasto, które nigdy nie zasypia, zostałoby pominięte. Być może miałem zbyt duże oczekiwana, być może nastąpił przesyt zwiedzania dużych miast, albo po prostu na mojej drodze zaczęli się pojawiać ludzie o niekoniecznie dobrych intencjach. I to o niech będzie ten wpis.
Zaczęło się niewinnie. Tym razem to ja miałem robić zdjęcie młodej chińskiej parze. Normalna sprawa, ile razy ktoś mnie już o to prosił. Pierwszy, drugi, no i jeszcze dla pewności trzeci pstryk, gdyby dwa poprzednie się nie spodobały i robota wykonana. Po wszystkim oddaje aparat i jak to zazwyczaj bywa mam zamiar wybrać się w swoją stronę. Słyszę jednak:
- Hej, hej, skąd jesteś?
No dobra, czas na small talk, jeszcze chwila i ruszę dalej. Niby nie odpowiada się pytaniem na pytanie, ale w tym przypadku robię to dość często:
- Jak myślicie? - pytam z nadzieją w głosie, że ktoś w końcu powie "Polska".
- Ameryka? - z uśmiechem kręce głową - a tak dobrze mówisz po angielsku! Europa? Francja!
- Polska - nie tym razem. W rewanżu staram się wykazać drobne zainteresowanie i dopytuję skąd przyjechała miła para.
- Nie będziesz wiedział, okolice Tybetu - skwitowała i zaczęła się seria pytań - Jesteś sam? Co tutaj robisz? Gdzie się zatrzymałeś?
Zaczęło się to dla mnie robić dziwne, a para zachowywała się dość nienaturalnie. W mojej głowie pojawiło się pytanie "ciekawe kiedy padnie zaproszenie na herbatę".
Dziewczyna zaczyna żartować ze swojego chłopaka, chłopak udaje, że żart był zabawny, a ja nie wiem jak się zachować, bo go po prostu nie zrozumiałem. Po paru minutach rozmowy stwierdzili, że w końcu zyskali zaufanie cudzoziemca i mogą wystosować oficjalne zaproszenie:
- Słyszałeś o tradycyjnej chińskiej herbacie? Właśnie się tam wybieramy, może masz ochotę? - nawet nie wiem jaki wyraz przybrała moja twarz.
- Wiecie, tak jakby wiem o co w tej całej herbacie chodzi i ile kosztuje - nastąpił w tył zwrot i już tylko widziałem ich plecy. Zero do widzenia, ani wypchaj się.
Wystarczyło niecałe pięć minut i słyszę znowu:
- Cześć, co tam trzymasz w ręce? - w mojej głowie pojawiło się tylko jedno wyrażenie.
Czas na zabawę, tym razem próbowałem nagrać niewiastę kamerą, o którą dopytawała.
- Co tu robisz? Skąd jesteś? Jesteś sam? - i na tych pytaniach się skończyło, ponieważ chyba nagrywałem dość nieudolnie. Raczej się domyśliła i postanowiła odejść.
Stwierdziłem, że Stare Miasto Szanghaju nie jest dla mnie i je po prostu olewam.
Na tym koniec? Nie, kolejne miejsca, kolejni znajomi.
- Hej, skąd jesteś?
- Hej, Kongo.
- Skąd?
- Kongo, Afryka.
Zadziałało, dała spokój. 100 metrów dalej:
- Hej, skąd jesteś?
- Hej, dlaczego pytasz?
- Bo wyglądasz w jakiś sposób "fancy".
Spoglądam na swoje brudne buty, niedoprane spodnie i koszulkę za 10 złotych. W tym momencie stać mnie było jedynie na śmiech i po prostu odejść. Na inne zaczepki albo nie odpowiadałem, albo prosiłem, żeby osoba się oddaliła.
Ogólnie cały myk polega na tym, aby zwabić zupełnie nieświadomego turystę do malutkiej kawiarni. W momencie gdy przekroczy próg, znajduje się w pułapce. Siada, jego chińscy przyjaciele zamawiają herbatę, a drzwi do pomieszczenia są zamykane. Na koniec pojawia się rachunek do zapłacenia, przeliczając na nasze około 150 złotych za sztukę. Ucieczka nie wchodzi w grę, ponieważ drzwi są zamknięte, a przy turyście pojawiają się chińczycy, których wcześniej się nie widziało. Płacisz po przyjacielsku, albo i tak zapłacisz. Najgorsze jest to, że skoro w ciągu tylko jednego dnia otrzymałem kilka "zaproszeń", to cały proceder ciągle działa i znajdują się naiwni.

[]
#rzucijedz #tymrazembezzdjecia #podrozujzwykopem #podroze #chiny
  • 6
  • Odpowiedz
via Android
  • 1
@TenNorbert ten jest najpopularniejszy. Czasami proponują jeszcze swoje towarzystwo, że Cię za darmo oprowadza po mieście, a na końcu chcą kasę. Albo za darmo, ale wywierają na Tobie presję, żebyś kupował jakieś pierdoły (ale to tylko zasłyszane, mnie nie spotkało). Jeszcze drugiego dnia jak kupowałem banany w warzywniaku koleś mi wydał zamiast juanow, jiao (coś jak grosze) w banknocie. Pomyślałem, że jakieś stare i wziąłem. Ograbił mnie na jakieś 3 zł
  • Odpowiedz