Wpis z mikrobloga

Mireczki właśnie stuknął mi rok w autostopowej i jachtostopowej podróży dookoła świata (przede mną co najmniej dwa) i chciałbym z tej okazji podzielić się z Wami krótkim podsumowaniem tych ostatnich 365 dni w podróży.

ROK W PODRÓŻY!

Dziś, 2-go września 2016 r. mija dokładnie rok, odkąd spakowałem plecak, pożegnałem się z najbliższymi, opuściłem rodzinny dom, wystawiłem kciuk i ruszyłem w nieznane. Razem z Olkiem pokonaliśmy prawie 40 000 kilometrów, odwiedziliśmy po drodze 15 państw, złapaliśmy setki autostopów, dwa jachtostopy, nocowaliśmy u ponad 30 hostów z couchsurfingu, poznaliśmy niezliczoną ilość dobrych ludzi i przeżyliśmy masę przygód, których nie sposób wymienić i opisać. Z tej okazji, chciałbym napisać małe podsumowanie tego, co nas przez ten rok spotkało i jak ta podróż odmieniła nasze życie :)

Na wstępie nadmienię, że nigdy nie pisałem tego typu jubileuszowych sprawozdań, więc nawet nie bardzo wiem, jak się do tego zabrać.

Ale spróbuję. Zaczynamy!

STRACH

Na początku opowiem Wam, jakie uczucia towarzyszą przed wyruszeniem w taką podróż. Przede wszystkim jest duże podniecenie, tym większe, im szybciej kalendarz zbliża się do wskazania daty wyjazdu. Każdy kto myśli, że im ona bliższa, tym człowiek bardziej szczęśliwy i nie może się doczekać aż w końcu nadejdzie, uprzedzam: jest zdecydowanie odwrotnie. Pojawiają się pierwsze wątpliwości: czy dam radę? czy w pewnym momencie nie poddam się i nie zawrócę? Dodatkowo coraz bardziej zaczyna doceniać się swoją strefę komfortu. Przecież mam gdzie spać, mam pracę, nie muszę w pełnym słońcu nosić 15 kilogramowego plecaka po pustynnych terenach w poszukiwaniu wody i kawałka cienia. Pojawiają się też pierwsza obawy i lęki: czy wrócę, czy przeżyję. Na końcu uderza myśl ostateczna: po co ja właściwie się na to wszystko zdecydowałem. I jest to właściwie moment krytyczny, który pojawia się zawsze przed taką podróżą. Jest jeden prosty sposób, żeby go pokonać. O swoich planach wystarczy opowiedzieć jak największej ilości osób. Wtedy ciężko jest się wycofać :) Stosuję tę metodę za każdym razem i muszę przyznać, jest niesamowice skuteczna. Tym razem także było już za późno, żeby się poddać. Pojechałem. Jak zawsze. Czy żałuję? Czytajcie dalej.

POCZĄTKI

Nawet nie wiem kiedy, wszystkie te obawy i złe emocje odeszły jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Właściwie był to chyba moment zamknięcia za sobą drzwi od domu. Miałem cel dojechać do Wrocławia na umówioną godzinę udzielić wywiadu dla jednej ze stacji radiowych, potem zakupy, pierwszy autostop, drugi, znalezienie noclegu, wzięcie prysznica. Nie było czasu na zastanawianie się nad tym, co tak bardzo dręczyło umysł przez ostatnie kilka tygodni. Zawsze jest jakiś cel, jakaś rzecz do zrobienia, nawet najmniejsza, którą właśnie musisz się zająć i na tym celu skupiasz całą swoją uwagę. Pojawiają się pierwsze przyjemne momenty, których wspomnienia wypełniają umysł wymazując doszczętnie wszystkie wcześniejsze obawy. Najważniejsze jest przełamać lęk i przynajmniej spróbować. Bo tylko próbując, można spełniać marzenia. Pamiętajcie: kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana ;)

PIERWSZY SUKCES

Pierwszy poważny sprawdzian czekał na nas po dojechaniu na Gibraltar. Okej wszystko fajnie, pięknie, osiągneliśmy kolejny cel i co dalej? Nie mamy gdzie spać, nie mamy gdzie zrobić prania, wykąpać się, zostawiać plecaków. To nie jest kwestia jednego dnia, czy dwóch. Musimy tu znaleźć jacht, a to może zająć nawet kilka miesięcy. Najlepsze co można wtedy zrobić, to przyjąć z uśmiechem kolejne wyzwanie. Przecież to kolejny cel, kolejna rzecz z którą trzeba się zmierzyć. Tu pojawia się pierwsza zasada, której się nauczyłem. Właśnie z takich momentów, kiedy wydawałoby się, że jesteś w sytuacji beznadziejnej bez szans na poprawę swojego losu i kiedy już poradzisz sobie ze wszystkim (a musisz, bo nie masz innego wyjścia więc i tak dasz radę) wychodzisz silniejszy i bardziej pewny siebie. Chociaż na początku człowiek nie zdaje sobie z tego sprawy, to z biegiem czasu po kilku takich kryzysowych sytuacjach, mało rzeczy potrafi go złamać.

JACHTOSTOP

Chyba najbardziej niesamowita rzecz, jaką w życiu zrobiłem. Bez żadnego doświadczenia żeglarskiego, bez umiejętności pływania (tak nie potrafię pływać), bez wydawania ani grosza, złapałem jachtostop i przekroczyłem ocean. Chociaż z boku może wydawać się to szaleństwem, osobiście nie uważam tego za jakiś niesamowity wyczyn. Właściwie to tak, jakby wsiąść do auta bez prawa jazdy jako pasażer i przejechać 7 000 kilometrów z doświadczonym kierowcą ostrzegając go o pojawiających się na drodze od czasu do czasu niebezpieczeństwach. Uważam jednak, że była to najbardziej niesamowita rzecz, bo płynięcie po otwartym oceanie, na bujającej łódce, kiedy dookoła nie ma żywej duszy, niebo oświetla tysiące gwiazd, z których co kilka minut spada jedna za drugą, a poza szumem fal panuje totalna cisza, to jest to coś, czego nie da się opisać słowami. To naprawdę uzależnia!

AMERYKA POŁUDNIOWA

BEZPIECZEŃSTWO:

Jakie skojarzenia przychodzą na myśl, kiedy pierwszy raz słyszymy o krajach Ameryki Południowej? Brazylia: favele, Chile: Pinnotchet, Kolumbia: Pablo Escobar i narkotykowe kartele. Wenezuela: zabójstwa, morderstwa, Hugo Chavez. Medialny zalew negatywnych informacji doprowadził do tego, że łatwo wpaść w spiralę lęku przed wyjazdem na ten kontynent. Tym bardziej, że jest niemal pewne, że przyjazd tutaj zostanie skomentowany przez jakiegoś znajamego w stylu 'zabiją Cię', 'okradną', 'zgwałcą'. Sam nie był, ale słyszał, że znajoma znajomego... Koniec końców, to my siedzieliśmy przez dwa tygodnie w Bogocie w tej 'jakże niebezpiecznej' Kolumbii i ze zdumieniem śledziliśmy doniesienia o codziennych zamachach terrorystycznych w Europie Zachodniej. Chichot losu.

A jak to faktycznie wygląda? Jak wszędzie. Są kraje bardziej i mniej bezpieczne. W każdym z nich można znaleźć miejsca, w których możesz biegać z wyciągniętym selfie-stickiem i robić zdjęcia gdzie popadnie i są też miejsca, do których lepiej nigdy się nie zapuszczać. Dla przykładu w najbezpieczniejszym chyba Ekwadorze można w Guayaquil zapuścić się w rejon, gdzie po 5 minutach dostanie się kosę w plecy, a w takiej Wenezueli, gdzie kosę można dostać praktycznie wszędzie, na plaży Choroni jest możliwość przespania się pod gołym niebem. Prawdę mówiąc podczas 9-cio mięsięcznego pobytu w Ameryce Południowej, taką większą adrenalinę czułem może cztery razy, chociaż nie brakowało szlajania się nocą (czasami świadomie, czasami bo tak akurat najkrócej prowadziło Google Maps) po Belem w Iquitos, downtownie w Rio, okolicach Cali w Kolumbii, czy Caracas w Wenezueli. Nie kuście losu i nie bierzcie z nas przykładu, my po prostu lubimy adrenalinę. A poza tym mamy tą przewagę, że podobno złego licho nie bierze ;)

Podstawowa zasada to zawsze pytać miejscowych, bo kto może być lepiej zorientowany jak nie ludzie, którzy tam mieszkają.

À propos ludzi.

LUDZIE

Piękne miasta, cudowne krajobrazy, pyszne jedzenie, najlepsza muzyka. Wszystko to razem wzięte, podniesione do kwadratu i pomnożone przez milion nigdy nie dorówna ludziom, którzy tworzą klimat tutejszych miejsc. To właśnie dzięki nim, każdy kto przyjedzie tu choć raz, zakocha się w Ameryce Łacińskiej od pierwszego wejrzenia. Niestety obserwując niektórych turystów, można odnieść wrażenie, że ludzie tu mieszkający są dla nich tylko dodatkiem do pięknych krajobrazów i fantastycznej kolacji w wykwintnej restauracji z muzyką graną na żywo. Często ubodzy, ubrani w stare ciuchy, ale uwierzcie mi - zawsze uśmiechnięci i skorzy do pomocy. Bo w Ameryce Południowej to nie pieniądz jest wyznacznikiem szczęścia. Jest nim zdrowie, rodzina i chyba w przypadku Latynosów jedno z najważniejszych, czyli dobra zabawa :D. A przy takiej muzyce, jak samba, cumbia, salsa, merenge, czy nawet reggaeton, który pomimo swojej kiczowatości łatwo wpada w ucho i aktualnie bije tu rekordy popularności, ciężko jest usiedzieć na miejscu. Tym bardziej, że muzyka jest tu wszechobecna i dobiega zewsząd, nawet z najbardziej obskurnych restauracji ;)

AUTOSTOP

Autostop (w Brazylii znany jako 'carona' - podwózka, a w pozostałej części kontynentu jako 'hacer dedo' - robić kciuk) działa w Ameryce Południowej najogólniej rzecz ujmując różnie. Są tu autostopowe raje jak Ekwador, Chile, Urugwaj czy Paragwaj, a są też bardziej wymagające miejsca, jak północ Brazylii, Boliwia czy niektóre rejony w Kolumbii. Czasami swoje trzeba odstać ale najważniejsze, żeby się nie poddawać. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał pomóc ;)

COUCHSURFING

Pierwsze co możecie skojarzyć po naszych relacjach na hasło 'couchsurfing' to darmowe spanie. To nie do końca prawda. CS to coś o wiele więcej. Owszem, to dzięki temu serwisowi nie wydaliśmy do tej pory ani grosza na noclegi, jednak z ludźmi, którzy nas przyjęli pod swój dach zawarliśmy przyjaźnie, mamy kontakt po dziś dzień, zawsze choćby na najkrótsze wakacje możemy przylecieć w odwiedziny i wiemy, że w każdej sytuacji możemy na nich polegać. Jak tylko w Argentynie zostaliśmy okradzeni ze wszystkich rzeczy, które posiadaliśmy, momentalnie skontaktował sie z nami nasz host z Buenos Aires oferując swoje mieszkanie dla nas na tak długo jak tylko będziemy tego potrzebowali. Inna hostka z Rio Grande - Maria załatwiła nam nocleg u koleżanki w Punta Arenas, a host z Bogoty Anuar jak tylko usłyszał, że nie mamy gdzie spać w Cartagenie zadzwonił do przyjaciół, którzy przyjęli nas do siebie pod swój dach. Takich przypadków mieliśmy dużo więcej. Jeśli kiedykolwiek zdecydujemy odwiedzić się ten kontynent ponownie, to w każdym kraju mamy znajomych, u których będziemy mogli się zatrzymać :)

Żaden hotel, nawet 6-cio gwiazdkowy, nie jest w stanie zaoferować tego, co ludzie, których można spotkać na CS'ie. Polecam szczególnie tym, którzy zamiast all-inclusive chcieliby być bliżej mieszkańców, poznać kulturę ich kraju i posmakować życia, z którym muszą się oni zmierzyć każdego dnia. Tego nie widać z balkonów eksluzywnych hoteli, ani zza szyb autobusów na zorganizowanych wycieczkach.

CO DALEJ?

Jak zapewne wiecie, aktualnie poszukujemy łodzi do Panamy i pracujemy na wolontariacie w jednym z hoteli w Cartagenie. W Ameryce Centralnej, będziemy chcieli zarobić trochę pieniędzy, więc na pewien czas zatrzymamy się w jakimś miejscu (prawdopodobnie będzie to Kostaryka) i dalej w grudniu pojawimy się ponownie w Panamie w celu znalezienia łodzi, którą przepłyniemy Pacyfik odwiedzając po drodze kilka wysepek na Oceanie Spokojnym :) Cała przeprawa do Australii zajmie nam prawdopodobnie 3-4 miesiące. Po Australii lub Nowej Zelandii czeka nas kolejny jachtostop, tym razem do Azji, gdzie prawdopodobnie spędzimy kolejny rok i mamy nadzieję, po którym bezpiecznie wrócimy do domu :)

Wiemy jedno. Czeka nas jeszcze cała masa przygód :D

PODSUMOWANIE PODSUMOWANIA

Decyzja o wyjeździe była najlepszą decyzją, jaką mogliśmy podjąć w naszym życiu. Widzieliśmy sporo, przeżyliśmy wiele, a nauczyliśmy się jeszcze więcej.
Zobaczyliśmy różnicę pomiędzy ludźmi w Europie Zachodniej, a Ameryce Łacińskiej. Ci pierwsi, w pogoni za pieniądzem, zamknięci i odizolowani, nie mający za wiele czasu, żeby cieszyć się swoim życiem. Ci drudzy, może nie tak bogaci i dobrze wykształceni, ale o tyle mądrzejsi, że stawiający szczęście wyżej, od wszelkich dóbr materialnych. Dzięki nim dostaliśmy najlepszą lekcję życia, z której najwięcej się nauczyliśmy.

Dzisiaj, po roku mogę z całą stanowczością powiedzieć 'Jestem szczęśliwy i niczego nie żałuję'. No bo wyobraźcie sobie, że leżycie w najpiękniejszym mieście w Kolumbii, gdzie pogoda nie spada poniżej 30°, do plaży nad Morzem Karaibskim jest maksymalnie 100 metrów, nie macie pojęcia jaki dzień tygodnia, bo każdy z nich jest jak sobota i możecie robić to, na co tylko macie ochotę. Jesteście panami swojego losu i w każdej chwili możecie pojechać gdzie tylko zapragniecie i robić to, o czym zamarzycie :) Jedyne ograniczenia są tylko w naszych głowach.

Nie bójcie się spełniać marzeń, choćby były nie wiem jak zwariowane. Im bardziej szalone, tym więcej macie do wygrania. Świat nie jest taki zły, jak go malują, a nawet jak coś pójdzie nie tak, to zawsze znajdą się ludzie, którzy będą chcieli pomoć :)

Bo (jakby brutalnie to nie zabrzmiało) każdy ma to, na co się odważył. Jak napisał Mark Twain: "Za dwadzieścia lat bar­dziej będziesz żałował te­go, cze­go nie zro­biłeś, niż te­go, co zro­biłeś. Więc od­wiąż li­ny, opuść bez­pie­czną przys­tań. Złap w żag­le po­myślne wiat­ry. Podróżuj, śnij, od­kry­waj."

Więcej na Autostopem Dookoła Świata

#podroze #amerykapoludniowa #marzenia #autostop
  • 8
  • Odpowiedz
@FreshAle: Raz ale w innym tripie. Wracaliśmy z Iranu i Iraku i wylecieliśmy z ekspresów w Turcji pod granicą syryjską. Dachowanie bez zapiętych pasów ale na szczęście poza autem do kasacji nic nikomu się nie stało ;) Mam nadzieję, że to już była ostatnia taka przygoda. A z chorób to standardowo biegunka w Boliwii i i jakieś problemy z żołądkiem po piciu wody z jakiejś malarycznej rzeki, dopływu Amazonki w
  • Odpowiedz