Wpis z mikrobloga

Mirki i Mirabelki!

Byłem dzisiaj na mszy w intencji zmarłej parę lat temu koleżanki z klasy licealnej. Kolejny raz idąc na uroczystość kościelną mam te same przemyślenia. Człowiek ma na głowie setki spraw, więc spycha te rozmyślania na późniejszą porę. Teraz też nie mam czasu tego rozkminać. Ale kiedy niby go znajdę? Jak umrze kolejna osoba, którą znam? Jak sam odejdę i będzie już za późno?
Od zawsze mieszkam w Polsce, a przez to wychowywany byłem w duchu katolickim. Wiem, że są tacy, co krytykują wiarę, są i tacy, którzy nie wyobrażają sobie bez niej życia. Ja chciałbym zapytać tych drugich - wierzących - o kilka rzeczy, które skłoniły mnie do zaprzestania praktykowania wiary, a potem w konsekwencji samego wierzenia.
Nie wiem, czy odnajdę w ten sposób drogę do Boga. O wiele bardziej przemawiają do mnie inne wierzenia, ale nawet względem nich mam te same wątpliwości.

1. Dlaczego wierzycie? Urodziliście się tutaj, a mogliście w Tybecie i wyznawać buddyzm tybetański. Mogliście się urodzić jako muzułmanie. Mogliście być hindusami. Dlaczego przypadek staje się dla Was (a może nie?) wystarczającym argumentem, że kroczycie odpowiednią drogą?

2. Czy dopuszczacie myśli, że się mylicie? Że wierzycie na daremno, a potem inne bóstwo skaże Was za niewiarę?

3. Wreszcie - na ile staracie się unikać takiego jakby oportunizmu? Mam na myśli, że np. nie podoba Wam się spowiadanie, bo nie lubicie opowiadać komuś coście złego narobili, więc nie mówicie wszystkich grzechów i potem usprawiedliwiacie się przed samymi sobą ,,to wcale nie taki straszny grzech" itd? Albo - skrajny przypadek - nie chodzicie do kościoła, bo ,,nie wierzycie w instytucję", a tak naprawdę w głębi serca wiecie, że przede wszystkim nie chce Wam się chodzić z lenistwa. Chodzi mi więc o postawę roszczeniową i takie upraszczanie sobie wiary (niekoniecznie w któryś z tych sposobów) - robicie tak? Jeśli robicie - czy staracie się to w sobie zwalczać?

Podkreślam ważną rzecz: nie jestem wrogiem chrześcijan, ani ludzi wierzących w ogóle. Choć pytania mogą brzmieć prowokująco, to nie bierzcie ich w ten sposób. Po prostu chcę zrozumieć wierzących, bo sam czuję gdzieś potrzebę wiary, ale nie czuję wiary samej w sobie. Nie przekonuje mnie więc argument, że urodziłem się w takiej i takiej wierze.

#katolicyzm #wiara może trochę #filozofia
  • 81
  • Odpowiedz
@michalkosecki: więc rozumiem, że będąc wierzącym jesteś na każdej mszy, trzymasz się każdej zasady itd? Nie będę Twoim sumieniem, ale chyba wszyscy wiemy, że nie ma ludzi idealnych i prędzej czy później gdzieś możesz sobie odpuścić. Zresztą ten punkt nie jest dla mnie najważniejszy, jednak najbardziej interesuje mnie 1. i 2.
  • Odpowiedz
@longfinger1: tu nikt nie mówi o tym, że się nie grzeszy, tylko że nie usprawiedliwia się grzechów własnym widzimisię. grzeszę - i jednocześnie wiem, że to grzech, a nie udaję, że nic się nie stało.
  • Odpowiedz
@longfinger1: @michalkosecki: ma racje, religia rzymsko-katolicka (czyli najbardziej powszechna w Polsce) zakłada, że masz uczestniczyć w życiu instytucji jaką jest Kościół. Jeżeli tego nie robisz w zgodzie z własnym sumieniem, to nie można tego nazwać prawdziwym katolicyzmem. Aktualnie religie (szczególnie chrześcijaństwo) jest na tyle zlaicyzowane, że już prawie nie ma prawdziwych chrześcijan na świecie..
  • Odpowiedz
@michalkosecki: ok, rozumiem, teraz wiem o co chodzi :)
Dobrze powiedzieć sobie na wstępie pewne oczywistości. Rzecz w tym, że właśnie takie podejście wielu wierzących (,,wierzących"?) odrzuca i sprawia, że człowiek nie ma chęci nawet myśleć o nawróceniu (,,mam wierzyć ludziom, którzy usprawiedliwiają się przed czymś, co uznają za grzech?!")
  • Odpowiedz
@schizotypowycynik: moj drogi - kazdy sadzi wedle siebie.

Dlaczego wierzycie? Urodziliście się tutaj, a mogliście w Tybecie i wyznawać buddyzm tybetański. Mogliście się urodzić jako muzułmanie. Mogliście być hindusami. Dlaczego przypadek staje się dla Was (a może nie?) wystarczającym argumentem, że kroczycie odpowiednią drogą?


@longfinger1: fakt, jestem katoliczka, gdyz urodzilam sie w rodzinie katolickiej i w wierze tej zostalam wychowana. Ale wierze tez dlatego, ze w glebi serca czuje pewnosc,
  • Odpowiedz
Rzecz w tym, że właśnie takie podejście wielu wierzących (,,wierzących"?) odrzuca i sprawia, że człowiek nie ma chęci nawet myśleć o nawróceniu


@longfinger1: kluczem tutaj jest zrozumienie, ze masz nawrocic nie dla innych, a dla siebie.
Znaczy "masz" - w sensie, ze to Ty jestes tutaj najwazniejszy.
Nie patrz na innych. KAzdy popelnia bledy. Wierzyc mamy w Boga, a nie w innych ludzi.
Masz 10 takich, ktorzy faktycznie wykazuja sie hipokryzja,
  • Odpowiedz
@longfinger1:

Rzecz w tym, że właśnie takie podejście wielu wierzących (,,wierzących"?) odrzuca i sprawia, że człowiek nie ma chęci nawet myśleć o nawróceniu (,,mam wierzyć ludziom, którzy usprawiedliwiają się przed czymś, co uznają za grzech?!")


zła mechanika. nie chcesz być utożsamiany z tymi ludźmi po prostu. ale to jest fajne w katolicyzmie, że jest scentralizowany. drugi człowiek może się mylić, ksiądz może się mylić, nawet papież może się mylić - ale
  • Odpowiedz
@agaja: ja gdybym miał ocenić Chrześcijaństwo przez pryzmat nienawiści i pogardy z jaką się spotkałem nazwałbym je religią nienawiści. Tym większej, im bardziej zmuszałem do refleksji nad wiarą w naukę Jezusa. To moja wina, że Jezus ustalił tak trudne do przestrzegania zasady?
  • Odpowiedz
@schizotypowycynik: no nie Twoja.
I one nie tyle sa trudne, co wymagajace.
Ale dobrze jest od siebie wymagac. To pomaga nad soba pracowac :)

to słaba to wiara, bo oparta na emocjach i uczuciach, które łatwo urazić.


@michalkosecki: otoz to. Ja zawsze, ile razy slysze narzekanie np na ksiezy, pytam sie delikwenta, co sam robi, zeby poprawic obraz KK. Zwykle robia ludzie glupia mine i nie wiedza, co powiedziec...
  • Odpowiedz
@longfinger1: "Dlaczego przypadek staje się dla Was (a może nie?) wystarczającym argumentem, że kroczycie odpowiednią drogą?" Bo całe życie to jeden wielki przypadek, nie wiem czemu stalo się tak a nie inaczej i nawet nie będę się trudzić i w to zagłebiac bo i tak sie nie dowiem. Ja wierzę i chciałabym, żebym się nie mylila co do swojej wiary. Ale ani do koscioła już nie chodzę ani w spowiedz nigdy
  • Odpowiedz
@schizotypowycynik: @agaja: dzięki, to do mnie przemawia już bardziej :) nie potrafię w sobie odczuć tej wiary, może po prostu muszę dać temu szansę? Tego nie wiem, ale i Wy pewnie nie pomożecie, w każdym razie podoba mi się Wasze podejście, miłej nocy!
  • Odpowiedz
ie potrafię w sobie odczuć tej wiary, może po prostu muszę dać temu szansę?


@longfinger1: rozne etapy bywaja w zyciu.
To, ze ktos bladzi, czy tez raczej - szuka (bo bladzenie ma wydzwiek pejoratywny nieco) - znaczy, ze mysli i dziala :)
Ja szczelognie jakos tak czuje radosc z wiary na mszach mlodziezowych, gdy ze schola moge pospiewac rozne piesni (ach, przypominaja mi sie czasy, gdy sama nalezalam do takich organizacji
  • Odpowiedz
@longfinger1:

1. Wspaniały przypadek, a może wola Stwórcy. To że gdybym urodził sie w Tybecie to najprawdopodobniej wyznawalbym buddyzm świadczy tylko o tym że wciąż za słabo prowadzone sa akcje chrystianizacyjne i za malo jest apostołów Chrystusa ;)
2. Wiara charakteryzuje się tym że wierzymy w coś, co do czego nie mam żadnej pewności. Prywatnie czuję że Bóg jest i mnie wspiera, że pomaga mi w tym co dla mnie i
  • Odpowiedz
@matsd: A co z tymi, którzy tego wspaniałego przypadku nie doświadczyli? Są z góry skazani na potępienie, bo w końcu nie wierzą w jedynego, prawdziwego Boga, czy też modlą się do niego, ale w ich kręgach nazywany jest np. Allahem?
Pytam poważnie, bez uszczypliwości - jak się na to zapatrujesz? Dla mnie zarówno pierwsza, jak i druga opcja są słabe. To nie wina ludzi, że urodzili się w takim, a nie
  • Odpowiedz