Wpis z mikrobloga

Marek Migalski to postać barwna i serdecznie zabawna. Pod tą wiecznie zdziwioną i zafrasowaną twarzą kotłują się myśli nieprzeciętne, które czasem znajdują ujście a to w twitterowych wiadomościach, a to w wypowiedziach dla gazet.
Zawsze gdy widzę, że dostojny Marek przemówił, rozsiadam się wygodnie, rozluźniam przeponę i przystępuję do lektury - jest to jedyny znany mi sposób, by uniknąć przypadkowej kontuzji mięśni brzucha/zadławienia, które gotów mi zafundować odkrywczy bon mot ukryty w Markowym strumieniu świadomości. Obecności bon motu można być pewnym - umysł ten nieokiełznany generuje je nieprzerwanie. W ostatnich dniach furorę robiło porównanie karmienia piersią do puszczania bąków, co pozwala domniemywać, że atmosfera w domu rodzinnym pana Marka była co najmniej równie niestandardowa, jak i jego późniejsza kariera polityczna.
Doktor Marek od lat boryka się z habilitacją - epopeja to godna pieśni, końca nie widać, strach pomyśleć do czego jeszcze dojdzie, nim dostojny pan Marek przed nazwisko będzie mógł sobie wpisać hab. Nieprędko to jednak nastąpi, jeżeli będzie on wciąż uskuteczniał risercz równie dokładnie, jak czyni to obecnie. Dziś to bowiem, tak dla przykładu klejnot Raciborza raczył był wydać z siebie następujące przemyślenie:

Czy ten himalaista Bargiel sam siebie nazywa śnieżną panterą? Bardziej żenujące było wcześniej tylko samookreślenie się niepokornych.

Jakbym się, niczym szanowny don Migalski, nie interesował górami, to zadałbym sobie trud wpisania w google terminu "śnieżna pantera". Pana Marka to jednak przerosło, czego wynikiem jest powyższy tweet. Pozostańcie czujni, Pan Marek nie śpi i ogląda Igrzyska Olimpijskie - liczę, że w tym tygodniu krynica mądrości wytryśnie jeszcze nie raz.

#gory #zlotemysli #migalski