Wpis z mikrobloga

- Panie Bartkuuu! - pani Paulinka, lat 84, przeniknęła przez szczebelki balkonu swoją upapiloconą głową i nawoływała. - Panie Bartkuuu!!
- Co znowu? - zadarłem głowę do góry. Akurat opuszczałem w pośpiechu podwórko, bo mi sklep zamykali i po zasoby prułem, jak mnie przydybała była tym swoim sokolim okiem.
- Nic, nic, tak pana zauważyłam, to, mówię sobie, zawołam. - Pani Paulinka może i wiekowa, ale ciągle miała w sobie to coś. Bajera najwyższej próby, jest #!$%@?ęcie.
- Aha - już byłem po drugiej stronie furtki. - To wspaniale.
- To może by pan do mnie zadzwonił, co? Na komórkę by pan zadzwonił, co?
Wiedziałem, cholera. Niby prawie za daleko ale usłyszałem i co pan zrobisz? Nic pan nie zrobisz. Wykręciłem numer.
- Halo? - aksamitny sopran Paulinki przeciął kable. Powietrze przeciął w sensie. I moją trąbkę Eustachiusza. - Kto mówi?
- To ja, waszawielebność.
- Kto, przepraszą?
- No a kogo się pani spodziewała, hę? Bartek, pani Paulinko, Bartek z czwartego.
- Aaaa, no właśnie, dobrze że pan dzwoni. Czy widział się pan z babą? - #!$%@?ła z grubej rury, łapiąc mnie na wykroku jak Messi Neuera w półfinale Champions League.
- Słucham?! - zdębiałem, zgodnie z wykrokiem.
- Z tą babą czy się pan widział? - pani Paulinka rzeczowo i przystępnie popracowała nad składnią.
- Jaką babą?! - zdębiałem dwa.
- Z tą od fartucha - wyjaśniła precyzyjnie.
- Co proszę?!
- Czy się pan widział z babą od fartucha? - lady Pe powtórzyła całym zdaniem pytanie.
- Od jakiego fartucha babą?
- No z tą od kołnierza tego.
- Z babą od kołnierza?!
- Od kołnierza. Z babą.
Ja #!$%@?ę, może ja nie mam w mózgu czegoś i ten brak czegoś zasysa poszczególne słowa tak, że zdania do mnie docierają randomowo?
- Jakiego odkołnierzażesz?! - wysapałem po kilku wdechach.
- Słucham? - zdziwiła się uprzejmie starsza pani. Co klasa to klasa.
- Kołnierz, pytała pani o kołnierz - przypomniałem szybko.
- No kołnierz, kołnierz - potwierdziła ochoczo. - Śmierdzi strasznie.
- Ma pani śmierdzący kołnierz? - sam nie wierzyłem w to co mówię.
- I to jak! Ja tu mam wszystko tłuste.
- Co pani ma wszystko?! - nie, to się nie dzieje, trzeba się rozłączyć, bo przedsionki mi migotają albo mam tętniaka.
- No szyby mam tłuste, wszystko. I śmierdzi do tego cały czas.
Oczy zaszły mi mgłą.
- A baba? - wyszeptałem z nadzieją, bo coś o babie było, #!$%@?, wolę babę, baba była okej.
- Jaka baba? - prawie widziałem, jak paulinkowe brwi wędrują w górę. Gdyby nie finezyjnie nanizane papiloty to by te brwi przeszły naokoło.
- No baba, o babę pani pytała na początku pytała pani, no o babę przecież- prawie rzęziłem.
- Aaaa, ta baba. - brwi wróciły na miejsce. - To jak, widział się pan z nią?
- Z babą? - doprecyzowałem.
- No a z kim? Z babą. - potwierdziła pogodnie.
- Pani Paulinko - zebrałem się w sobie - ja bardzo panią przepraszam, ale ja kompletnie nie wiem o czym pani mówi i za chwilę eksploduje mi łeb.
- To pan nie wie? - znowu brwi uderzyły o papiloty. - Ja myślałam, że pan wie.
- Co o czym że wiem czy nie wiem? - #!$%@? z gramatyką, iskierka nadziei rozświetliła moje wnętrze, że może się wyjaśni.
- Administrator mi mówił, że się pan spotkał z tą babą.
#!$%@?, rondo.
- Z jaką babą?!
- No z tą od tego płaszcza, mówię przecież - pani Paulinka, lat 84, miała nerwy ze stali.
- Płaszcza?! - ja #!$%@?ę, fartuch, kołnierz, to teraz jeszcze płaszcz.
- Tak, tak. - staruszka skwitowała obecność kolejnego elementu odzieży wierzchniej w naszej surrealistycznej rozmowie. - I administrator mi powiedział, że pan się z nią widział.
- Administrator tak pani powiedział?
- A co, nie widział się pan jeszcze?
- Z babą od płaszcza?
- No co pan - starowinka się obruszyła - Z administratorem naszym.
Zaraz zwariuję. Zaraz zwariuję. Zarazzwariuję. Zarazzwandndndjdndję.
- Kiedy czy się z nim nie widziałem?
- Wczoraj rozmawiałam i mi powiedział, że się pan już widział.
- Z nim?
- Nie. Z babą od tego kołnierza takiego.
#!$%@?ło mi korki i się poddałem się. Grzecznie podziękowałem za przemiłą i rozwijającą rozmowę, obiecałem, że oddzwonię i skoczyłem z mostu.

Po dwóch latach doszedłem do siebie i od razu zadzwoniłem do administratora.
- Cześć Piotrek, rozmawiałem przed chwilą z panią Paulinką spod dwudziestki i...
- O rany, nie... - wciął mi się w słowo administrator westchnieniem człowieka, któren dopiero co rondo opuścił po dwudziestu kółkach i jeszcze nie do końca ma kontakt z błędnikiem.
- ... i ty wiesz coś o jakiejś babie ze śmierdzącym kołnierzem w płaszczu - starałem się jak najwierniej odtworzyć z pamięci kluczowe informacje.
Najpierw długo cisza a potem ciamkanie. Cmokanie takie. Jakby powietrze zasysał czy coś. Chyba go, #!$%@?, zabiłem, przeleciało mi przez myśl, bo w jakimś filmie o Wietnamie jeden taki tak ciamkał umierając.
- Jesteś tam? No weżże coś powiedz. - nie wytrzymałem i chyba sam zacząłem ciamkać bezwiednie.
- Tak. Tak. O babie. W płaszczu. Tak. - odezwał się wreszcie żywy administrator Piotr, który mimo błędu błędnika przyswoił informacje i na bieżąco przetworzył. - Rozumiem.
- Rozumiesz?! - wyplułem z siebie zaskoczony. - Jak rozumiesz, co rozumiesz?!
- Kominy będą robić - wyjaśnił lakonicznie, pociamkując.
- Kominy będą? Jakie kominy? - nie dość, że jechałem na rezerwie, to ten jeszcze mi mózg grilluje. I ciamka, #!$%@?.
- Jak to jakie kominy? Na dachu kominy normalne.
Ja #!$%@?ę, przecież zaraz jebnie mi zastawka, co ja wam zrobiłem, żeście się tak uwzięli dzisiaj na mnie?! Co ty mi tu z kominami...
- Czekaj, zaraz , moment - zaparłem się rękami o niewidzialny mur na chodniku. Albo ja ich albo oni mnie. - Chcesz mi powiedzieć, że jakaś baba w śmierdzącym kołnierzu będzie robiła nasze kominy? To #!$%@? jakaś promocja była?! Taniej bo płaszcz jej wali?!
- No co ty? - obruszył się. - Właścicielka knajpy z dołu miała się do ciebie odezwać, żebyś klucz na dach jej dał, bo będą mierzyć kominy. Wiesz, jak od niej syf do góry leci, to żeby nie zatłuszczał po drodze mieszkań, trzeba zainstalować wypełnienie. Płaszcz z aluminium, fartuch taki. Z kołnierzem.

#coolstory ##!$%@?
  • 1