Wpis z mikrobloga

Po krótkiej nieobecności witam się ponownie. Dobry wieczór Mirki. Już nie jako @Tanczacy_Pyl_Tego_Swiata (banicja) ale jako Nocny_Jastszomp postaram się pociągnąć dalej tag #mirekwdziczy. Tag pod którym znajdziecie pisane z przymrużeniem oka (niemniej jednak prawdziwe) historyjki z moich bardziej lub mniej interesujących wojaży. Do historii w Bieszczadach może jeszcze wrócę ale dziś małe wspomnienie z jednej z pierwszych samotnych wypraw. Siądźcie wygodnie, przykryjcie nogi kocykiem, zaparzcie sagunie a ja przeniosę nas kilka ładnych lat wstecz. A było to tak...

Jako chłystek, który naoglądał się Beara Gryllsa oraz prawie masturbował do wspomnień majora Kupsa (xD) postanowiłem wystawić swoją mizernie przedstawiająca się osobę na próbę matki natury. Była zima. Na pierwszy ogień wybrałem sobie niewielką górkę. Mirki śmigające po everestach z gracją kozicy pewnie nazwaliby to pagórkiem. Szczyt wspomnianego wzgórza plasował się na wysokości około 700 metrów. Chcąc zwiększyć poziom trudności chociaż odrobinę spakowałem wielki plecak, dociążając go czym popadnie a mianowicie brudnymi ciuchami, które zalegały od tygodni na fotelach i łóżku. Z plecakiem, który ważył pewnie wtedy więcej ode mnie i z przepełniającym ducha entuzjazmem udałem się na wyprawę.

Zrobiłem pierwsze sto metrów i prychłem lekceważąco pod nosem ( ͡° ͜ʖ ͡°). Huehue.. To ma być wysiłek dla mężczyzny? Oj góro spodziewałem się po tobie czegoś więcej. No dalej, rzucam ci wyzwanie wielki Tepeyollotlu - Bogu gór i trzęsień ziemskich! Pokaż na co cię stać, jestem gotów na próby męstwa.

Tepeyollotlach odezwał się smagając moje policzki zimnym wiatrem. Stanąłem i rozejrzałem dookoła. Szlak, którym szedłem rysował się w koło góry, ułatwiając wejście laikom. Ja nie czułem się laikiem. Moje oczy powędrowały w stronę szczytu w linii prostej. Poczułem, że z moim doświadczeniem stu metrów przebytych w terenie górzystym jestem gotów zejść ze szlaku. Patrzyłem w ośnieżony, nietknięty ludzkimi stopami bór. A więc tak chcesz ze mną zagrać góro ( ͡° ʖ̯ ͡°) ... Dobrze.

Poprawiłem plecak i zacząłem iść na dziko pod przed siebie. Śnieg strzelał pod stopami. Nogi zapadały się pod niego do początków piszczeli. Poczułem pierwsze bóle mięśni nieprzygotowanych do wnoszenia obciążenia w takich warunkach. Podobało mi się to. Po chwili dysząc ciężko zdjąłem czapkę bo mimo ujemnej temperatury było mi już naprawdę gorąco. Niepotrzebnie ubrałem termoleginsy pod spodnie... Idę.

Mocniejszy podmuch wiatru spycha śnieg zalegający na drzewach wprost w moją osobę. Wycieram głowę i strzepuje z siebie biały osad ale śnieg dalej prószy. Nie z drzew. Pogoda - jak to w górach, dość niespodziewanie pogorszyła się. Szedłem więc teraz pod górę, gęstym lasem, zapadając się w śniegu i mrużąc oczy od zacinającego lodem wiatru.

Hehe... - Pomyślałem - teraz Jaszępiu nawet jakbyś zrezygnował z tej swojej próby męstwa i postanowił wracać to byś pewnie nie mógł się odnaleźć bo sypiący puch szybciutko zakrywa twoje ślady. -
Stanąłem i obróciłem się sprawdzając czy można traktować poważnie moje wewnętrzne obawy. Można. ( ͡° ʖ̯ ͡°)
Nie ważne to. Prędzej zginę niż się wycofam. (to autentyczne myśli xD - ach ta młodość).
No dalej, pod górę.

Przygryzając wargi zębami i wydając z siebie coraz głupsze dźwięki maszeruję pod górę i w jednej sekundzie dostaje tego małego zawału serca, który masz gdy byłeś pewien, ze to ostatni schodek a wpadasz stopą w nicość. Ale ta nicość trwała ciut dłużej. Na tyle długo, że zanurzyłem się w śnieg po pas.

Osz #!$%@? - syknąłem łapiąc się młodziutkiej brzózki czy innego drzewidła. Oddech i tętno maximum. Wyłażę ze szczeliny i wyobrażam sobie w myślach jak takie zbocze górskie musi wyglądać w lecie, gdy nie przykrywa go metrowa czapa śniegu. Ten odcinek jest widocznie okraszony wielkimi głazami, które leżą ciasno obok siebie ale nie na tyle ciasno by uniknąć szczelin między nimi.

No #!$%@? - myślę czując jak ciało zalewa się pierwszą dawką adrenaliny. - Skręconej kostki to ja tutaj nie potrzebuje wcale. -
Wygramalam się całkiem i kolejne kroki stawiam już bardzo ostrożnie. Widzę malutkie ślady zwierzęcych łapek. Chadzają tędy na tyle lekkie stworzonka, że nie zapadają się w te szczeliny. Mimo to staram się iść ich śladami wmawiając sobie w głowę teorię, że zwierzęta instynktownie wyczuwają takie zapadliny i nie przeszły by niebezpiecznym miejscem. Teoria mimo, że wymyślona na prędce dla uspokojenia myśli, chyba ma coś z prawdy bo więcej w szczelinę nie wpadłem.

Idę już naprawdę długo. Mam mieszane uczucia co do tego czy w ogóle idę w dobrym kierunku. Nie wiem gdzie jestem, idę pod górę żywiąc nadzieje, że w dobrym kierunku. Brakuje mi powoli sił. Robię coraz dłuższe przerwy a nogi ze śniegu wyciągam rękami i tak stawiam każdy kolejny krok. Moja przygoda przestaje mi się podobać a najnormalniej w świecie zaczynam się bać. Patrzę na zegarek. 15. #!$%@? 15 w zimie to już prawie wieczór - myślę. I faktycznie robi się jakby szaro.

- No dobra #!$%@? z tą przygodą i męstwem, #!$%@? daweć mi tu szlak (,) - Myślę coraz częściej. Królestwo za szlak. Już nawet nie na szczyt. Szlak to cywilizacja, na szlaku mnie znajdą. Tu mnie nikt nie będzie szukał, złamię nogę i zamarznę, niech cie #!$%@? Jaszczępiu masz swoje surwiwale.

Od rozpoczęcia wyprawy minęły długie godziny. Przerwy stają się coraz dłuższe a moich sił coraz mniej. A właściwie to już nie mam siły iść pod górę. Nie mam siły wyciągać tych nóg z pod śniegu. Ale umierać to też nie chcę. Ściągam pasek ze spodni. Zarzucam go w okół cienkiego drzewka których cała masa na mojej drodze i przyciągam się do niego. #!$%@? jakie to odkrywcze, jakie pomocne ( ͡° ͜ʖ ͡°) - cieszę się pod nosem mimo wszystko spuszczonym na kwintę.

Wciągam się tak pod górę z opadającymi spodniami a mój umysł obrazuje sobie mnie w wielkiej bryle lodu. Kiedyś znadją mnie archeologowie jak mamuta. I sklonują. Beka. i nagle moim oczom ukazuję się wyśniony, wymarzony i najpiękniejszy z możliwych widoków czyli pasek czerwieni z dwoma białymi sąsiadami do spółki. O matko szlak! () VICTORIA!

Nic tak nie smakuje jak odzyskana nadzieja na przeżycie xD Dalej było już standardowo - szczyt, zejście i powrót do domu.
Pierwsze koty za płoty myślałem, wracając pksem cały mokry i wyziębiony. Ta pierwsza wyprawa zapadła mi mocno w pamięć. Nic wielkiego się nie wydarzyło a cała ta historia jest po prostu widziana oczami wystraszonego 18-latka wchodzącego w świat gór i w świat prób, stąd tak emocjonalna.

Pozdrowienia Mireczki, do następnego wpisu i do zobaczenia na szlakach. Narobiłem sobie chętki tymi wspominkami i chyba się gdzieś przejadę, przy okazji przegonić różową pod górę xD

PS Nigdy nie chodźcie poza szlakami! To głupie i nieodpowiedzialne ( ͡° ʖ̯ ͡°). Wystarczy, że ja się strachu najadłem. Wy się najedzcie jabłeczników.

#heheszki #gory #survival #mirekwdziczy
N.....p - Po krótkiej nieobecności witam się ponownie. Dobry wieczór Mirki. Już nie j...

źródło: comment_yLFrQMp2uXYGA9Mcz7KRyq6HuRMW1ddu.jpg

Pobierz
  • 8
  • Odpowiedz