Wpis z mikrobloga

Mirosław Gęsiarski kończył nocną wartę w serwisowni Solgazu. Za oknem nowego budynku fabryki świdnicki dzik z gryfem ocierały się częściami, których Mirek wolałby nigdy nie mieć. Przypomniał sobie o żonie, którą widywał głównie w niedzielne poranki.

Syczenie niosącego płytę bez płomienia Bielika dobiegało zza rzędu solgazowych kuchenek. Mirek automatycznie podłożył ociekające potem dźwięki pod obraz żony sparzonej palnikiem kuchenki gazowej. Intuicja podpowiadała mu, że lekko wychudzony kolega z pracy przytrzasnął sobie najkrótszą część ciała oglądając się na monitor za swoją połowicą na fejsbuku. Nie mylił się. Czuł jednak dziwaczną dumę połączoną z rozbawieniem, które przyniosła mu owa wizja wraz ze świadomością, że to on wymyślił płytę bez płomienia.
"Puk puk".
Pierwsza myśl - Magda Gessler. #!$%@?, które zrobiłoby wszystko za status ambasadora marki.
Mirek poczuł się ważny. Myśl o odwiedzinach Gesslerowej przerodziła się w pewność, że w tę sobotnią noc powstaje opowieść, która po niewielkim podkoloryzowaniu stanie się pastą. Zatliła się w jego bogatym umyśle żądza atencji. Ocknąwszy się wstał i nonszalancko otworzył drzwi.

Magda Gessler. Czarna owca rodu Ikonowiczów stała w progu oparta o framugę ze swoim #!$%@? uśmieszkiem urzędniczki ZUSu. Botki, długa luźna suknia i mocno zarysowany brzuch jaśniały kontrastującą z nocnym krajobrazem bielą. - pijana i nażarta jak zwykle - pomyślał Mirek.
Gesslerowa położyła siatki z zakupami na podłodze. Mirek domyślił się, że odseparowany od świata zewnętrznego Bielik nie usłyszał pukania głośnej celebrytki, która właśnie zjadła kanapki. Spod granicy niemieckiej.
Gessler sprawnie zzuła obuwie i paskudnie mrużąc oczy ruszyła w stronę Bielika. Mirek podążał wzrokiem za tłustymi baleronami zmierzającymi w stronę Jay Bielika, nie mogąc powstrzymać wewnętrznego rozdrażnienia. Fakt, który miał zburzyć spokój Bielika na zawsze.
Gesslerowa wczołgała się pod ladę i niezdarnie wyturlała po drugiej stronie. Bielik wybałuszył oczy i odskoczył w tył z przytrzaśniętym małym palcem u lewej dłoni w ustach.
- Ale...
Spojrzenia Mirka i Bielika spotkały się. Mirek był wkurzony całą sytuacją, o czym świadczył wyraźny rumieniec na jego aryjskiej twarzy. Bełkot wulgaryzmów Gesslerowej rozniósł się po pomieszczeniu.
- Mała fabryka, jak na tak znaną firmę. - powiedziała Gesslerowa, ledwie powstrzymując ziewanie. Bielik spąsowiał bardziej. Ręce machinalnie powędrowały do torby z drożdżówkami, gdy podchmielona Gesslerowa rzuciła się w tę samą stronę.
- Zostaw. - powiedziała tonem rozkazująco-błagalnym, jakby ktoś chciał skrzywdzić jej matkę.
Zaskoczony Bielik wypuścił torbę z ręki. Dwudziestocentymetrowa torba bezwładnie opadła lekko targając się na bokach, gdy Gesslerowa doskoczyła do niej niczym wygłodniała kura i stanowczym ruchem rozdarła ją odsłaniając zawartość. Od czasu nieudanego związku z ostatnim mężem powróciła bowiem do starych nawyków żywieniowych tj. żreć wincyj.
- Jest Pani pijana. - wystękał, gdy Gesslerowa wpychała sobie do ust kanapkę z szynką, serem i keczupem i głośno bekając zaczęła prowadzić w stronę Mirka, który obserwował sytuację z zaciekawieniem. Bielik nie protestował jednak zbyt zaciekle. Był to pierwszy raz, kiedy widział prawdziwe oblicze Gesslerowej z bliska. Było to niewątpliwie ciekawe doznanie, gdyż sam Mirek zdawał się zapomnieć o dziwnych okolicznościach, w jakich doszło do tego przełomowego momentu.
Mirek nie mógł już powstrzymać delikatnego #!$%@?, obserwując bezradnego Bielika kroczącego za wszamającą jego trzecie śniadanie Gesslerową. Wybuchnął głośnym krząknięciem, mimowolnie podnosząc głos.
- Przepraszam, - rzekł Mirek poirytowany - ale nie bardzo rozumiem sytuację.
Gesslerowa puściła bielikową kanapkę i potykając się o przetarganą torbę powoli podeszła do założyciela Solgazu o podkrążonych od pracoholizmu oczach, zalotnie kręcąc loczek wydłubany spod natapirowanej burzy blond włosów.
- Nie planowałam tego. Zawsze byłam spontaniczna. - wyszeptała bełkotliwie, wypatrując już teraz torby z kanapkami w okolicy biurka Mirka.
Bielik zastygł jak posąg w centrum serwisowni. Nie zdawał sobie sprawy, jak zaskakująco dla niego i Mirka zakończy się ta noc. Gesslerowa lawirowała między płytami naprawionymi, jak i tymi przeznaczonymi do naprawy, a odnalazłszy stanowisko diagnostyczne zaczęła wyciągać jarzyny i garnki z podręcznej torby.
Mirek zamknął oczy, czując że poczynania intruza mogą w tym momencie odnieść skutek bardzo pozytywny. Nie będą jeść kanapek, będą jedli gotowane. Stąd też, domyślając się dalszego przebiegu sytuacji, nie czuł potrzeby interweniować. Aby jednak zapobiec wyrzutom sumienia, wyobraził sobie że przy odrobinie szczęścia będzie smażone. "Co za szczęście" - pomyślał. Czuł się całkowicie oczyszczony z zarzutów.
Gesslerowa przeszła do siekania marchewki, by w końcu odejść od blatu.
- Wiesz, co można zrobić z tymi Waszymi kanapeczkami? - krzyknęła, szyderczo śmiejąc mu się w twarz. - Można sobie je...
- Nie kończ. - próbował przerwać jej Mirek. Krytyka jego własnoręcznie sporządzanego posiłku bardzo go zabolała.
- ... w dupę wsadzić! - dokończyła Gesslerowa. Nigdy nie była powściągliwa w wyrażaniu opinii.
- Czego tak właściwie chcesz, hm? - zapytał, badawczo spoglądając na Gesslerową. Nie doczekał jednak odpowiedzi, gdyż Bielik niespodziewanie zwinnie, biorąc pod uwagę jego warunki fizyczne, chwycił jedną z reklamowanych płyt i ogłuszył Gesslerową celnym uderzeniem w tył głowy. Gesslerowa bezwładnie runęła na ziemię, potwierdzając swoją renomę kobiety upadłej. W sekundę później Bielik stanął z Mirkiem twarzą w twarz, oko w oko. Ich torby śniadaniowe również były całkiem blisko. Zszokowany Mirek nie rozpoznawał nieśmiałego dotąd kolegi. Coś w nim zdecydowanie pękło, a w spojrzeniu serwisanta była niewidoczna dotąd determinacja.
- Ugotujmy coś. - wycedził Bielik. - Ugotujmy coś na płycie bez płomienia. - powtórzył. Powieka nawet nie drgnęła podczas wypowiadania tych słów.
Mirek w swoim zaskoczeniu wydał niezidentyfikowany dźwięk, lecz Bielik natychmiast włączył okap SOLGAZ.
- Nikt nam nie przeszkodzi. Ta #!$%@? Gesslerowa i tak już wszystko mi zjadła. Nie mam nic do stracenia. - powiedział. Nie czekając na reakcję Mirka, przeszedł od słów do czynów.
Świat Mirka wywrócił się do góry nogami, starał się jednak chłodno kalkulować, jak wiele nieoczekiwana przygoda kulinarna mogła zmienić w imidżu samca alfa, na który tak ciężko pracował. A Bielik nie żartował. Był zwinniejszy od niego, co potwierdził brutalnie atakując Gesslerową kilkanaście sekund wcześniej. Setki podobnych myśli przelatywały mu przez głowę, gdy kasztanowy serwisant chwycił za obierak, by postawić możliwie szybko ziemniaki i zająć się mięsem.
Patrząc odważnie w oczy Mirka, Bielik zrobił kilka kroków w bok i założył roboczy fartuch serwisanta. Uniform ten, w połączeniu ze stanowiskiem do testowania serwisowanych płyt i produktami przyniesionymi przez Gesslerową wyglądał profesjonalnie, choć jeszcze kilka minut wcześniej podobna myśl nie miała szans pojawić się w umyśle Mirka.
- Bielik, ty tak na serio? Będziesz teraz gotował? - zapytał z niedowierzaniem. Bielik skinął główą i począł szukać mięsa, które aż do tej chwili było schowane w siatkach Gesslerowej. Odwrócił się i podszedł do umywalki. Ciasna umywalka nie dawała pola do popisu, ale pozwoliła opłukać mięso i nabrać wody na ziemniaki. Mirek zareagował od razu wynurzając z siatek co raz to bardziej rozmaite warzywa i przyprawy. - Raz się żyje - pomyślał Mirek. Przygotowanie w pracy ciepłego posiłku nie będącego zupką chińską mogło się okazać bardziej męskie, niż przypuszczał.
Mirek pozbył się reszty łupek ziemniaków i pewnym krokiem ruszył do myjącego mięso Bielika. Opłukał ziemniaki, nalał 2/3 wody do garnka i postawił na płycie bez płomienia. Dodało mu to siły i pewności siebie. Poczuł się atrakcyjny.
Pierwsze marchewki i kapustki były jeszcze dość nierównie krojone, lecz Mirek starał się jak umiał, a Umiał to też nie byle zawodnik. Kolejne centymetry kapusty znikały za nożem ze stali nierdzewnej, a odkrawane suche części tylko utrudniały mu manewrowanie dużym jak na polskie warunki nożem. - Chciałeś obiadu? To masz. - rzekł dumny i rzucił wszystko na woka. - Dolej oliwy, Mirek! - krzyknął Bielik, a skwierczenie największego osiągnięcia kulinarnego w historii firmy ocuciły omdlałą Gesslerową, leżącą od dwa metry dalej.
Gesslerowa wstała i zataczając się podeszła do smażącego Mirka. - Hej, chłopakii... - z paszczy kobiety wychodził pijacki bełkot, który trudno było rozszyfrować. - mogę się przyłączyć?
- Idź już stąd! - wrzasnął Mirek i odtrącił rękę Gesslerowej, która zaczęła chwytać nóż do warzyw.
Gesslerowa prychnęła i odeszła na kilka kroków. Udawała obrażoną, choć ciekawie zerkała na Mirka, który bez opamiętania ciął kolejne warzywa. Sam Bielik odwrócił się w jej stronę i złośliwie wystawił język na wierzch wracając do krojenia schabu w paski. Wygrał tę partię.
Poszukiwania piersiówki w torebce w panterkę okazały się owocne. Gesslerowa pociągnęła resztkę bimbru dla kurażu i postanowiła zrezygnować z szansy zostania ambasadorem marki swojej ulubionej płyty bez płomienia. Stanęła na wysokości Mirka i ostentacyjnie zaczęła przyglądać się skwierczącym powoli warzywom w woku. Dopiero w tym świetle znać było ślady keczupu i zupy sojowej, które pokrywały jasny materiał sukni. Gesslerowa dostrzegła je, lecz niezrażona tym faktem wciąż starała się wyglądać dostojnie. Będąc już przy samych siatkach pogmerała w przyprawach, pokazała tymianek i ziele angielskie prosto przed twarzą Bielika, który niewiele myśląc odwrócił wzrok. Gesslerowa wybuchnęła śmiechem. Po wygrzebaniu ziół prowansalskich oparła się o zalegające dookoła płyty bez płomienia pokazując mocno zarysowany na sukni bebech. - Nudzi mi się. - powiedziała. - Długo jeszcze będziecie się z tym #!$%@?ć? Mirek jednak nie odpowiedział, zbyt zaaferowany stanem oliwy na rozgrzanym woku.
Największa celebrytka programów kulinarnych postanowiła zabawić się sama. Sięgnęła ręką po keczup, który był rezerwą taktyczną nocnej warty serwisu w przypadku zamówienia pizzy i zaczęła nim smarować resztkę kanapki. Sos gęsto skapywał na podłogę, a Gesslerowa wpakowała cały kawałek do ust, mlaskając jak mokra szmata o tanie panele. Kanapka wpadła jak kamień w wodę. Prawdopodobnie nie czuła niczego, choć starała się zwrócić na siebie uwagę przez gesty rękami i udawane podniecenie, Mirek i Bielik byli zajęci gotowaniem. Spojeni wspólnym celem działali razem, o czym świadczyły przechodzące z ręki do ręki składniki. Zmęczony Mirosław G. usiadł, racząc się widokiem smażonego mięsa. Na znak dobrze wykonanej roboty ścisnął prawicę kolegi, który wpadł na ten genialny pomysł. I - jak podpowiadała mu intuicja - miał ich dostarczyć jeszcze nieraz. Blat wokół stanowiska testowego serwisu był pokryty drobnicą obierek, lecz Bielik sprawnie sobie z tym poradził, naprędce ścierając resztki z niepotrzebnego już blatu. - Byłeś zajebisty, nikt mnie jeszcze tak nie zaskoczył i nie zmobilizował. - powtarzał zmęczonym głosem Mirek. - Przyjdź w poniedziałek prosto do gabinetu, dostaniesz stanowisko PRowca i podwyżkę.
Zdziwiony Bielik uścisnął raz jeszcze rękę Mirka. Znudzona Gesslerowa naprędce znalazła się obok niego, próbując podjeść resztki i podkraść schab po chińsku z woka. Ten zaś był siódmym cudem świata. W serwisowni zapachniało najlepszym chińskim żarciem, co bardzo wszystkich ucieszyło. Nie zepsuło tej chwili nawet faux-paux Gesslerowej, która próbując dostać się do schabu przycisnęła brzuch do blatu wymiotując na płytę bez płomienia. Życie w serwisie Solgazu już nigdy nie miało być takie samo.

#pastasolgaz #pasta #heheszki #coolstory #takbylo #pastaogesslerowni

zolwixx - Mirosław Gęsiarski kończył nocną wartę w serwisowni Solgazu. Za oknem noweg...

źródło: comment_v749GCPeqz5gP78R0l0eo3fxb7WDhWgS.jpg

Pobierz
  • 3