Wpis z mikrobloga

#zdzislawintheworld #gwatemala #panajachel #hiszpanski #podroze #podrozujzwykopem

Jak zostałem Januszem podróży.

Zawsze mnie bawiły rozróżnienia pomiędzy podróżnikiem, a turystą. Bo wiecie, niby robią to samo, tylko podróżnik #!$%@?. Bo turysta to tylko otrze się o nowe miejsce, nie zwiedzi jego zaułków, kanałów, spelun i to prawie tak, jakby tam nie był nigdy. A przecież jeśli ktoś chce spędzić dwa tygodnie w ośrodku w Ciechocinku niczym się nie przejmując, to co to za problem? No i co to za problem, gdy ktoś postanowi spędzić tak dwa tygodnie na drugim końcu świata? No właśnie nic.

Oczywiście pod warunkiem, że jest to świadoma decyzja i nie wynika z tego, że ktoś nie mógłby wyjechać w mniej zaplanowaną, albo bardziej szaloną podróż. Bo zupełnie czym innym jest wybierać jedyną opcję za strachu, który nie jest zbytnio uzasadniony. W każdym razie tak musi być, żeby nie wyszło, że dwa ostatnie akapity napisałem jako usprawiedliwienie dla swojego lenistwa.

Po przyjeździe do Panachajel miałem zostać tu tylko jedną noc i zaraz jechać dalej. Jednak zaspałem, zawsze mam problem ze wstawaniem rano [link] i nawet się nie zdziwiłem specjalnie, więc odstawiłem na kolejny dzień. W końcu postanowiłem zostać kilka dni i ciągle myślałem o tym gdzie i jak muszę wyjechać.

A przecież wcale nie musi tak być, mogę zostać dłużej i się niczym nie przejmować. Zrobię sobie wakacje i odpocznę, w końcu podróżuję parę miesięcy, a w dodatku nauczyłem się hiszpańskiego. W dalszym ciągu jest to dla mnie dziwne i nie czuję się do końca pewny, bo jestem nieprzyzwyczajony. Zresztą wyobraź sobie, że pytasz znajomego co tam u niego nowego słychać w przeciągu tych kilku miesięcy od których nie rozmawialiśmy. A w sumie nic specjalnego, nauczyłem się nowego języka. Mózg #!$%@?.

Robię więc sobie wolne. Tzn dobiega końca, bo jak miałem wolne to niewiele mnie spotykało, toteż miałem niewiele do pisania. Także przez ostatnie dni sporo rozmawiałem ze znajomymi, wstawałem późno, napisałem zaległe maile, siedziałem nad brzegiem jeziora, gapiłem się na wodę, poszedłem w melo z francuzami, którzy nie umieli po angielsku, ale za to śmigali po hiszpańsku, nagrałem filmik, zjadłem kilka paczek ciastek, do których dodają tazo z postaciami z Dragon Ball, czytałem sobie, słuchałem muzyki (Sprawdziłem nowy album Gospela i kawałek ludzie są dziwny mnie zniszczył), próbowałem medytować, #!$%@?łem pompki i oglądnąłem też dwa sezony Futuramy i jeden Wilfreda po hiszpańsku, także część czasu wykorzystałem produktywnie.

I staram się mieć #!$%@?.

Zresztą o tym, jak i dlaczego warto mieć #!$%@? napisałem cały tekst na blogu, a tezę wziąłem sobie tak do serca że pisałem to kilka dni. Choć tutaj wam się przyznam, że jest sytuacja w której to, że mam na nią #!$%@? działa na moją niekorzyść. Bo podczas pobytu tutaj planowałem zakupić kilka pamiątek.

Pisałem już w poprzednim wpisie, że jestem rozdarty pomiędzy chęcią bycia dobrym znajomym, który przywiezie coś z podróży, a koniecznością zakupu pamiątek, o których nie mam najlepszego zdania. Ciężko mi je nawet sprecyzować, bo od kiedy skończyłem gimnazjum to uważałem, że nieużyteczne pamiątki to są po to, aby dzieci na koloniach miały co przywieźć dla rodziców. Bo niby po co komu jest drewniany domek-płaskorzeźba z zakopanego, konstrukcja z muszli, jakich nigdy się nie znajdzie nad naszym morzem, czy jakiś inny przejaw lokalnej sztuki.

Poszedłem więc pooglądać co też mają do zaoferowania, no i właśnie już tu jest problem. Chciałem pooglądać, a za każdym razem sklepikarz czy straganiarz wchodzi w dyskusję. I to taką maszynową, zawsze zaczynają od que buscas amigo, a potem leci lista tego co mają i ile kosztuje, w zależności na ile wycenią ciebie. Ja lubię się przyglądać przez dłuższy czas, bo to nie są proste decyzje, a oni mnie peszą. No i jak tak się przyglądam, to w większości przypadków proponują narkotyki spod lady. Jakbym miał opisać narkoturystykę w Ameryce Środkowej, to wystarczyłoby do tego jedno zdanie - jeżeli się boisz, że będziesz mieć problem z kupieniem narkotyków, prawdopodobnie będziesz mieć problem z ich niekupieniem.

No ale łażę po tych stoiskach. Przeglądam małe obrazki, drewniane figurki, ręcznie robioną biżuterię i mam wrażenie, że już gdzieś to widziałem. Ciągle mam wrażenie, że zaraz znajdę smoka wawelskiego. Albo pluszowego karpia. Albo przynajmniej obrazek z papieżem. I mimo że można zobaczyć jak ci ludzie produkują pamiątki, to wydaje mi się, że te wszystkie produkty pochodzą z jednej ogromnej fabryki, gdzie w równych odstępach czasu wychodzą spod maszyny partie produktów z nadrukowanymi nazwami kolejnego miejsca i ruszają w świat. Nie ma wielkiej różnicy pomiędzy stoiskami odległymi o 5 metrów i pomiędzy tymi odległymi o 15000 km. Ten sam festiwal przaśności, galeria kiczu, wystawa pogardy dla gustu i smaku.

Naprawdę trudno jest znaleźć coś fajnego, a przecież nie mógłbym przywieźć gówna dla znajomych. Przecież ktoś mógłby mi się odpłacić tym samym i również przywieźć mi smutny symbol upadku cywilizacji w zamian za pieniądze turystów. Na szczęście mam jeszcze parę miesięcy, żeby znaleźć coś przyzwoitego.

I możecie sobie pomyśleć co za burak. Gość na drugim końcu siedzi i sprawa kupienia pamiątek jest dla niego największą traumą. No możecie, ale mam na to #!$%@?. Mam o tym cały tekst na blogu.

A te ulice są dla mnie za ciasne, codziennie to samo na śniadanie, twarze te same (właściciel hostelu ma straszne zęby, najgorzej jak muszę z nim rozmawiać), koc zbyt szorstki, a i kontakt z pająkiem z łazience jakoś ostatnimi czasy się ochłodził. Ciągnie mnie, żeby stąd wyruszyć, a i 90 dni wbite w paszport dobiega końca. No i mam plan, za dwa miesiące muszę być w Peru.

Najwyższy czas zrzucić wąs i jechać. A zdjęcie to jest typowe Gwatemalskie śniadanie. Zdjęcie jedzenia na internecie dobrze żrą, a i to się dobrze żarło.

wołam @dolandark @Refusek @L_u_k_as @Cooyon i @angeldelamuerte
zdzislawin - #zdzislawintheworld #gwatemala #panajachel #hiszpanski #podroze #podrozu...

źródło: comment_gbnGRdrSG10d23DZTnboWNhTNmtWGpkE.jpg

Pobierz