Wpis z mikrobloga

Heh Mirki, ##!$%@?

Miałem przez jakiś rok-póltora za sąsiadów Polaków. Poza zwyczajowym 'cześć' rzadko zdarzyło się nam zamienić więcej niż dwa zdania. Było grzecznie miło i spokojnie - nikt nie wchodził sobie w drogę i nikt nikomu życia nie utrudniał.

Sąsiedzi się wyprowadzili a ich miejsce zajęła ekipa 6-7 kolesi z Bułgarii/Serbii/Rumunii.. cholera go wie skąd, ale napieprzają muzykę brzmiącą jak Remove Kebab. Po angielsku ni wziąb z nimi.

O ile dało się ich oduczyć rzucania kiepów po fajkach na nasz pseudo-ogródek (lądowały spowrotem po ich stronie), o tyle z resztą zaczynają być problemy. Dwa tygodnie temu rozkręcili imprezę na której latały przez okno krzesła (w tym jedno wylądowało po naszej stronie) a ekipa wesoło tańczyła sobie chyba kankana bo ściany chodziły . Co ciekawe - było to w poniedziałek. W trakcie imprez objawiają się również lokalne zwyczaje w stylu odlewania się w ogródku, bo do kibla na piętro za daleko....

Mały nie jestem, bić się lubię, ale nie jestem też samobójcą i do 7 nawalonych kolesi sam nie będę skakał. Zachowawczo zadzwoniłem więc na Policję i okazało się, że...nie mają prawa interweniować na posesji, o ile nie nie ma mordobicia/gwałtu etc. Udało się zdobyć numer do ich landlorda i wysłać mu SMSa z prośbą o interwencję. Młody szczyl i zlał sprawę kompletnie - wiadomo, kasa.

Jakieś pomysły/osobiste doświadczenia, jak zainterweniować w Councilu aby zmusili landlorda do interwencji ? Ze względu na moją pracę często nie ma mnie w domu po 3-4 dni i różowy zostaje sam, więc jakakolwiek osobista interwencja odpada. Dodatkowo landlord wynajmuje nam chatę jako studentom (jednego studenta co prawda mamy, ale....), więc droga oficjalna również jest częściowo zamknięta :/

#emigracja #uk
  • 12