Wpis z mikrobloga

Umieram.

Minął prawie miesiąc od wyjścia ze szpitala psychiatrycznego i właśnie teraz nadszedł mój pierwszy poszpitalny kryzys. Z perspektywy dzisiejszego dnia przez poprzednie tygodnie działałam siłą rozpędu. Byłam naładowana pozytywnymi emocjami związanymi z wypisem i to popychało mnie do wszelkich aktywności. Miałam siłę, żeby stanąć do walki ze wszystkimi moimi lękami, żeby znów cieszyć się życiem. Teraz ta siła się jakby... wyczerpała?

Nie jestem przesądna, ale dzisiejszy dzień jest naprawdę fatalny. Dzisiaj dotarło do mnie z pełną mocą, że leki mi nie wystarczą. Że dobranie leków to dopiero początek długiej drogi do odzyskania równowagi psychicznej. Leki tylko pomagają oczyścić umysł i zdjąć z głowy ciężar, który uniemożliwiał racjonalne myślenie. Nie wyłączą do końca myśli "wytwarzanych" przez chorobę.

Tak, przez moment miałam wrażenie, że tabletki wygłuszają moje urojone poczucie winy. Tuż po wyjściu ze szpitala faktycznie nie odczuwałam wyrzutów sumienia, ale po jakimś czasie zaczęły one wracać. Do tego doszło dziwne poczucie bycia obserwowaną przez kamery w pracy. I natrętne myśli, że jestem leniwa i nie zasługuję na odpoczynek. Dzięki lekom potrafię je kontrolować, ale one nie znikają. Są jak bzyczenie muchy. Mogę też sobie wyobrazić, że są taką kuleczką zła, którą muszę odsunąć od umysłu. Mimo tego, że teraz potrafię je odróżnić od moich zdrowych myśli, ignorowanie ich nie jest łatwą rzeczą.

Nie, jednak nie czuję, że umieram. To nie tak. Czuję, że nie mam żadnego celu w życiu, który naprawdę sprawiałby mi radość. Nie potrafię jeszcze pomyśleć "moje życie ma sens", ale to w sumie nie znaczy, że w ogóle go nie ma. Staram się skupiać na dniu dzisiejszym, na drobnostkach. Jest to dobra metoda, ale coś w głowie cały czas mi mówi, że nie mogę uciekać w nieskończoność przed walką z samą sobą.

Odliczam dni do przyjęcia na oddział dzienny, kiedy to naprawdę zyskam poczucie, że coś robię w kierunku wyzdrowienia.

Jest w sumie jedna rzecz, która osłabiła moje siły. Musiałam sama przed sobą przyznać, że tęsknię za szpitalem. Jak, do cholery, mam zaakceptować to, że tęsknię za oddziałem zamkniętym?!

#depresja #nerwica #paczekwchodzidowygrywu #feels
  • 18
  • Odpowiedz
Musiałam sama przed sobą przyznać, że tęsknię za szpitalem. Jak, do cholery, mam zaakceptować to, że tęsknię za oddziałem zamkniętym?!


@goracy_paczek: Nie możesz. To jest miejsce gdzie uciekłaś przed problemami. Musisz zrozumieć, że tam nie rozwiążesz swoich problemów.
Oddział dzienny to tylko ciąg dalszy wyzwań przed jakimi może Cie postawić psychiatryk, do tego musisz samemu pracować nad sobą. Tylko rób to stopniowo! Jak zrobisz to za szybko to możesz znowu wrócić
  • Odpowiedz
@goracy_paczek: Ile dni zostało do dziennego? Odliczaj, to na nowo da Ci siłę. Tęsknisz, bo mimo wszystko miałeś tam poczucie bezpieczeństwa, rutynę. Masz w domu kogoś, kto się Tobą opiekuje, wspiera? Będzie dobrze pączek.
  • Odpowiedz
@Mike_Ainsel: wychodzę do ludzi i biegam, ale to nie jest coś, co faktycznie będzie środkiem do wyzdrowienia. To są aktywności zajmujące głowę i odciągające od złych myśli, a ja nie mam od nich uciekać, tylko je zwalczyć. Mimo to dzięki za radę
@asema: jeszcze 11 dni do wizyty kwalifikującej na oddział, ale wiem, że jest ona tylko formalnością. Do samych zajęć nie mam pojęcia ile jeszcze zejdzie. Moja terapeutka powiedziała
  • Odpowiedz
@goracy_paczek: lepiej sobie to uściślijmy. Tęsknisz nie za szpitalem ale za względnie dobrym stanem psychicznym, który towarzyszył pobytowi na oddziale. I to jest moim zdaniem normalna reakcja. Każdy tęskni za błogim szczęściem, za spokojem duszy, czy choćby za brakiem odczuwania cierpienia w przypadku gdy ból jest codziennością.
  • Odpowiedz
@goracy_paczek: Chyba dzisiaj jest taki parszywy dzień, może przez ciśnienie, może nie. Dzisiaj też miałam słabszy dzień i cieszę się, że się kończy. Oby jutro było lepiej! A będzie, bo zostanie Ci już tylko 10 dni. Fajnie, że nie jesteś sama, w kupie raźniej ( ͡° ͜ʖ ͡°).
  • Odpowiedz
@goracy_paczek: Chodzi mi o to byś dobrała tak aktywność fizyczną, żeby z jednej strony sprawiała Ci przyjemność, a z drugiej narażała Cie na negatywne bodźce. Jeżeli jest to możliwe to spróbuj. Wiem z doświadczenia, że taka kombinacja trzymała moją fobie społeczną w ryzach.
  • Odpowiedz
@lubielizacosy: stare, oklepane "wyjdź do ludzi, znajdź hobby"... Stary, musisz zrozumieć, że to działa właśnie w ten sposób, że NIC nie jest w stanie Cię fizycznie zainteresować. Że nic nie daje przyjemności, w głębokich przypadkach wręcz nie odczuwa się tego fizycznie. Wychodzenie do ludzi może tylko pogorszyć sprawę. Gdy widzi się dookoła tych wszystkich wyluzowanych, szczęśliwych ludzi, a samemu jest się ciągle napiętym, nie wiadomo dlaczego. I ciągle przybitym.To, że w
  • Odpowiedz
@goracy_paczek: Z tym sensem w życiu to trudna sprawa. Sama żadnego nie odczuwam, jak już kiedyś gdzieś pisałam, nie znalazłam niczego ważniejszego od teraźniejszości i doświadczania. Wiem, że takie krótkoterminowe myślenie do końca dnia nie jest dla większości ludzi normalne, ale u mnie się sprawdza. Zaakceptowałam to, że nie ma niczego więcej. Trzymam kciuki za poprawę. Pamiętaj, że wszystko mija.
  • Odpowiedz