Wpis z mikrobloga

#zdzislawintheworld #podroze #amerykapoludniowa #gwatemala

Prawie skorzystałem z usług pucybuta.

Na zdjęciu macie człowieka, który sprzedaje fistaszki wożąc je w taczce, a obok niego siedzi pucybut. Ten z taką małą drewnianą skrzyneczką, która skrywa różne mazidła i szczotki, a na którą kładzie się stopę.

W Europie nigdy nie widziałem pucybuta. Niby istnieje mit o amerykańskim śnie od pucybuta do milionera, a także określenie żadna praca nie hańbi (ale każda męczy), a jednak pucybutów się nie widuje. Zawsze mi się wydawało, że jest to zawód uwłaczający człowiekowi i samemu nigdy nie chciałbym, aby ktoś czyścił moje buty. W Ameryce środkowej jednak sprawa wygląda inaczej i nie dość, że całkiem sporo osób jest ubrana elegancko (w ich przeświadczeniu zakładanie krótkich spodni świadczy o niedojrzałości i byciu niepoważnym, nawet przy 40 stopniach), to korzystanie z ich usług jest popularne.

Na początku to starałem się nie patrzeć na nich w ogóle, ale pojawiają się zbyt często, żeby można było wytrwać w tym postanowieniu, a już raz to zupełnie nie mogłem się powstrzymać. Pucybut urzędował na pasażu, znajdującym się jakieś pół metra nad chodnikiem, na którym stałem i miał klientkę. Generalnie kobiety też noszą eleganckie buty, ale akurat tamta kobieta miała na sobie skórzane baleriny. Nie mam nic przeciwko, ale nie spodziewałem się, więc przez chwilę bezmyślnie się wpatrywałem, aż zwróciłem na siebie uwagę owego pucybuta.

Najgorzej. Także poleruje szmatką te baleriny, uważając żeby nie posmarować jej stóp czarną pastą i zaczyna ze mną rozmowę. W sumie to nie była rozmowa, bo zauważył, że jestem zainteresowany i pyta się czy ja nie chciałbym, żeby wyczyścić mi butów. Hola amigo, tengo precio special para tu. Srutututu. Z moim podejściem, które opisałem wyżej powinien się speszyć, jednak wybuchnąłem śmiechem. Gość nie widział moich stóp, bo zasłaniał je murek, a ja oszczędzając obdarte stopy wyszedłem na miasto na bosaka. Zaraz sobie wyobraziłem, jak naciera mi stopy czarną pastą, a następnie pucuje tę szmatą między palcami. Pokazałem mu stopy i też się roześmiał, choć wymuszenie.

Nie dość, że chodzę w krótkich spodenkach, to jeszcze na bosaka. Naprawdę muszą mnie tutaj mieć za dzikusa.

Tak w ogóle to jestem teraz w miejscowości Antigua, w kraju Gwatemala i odbywam intensywny kurs hiszpańskiego. Dobrze wykorzystują potencjał swojego regionu, który jest dość tani i oferują tydzień zajęć, łącznie 30 godzin indywidualnych lekcji z nauczycielem, wraz z wyżywieniem i zakwaterowaniem u miejscowej rodziny za 200$. Jest to genialna sprawa, prawdopodobnie najlepsza moja decyzja podczas wyjazdu, ale na ten temat rozpiszę się kiedy indziej, bo na razie uczę się dopiero tydzień, a mam zamiar łącznie cztery, przy czym w połowie zmienię sobie miasto. W ramach tych opłat można również uczęszczać codziennie na zajęcia salsy.

Ostatnio do moich gospodarzy wprowadziła się kolejna dziewczyna, czwarta już osoba. Wszyscy razem jemy posiłki, odrabiamy zadania domowe i staramy się komunikować jedynie po hiszpańsku (japonka która tu mieszka nie zna angielskiego, więc prócz nagabywań rodziny mamy dodatkowy impuls ku temu). Po pierwszych dniu zajęć nowej współlokatorki wpadliśmy na siebie na mieście, szła akurat do kawiarni na jakieś ciacho i pyta się czy nie dołączę. Ponieważ rodzinka nie ma piwnicy ( ͡° ͜ʖ ͡°) zgodziłem się i podczas pałaszowania kawałka czekolady z kawałkami czekolady oblanego czekoladą i posypanego wiórkami kokosowymi o wdzięcznej nazwie "la muerte por el chocolate" wyszedł temat lekcji salsy. Otóż owa niewiasta była nimi bardzo zainteresowana i zaproponowała, czy z nią nie pójdę.

Jeżeli miałbym wybierać, z czym mi się najmniej poszczęściło podczas loterii genetycznej byłoby to poczucie rytmu i wszystko co dotyczy tańczenia. Najmniej poszczęściło jest tutaj wielkim eufemizmem, gdyż jest z tym naprawdę bardzo kiepsko. Nie narzekam, bo ze wszystkich negatywnych cech, które mogłem dostać to nie jest wcale taka zła, można z nią żyć. Po prostu unikam tańczenia gdziekolwiek jestem. Być może spodobałem się owej niewieście, gdyż zaczęła mnie namawiać intensywniej. Poczułem, że muszę wystosować odpowiednie porównanie, aby jasno dać do zrozumienia że z mojego tańczenia nic nie będzie i rzuciłem:

"Jeśli by oceniać umiejętności taneczne w skali dobroci, od zera do Dalaj Lamy, to ja jestem Hitlerem"

I choćbym nie wiem jak się starał, nie jestem w stanie wymyślić bardziej niezręcznego sposobu przekonania się, że niewiasta która Cię podrywa jest Niemką.

wołam @dolandark @Refusek @L_u_k_as
zdzislawin - #zdzislawintheworld #podroze #amerykapoludniowa #gwatemala

Prawie sko...

źródło: comment_IRrUjhIJ4PubGxbReURwD1zUbKiwgWs2.jpg

Pobierz
  • 17
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@zdzislaw_in: przeczytałem, uśmiechnąłem się, dałem plusa i mam tylko jedną uwagę
kwestia tańca to jest tylko i wyłącznie kwestia "pewności siebie"
pewnego rodzaju podejścia do samego tańca i tego jak cię ludzie postrzegają
niektórym się wydaje że każdy na parkiecie ich obserwuje i się z nich nabija
stąd problem z tańczeniem i luzem który jest do tego niezbędny
a ludzie mają głęboko w dupie jak się ruszasz o ile nie jest to
  • Odpowiedz
@kujaw: Właśnie bardzo niewielkie, jedynie kilka miesięcy przed podróżą przetestowałem sobie jak to jest w Europie i zrobiłem miesięcznego tripa, który w większości był po Włoszech. Plus do tego jakieś delikatne stopowanie po Polsce i raz zajechałem na Chorwację stopem i spędziłem 12 nocy w namiocie.
  • Odpowiedz
  • 0
@zdzislaw_in: z pucybutem spotkalam sie na lotnisku w Londynie. Elegancki koles z elegancka skrzyneczka czyscil elegnackim ludziom buty i inkasowal za to chyba 15£. No i elegancko mu sie interes krecil. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz
@izawoj: no to sobie cenił. Za tyle to już można sobie kupić jednorazowe buty na studniówkę czy inna maturę. W sumie zapytam się ile kosztuje porządne pucowanie. Btw buty czyszczą tutaj też dzieci, również takie z podstawówki.
A np cała iguana, taka do przygotowania do zjedzenia kosztuje 5 dolarów przed rozpoczęciem targowania się.
  • Odpowiedz