Wpis z mikrobloga

Zgodnie z Waszą prośbą opowiem jak wyglądał dzień 11.03.2011.

Ama-japan kończył nocną wartę w serwerowni...a tak na prawdę to przez kilka ostatnich dni byłem lekko przepracowany i tak też było tego dnia. Na przerwę obiadową poszedłem około 14 do restauracji rodzinnej na przeciwko mojej firmy. Był to 30 piętrowy blok mieszkalny, gdzie trzy pierwsze piętra były sklepami. Moja restauracja była na trzecim piętrze, wewnątrz o tej porze raczej pustki, bo normalnie przerwa obiadowa jest między 12 a 13. Było kilka dziewczyn z liceum, parę starszych osób i ja. Gdy już popijałem kawę czułem się jakby mnie migrena łapała, lekko się kiwałem. Pomyślałem, że to przez zmęczenie gdy nagle spojrzałem na zwisające lampy, które także zaczęły się lekko kołysać. Za chwilę wszyscy poczuli mocne uderzenie i cały budynek aż lekko podskoczył. Dziewczyny zaczęły krzyczeć i schowały się pod stół. Ja trochę spanikowałem, bo za chwilę przyszło jeszcze mocniejsze uderzenie i wszystko zaczęło się bujać. Po chwili wybiegłem z restauracji, zostawiając zapłatę za obiad przy kasie. Kasjerka siedziała skulona na podłodze.


Zbiegając po schodach zobaczyłem grupki osób trzymające się za ręce i stojące niemalże na środku skrzyżowania. Ktoś w samochodzie trąbił na nich, pewnie nie czuł że coś się dzieje. Gdy już byłem na chodniku, mój mózg odmawiał przyjęcia do wiadomości tego co się dzieje. Stoję przecież na chodniku, a raczej staram się stać bo buja jak na statku, tak mocno że nie można prosto iść. Przeszedłem na drugą stronę ulicy i spojrzałem w górę. Wspomniany wcześniej 30 piętrowy apartamentowiec kołysał się na lewo i prawo. Ja dalej nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje ale przez chwilę zastanawiałem się w którą stronę zawali się ten wieżowiec i jak daleko mam uciekać. Nagle podeszła do mnie jedna z kobiet co stały w grupce na środku ulicy i nawet po angielsku powiedziała bym podszedł do nich, bo za chwilę potłuką się szyby i to wszystko spadnie więc lepiej być z dala od budynków. Chwyciła mnie pod ramię i niemalże siłą zaciągnęła na środek ulicy. Ciągle wszystko się trzęsło i kiwało na boki. Odgłosy skrzeczących ram okiennych, pękający asfalt i chodniki robi wrażenie. Po kilku minutach wszystko ustało. Nie było jakiejś wielkie paniki, na spokojnie wszyscy gdzieś nagle zaczęli iść. Ja wróciłem do firmy, po drodze spotykając znajomych. Nasz budynek miał 6 pięter, poza tym że wystawał teraz nad chodnikiem kilka centymetrów i była także spora szpara dość głęboka bo widać było fundamenty - nic się nie stało. Ten wielki wieżowiec dalej lekko się kołysał. W budynku obok pękło okno i posypało się na chodnik. Gdy wróciliśmy do biura, wszyscy byli bardzo poruszeni. Nawet starsze osoby mówiły, że dawno nie było tak silnego trzęsienia. W biurze powywracane szafki, kilkanaście monitorów spadło z biurek na podłogę, dokumenty rozsypane po całej podłodze. Zaczęliśmy porządkować by poczuć ponowne silne uderzenie i znowu zaczyna się wszystko bujać. Raptownie wszyscy wybiegli po schodach ewakuacyjnych na zewnątrz. Po dwóch czy trzech minutach przestało bujać.Znowu wróciliśmy do biura, by po kilku minutach ponownie wybiec w pośpiechu. Tak było kilkanaście razy, później gdy się zaczynało czekaliśmy co dalej, jedna osoba stała przy drzwiach, które zawczasu otworzyliśmy i zablokowaliśmy. Zbieganie z 4 piętra opanowaliśmy do perfekcji. Tak na prawdę nie wiedzieliśmy co się stało. Sprawdzamy wiadomości w internecie, dowiadujemy się o sile trzęsienia oraz epicentrum oraz o zniszczeniach. Poszliśmy na ostatnie piętro by spojrzeć na zatokę Tokijską, na horyzoncie widać było łunę dymu i ognia - to palił się skład paliwa w porcie. Szef zarządził by wszyscy poszli jak najszybciej do domu. Na ulicach zaczęły robić się korki, pociągi zatrzymane. Jedyny ratunek to autobus, ale kolejka na przystanku kilkudziesięcioosobowa. Było około 18, telefony nie działały pozostał jedynie internet. Zadzwoniłem przez skype do żony, ona została zwolniona tuż po pierwszym trzęsieniu wiec złapała autobus i już była w domu. Powiedziała, że poza rozbitą jedną szklanką i talerzem oraz wszystkimi książkami na podłodze nic się nie stało. Postanowiła, że przyjedzie po mnie samochodem tylko musi po drodze zatankować. Dam mi znać jak już będzie w okolicy. Pozostało mi więc czekać. W firmie osoby, które mieszkają najdalej postanowiły nie wracać do domu. Poszliśmy do sklepu obok zrobić zakupy - jedzenie, wodą, papier toaletowy i inne niezbędne rzeczy. To był strzał w dziesiątkę bo za chwilę sklepy były puste. Siedziałem w biurze starając skontaktować się z rodziną i znajomymi przez internet. Około 23 żona zadzwoniła, że stoi w wielkim korku i kończy się jej benzyna, kontrolka świeci się od kilku minut więc oszczędza ile może. *(od tamtego dnia mam zawsze samochód zatankowany do pełna). Około 1 rano zadzwoniła, że udało jej się pojechać za karetką i strażą które także jechały na stację benzynową i ma auto zatankowane do pełna ale korek straszny. Postanowiłem, że pójdę w jej stronę. Co chwila było kolejne trzęsienie ale już mniejsze, nawet nikt się nie przejmował. Z firmy do domu miałem około 40 km, do żony w samochodzie miałem około 10. Dzięki google maps, w środku nocy szedłem między uliczkami i blokami, ulice totalnie zakorkowane, pociągi stoją, tłumy przy postojach taxi i stacjach. Część osób poszła do karaoke, część do restauracji czy hoteli. Ja twardo szedłem w stronę drogi ekspresowej. Po drodze widziałem kilka zniszczonych ogrodzeń, zawalone murki, popękane asfalty czy potłuczone szyby. Około 3 znalazłem moją żonę w długim na kilkanaście kilometrów ciągu samochodów. Udało nam się zawrócić i około 5 nad ranem byliśmy w domu. Dalej do nas nie docierało co się stało, to wszystko było tak nierealne. Zajechaliśmy do całodobowego sklepu, kopiliśmy co się dało i postanowiliśmy się zdrzemnąć. Ja ciągle podekscytowany budziłem się przy każdym trzęsieniu, a jak było większe to otwierałem drzwi. Żona raczej nie wzruszona, spokojnie spała.
Rano obejrzeliśmy wiadomości, dowiedzieliśmy się o elektrowni, o tsunami i innych skutkach tego trzęsienia. Ja postanowiłem zostać w domu, a żona pojechała do pracy samochodem by sprawdzić co i jak. Telefony dalej nie działały, pociągi zatrzymane i mówiło się, że zaczną wyłączać prąd na zmiany....

I to był dopiero początek......

Wołam @ditoski: @Majku_: @unsigned: @adiqoo: @Obliv: @bajorson: @skywalkergw: @gryzli6: @Shivaa: @IndeedIndeedIndeed: @worldmaster: @Camel665: @Mglisty:

#japonia #ciekawostki #trzesienieziemi #wiadomoscizjaponii #amajapan
  • 58