Wpis z mikrobloga

Co o tym myślicie?

Jakieś 3 tygodnie temu poniósł mnie melanż.. tak to mogę najkrócej powiedzieć. Impreza zaczęła się dość wcześnie bo około 15 a zakończyła około 22. W tym czasie siedziałem ze znajomymi w dwóch lokalach a na sam koniec wszystko przeniosło się do znajomego na mieszkanie. Na 4 osoby pękło 6-7 flaszek. I wtedy postawiłem powrócić na autopilocie na swoje mieszkanie. Warto wspomnieć że akcja dzieje się w miejscowości przygranicznej z Niemcami (nadmorskiej). Wracając na autopilocie pamiętam tylko tyle że byłem już dość blisko domu i przechodząc obok jednego klubu zaczepiłem albo zostałem zaczepiony przez 3 gości (level max 30), ja lvl 27. Pytałem się ich co się dzieje w klubie itp, czy dzieje się coś w innych miejscach w mieście lub w Niemczech. I tutaj nie wiem czy zaproponowałem im wspólne imprezowanie czy oni zaproponowali ale wsiadłem do samochodu.Pamiętam też że pytałem się skąd są dokładnie się przyglądałem rejestracji i jednemu z nich. Dalej pamiętam urywkami drogę do Niemiec i chyba zaproponowałem im że możemy się gdzieś zatrzymać dalej pamiętam urywkiem że samochód zatrzymał się, zaświeciła się lampka i kierowca powiedział chyba koniec jazdy. Kierowca chciał ode mnie jakieś dokumenty, wtedy pamiętam że było szybkie otrzeźwienie i myśl że nie mogę mu go pokazać, zacząłem mu mówić że nic nie mam i udawać że szukam po kurtce, pech chciał że od strony wewnętrznej miałem dokumenty z ubezpieczali z moimi danymi i kserem prawa jazdy i wyciągałem je z koszulki i mu je dałem, tutaj nie pamiętam. W międzyczasie chciałem dzwonić po znajomych, chciałem też numer od kierowcy ale nie chciał mi dać, chciałem mu podać swój ale chyba nie byłem wstanie, chciałem mu też chyba dać mój telefon ale nie chciał. Ciężko powiedzieć, film prawie urwany. Później pamiętam jak przez mgłę ze chyba na sam koniec chcieli mój telefon i chyba im dałem jednocześnie trzymałem rękę w tylnej kieszeni gdzie portfel żeby mi go nie wzięli. Obudziłem się 4 godziny później w lesie, zapewne w tym samym miejscu, w którym mnie zostawili. Sznurówki od butów były luźno związane (tak że można iść i wywalić się po paru krokach). Po sprawdzeniu siebie na pół trzeźwo zauważyłem że nie mam telefonu ale mam zegarek timex i wydrukowany e-mail o jakiejś przesyłce (który notabene chyba chciałem mu wcisnąć ale kierowca powiedział mi że nic na nim nie ma). Musiałem się wydostać z lasu, zacząłem błądzić, było ciemno, czerń przed oczami, wywaliłem się, zauważyłem związane sznurówki, rozerwałem je i zawiązałem buty, przystanąłem i usłyszałem szum morza. Stwierdziłem że muszę iść w stronę szumu, wtedy dojdę do plaży i później do miasta. (nie miałem pojęcia gdzie jestem). Parę kroków dalej znajdowała się betonowa scieżka, którą postanowiłem podążać. Za niedługi okres czasu zauważyłem hotele, promenadę, samochody itp. Zauważyłem też że jestem w Niemczech, w pierwszej chwili myślałem że jestem w wiosce obok granicy (więc luzik, godzina spaceru i jestem w domu), ale idąc nie mogłem rozpoznać punktów charakterystycznych. W międzyczasie sprawdziłem czy mam portfel, wszystkie dokumenty i pieniądze - wszystko było. Po pewnym czasie stwierdziłem że to nie ma sensu i że potrzeba się dostać do głównej drogi bo wioska o tej porze roku to ghost town. Idąc i pewnie błądząc, zauważyłem białego VW transportera. Zatrzymałem go. W środku siedział jakiś Niemiec, z którym nie mogłem dogadać się po angielsku, znałem trochę słów po niemiecku więc powiedziałem mu że muszę jechać do granicy, chyba zrozumiał, powiedział chyba że musi jechać kogoś odwieźć i zaraz wraca. I tak też się stało. Widząc mnie, nie chciał mnie wziąć do samochodu. Wyciągnąłem portfel, w środku było 100zł. Wrzuciłem mu do środka. Dokładnie oglądał banknot i kazał mi wsiadać do środka. Później pytanie Wo?, czyli gdzie. Powiedziałem mu że do centrum miasta. Jadąc zorientowałem się że jestem około 15km od granicy. Szybko dotarłem do domu i poszedłem spać. Po paru godzinach wstałem i zaczęło się gorączkowe poszukiwanie telefonu - chyba wypadł w lesie. Zacząłem dzwonić - sygnał był jeszcze przez około 2 godziny. Później cisza przez całe następne 2 dni. Sprawdziłem bilingi tylko internet do 4 rano, ale do 300kb. Podejrzewam że pewnie była włączona transmisja danych i padła bateria. Postanowiłem pojechać w to miejsce, niestety telefonu nie znalazłem - nikłe szanse. Powróciły flashbacki. Mniej więcej przypomniałem sobie co się stało. Sprawdziłem tylko czy nie mam jakiś ran na ciele albo śladów pobicia ale nie miałem nic. I wtedy zacząłem się zastanawiać co się tak naprawdę mogło stać. Zacząłem przeszukiwać internet, czy ktoś może wykorzystać dane z formularzy, ale prawdopodobieństwo bardzo małe. Skan prawa jazdy - również nieprzydatny. Tylko tyle że ktoś wie kim jestem i ma trochę więcej informacji o mnie. Jednocześnie podpałem chyba w jakąś nerwicę. Nie mogłem spać, ograniczony apetyt, przeszukiwałem internet, myślałem że nic mi się nie stało, to bardzo dobrze, ale jednocześnie byłem podejrzliwy o to że właśnie nic mi się nie stało. Flashbacki że ktoś chciał moje dane jeszcze bardziej mnie w tym utwierdzały. Wszędzie widziałem jakiś spisek przeciwko mnie. Czytałem o różnych przekrętach, czekach, wekslach i tutaj chyba popadałem w paranoje, chciałem sobie przypomnieć co się wtedy wydarzyło, ale nie byłem w stanie tego zrobić.Zastanawiałem się czy całej sprawy nie zgłosić na policje, ale z drugiej strony niby co miałem zgłosić?. Na tym etapie już nie wiedziałem co było prawdą, a co urojeniami.Myśli nawracały non-stop, siedziały w głowie cały czas. Po trzech tygodniach od tego zdarzenia, zauważyłem że cała teoria, co się mogło wtedy wydarzyć jest oparta na rzeczach, na które nie mam potwierdzenia że się wydarzyły. Wspomnę że pierwszy raz miałem taki stan w życiu - nie polecam nikomu. W pracy chodziłem jak zombie - niby sobie coś przypomniałem, ale nie miałem pewności, dodatkowo próbowałem sobie cokolwiek przypomnieć, upijając się, myśląc że wtedy uda mi się coś przypomnieć.Byłem bardzo podejrzliwy w szczególności jak zauważyłem gdzieś podobny samochód.Tutaj dodam że nie mam problemów z alkoholem, a to było w kategorii jednorazowego wybryku. Po odczekaniu ok 3 tygodni, chyba raczej do tego czasu coś by mogło już wyjść, trochę się uspokoiłem. Wszyscy do okola powiedzieli mi że spanikowałem i że nie ma się czym przejmować. Jak narazie powróciłem do normalności, tym nie mniej jednak myśli na temat tej nocy prześladują mnie jeszcze od czasu do czasu. Na sam koniec muszę dodać że zegarek i wydrukowany e-mail zawinąłem koledze z mieszkania. Prawdopodobnie coś mi wypadło i wziąłem nieco więcej :)

#truestoryofmylife #creepystory #impreza #nigdywiecej
  • 5
@Lucius: oddany następnego dnia, wtedy nie miałem pojęcia że należy do niego. W pierwszej chwili myślałem że wymieniłem telefon na zegarek, bo coś od nich chciałem.