Wpis z mikrobloga

Mircy mam problem typu #firstworldproblems. Pracuję obecnie w korporacji, ale zajebistej korporacji. Z dobrym pakietem socjalnym, ze świetną atmosferą, w korporacji w której nie jestem korposzczurem tylko pracownikiem małego kilkuosobowego zespołu którego kierownik jest świetnym człowiekiem, który nie rozlicza nas z niczego, ufa nam, my jemu - generalnie żyć nie umierać. Niestety nie zadowalają mnie zarobki (nie, nie powiem ile zarabiam), w związku z czym zacząłem się rozglądać za pracą. Zawsze po pierwszej rozmowie kwalifikacyjnej, dostaję pracę. Nie mam pojęcia z czego to wynika, ale tak jest. Tak było i dziś, tym razem. Poszedłem na pierwszą rozmowę i dostałem pracę od ręki. Kasa może i lepsza, niby nie źle bo w sumie o około 1000 zł. Ale jak zacząłem ich słuchać, o jakichś wskaźnikach, o procentowym pomiarze wydajności (xD), o groźbie na dzień dobry: "wydajność poniżej 60%? wylatujesz!". Biuro niby fajne, niby ładne, niby wszystko spoko, ale nie wiem czy chcę stracić tożsamość i zostać słupkiem procentowym wydajności w korpo za 1000 zł więcej... Co robić? ()

#pracbaza
  • 3
@bartoneczek: wiesz, 1k złotych to dużo i mało. Zależy ile zarabiasz. Musisz przeliczyć to na jakość życia. Jeśli podniesienie to znacząco Twoją jakość życia to pewnie warto, jak wzamian za to ew. więcej odlozysz na lokatę czy napijesz się droższej whiskey to pewnie nie warto. Sprawdz czy np. nie masz w swoim zyciu ekwiwalentu tego tys. jak np. palisz fajki i moglbys rzucić i zaoszczędzić kilka stowek to już lepiej tak