Wpis z mikrobloga

zawsze chcialem byc ranczerem w teksasie takim wiecie spoko ziomkiem w kapeluszu slomainym i w skarpetach bez palcow (bo sie oderwaly a nie chce sie cerowac) no i tak ogolnie staje na ganku i patrze na swoje pole pelne kukurydzy i bawoly #!$%@? po polu i mowie AJLBIRAJTBAK HONEJ i wtedy wsiadam do swojego dżipa i jade pod zbiornik wodny zeby cos tam naprawic bo stary dżon dostal czkawki i uznal ze nie bedzie z tego powodu szedl do pracy

po drodze spotykam szeryfa i zatrzymujemy sie na pol godziny gdzies na srodku trasy wiecie, samowolka i on wtedy "co tam slychac panie dżonson" a ja na to ze spoko fajnie ostatnio krowa mi sie ocieliła i stan makjeloł będzie odbierać poród on wtedy no spoko loko a my zatrzymalismy mlodego haroldsona bo znowu robil burde w barze no wiecie dobry mily chlopak tylko czasem nabroic potrafi i trzeba go przetrzymac na dolku na dwadziescia cztery godziny no i wtedy sie rozchodzimy a ja jade pod pompe wodna bo staremu dzonowi nie chcialo sie jechac do pracy...