Wpis z mikrobloga

"Zdrada" Zachodu w 1939 r.

Przyszedł moment, w którym zmierzyć muszę się z mitem niezwykle rozpowszechnionym i wciąż wywołującym wiele emocji. A mianowicie z twierdzeniem, że w 1939 nasi sojusznicy nas zdradzili i palcem w bucie nie kiwnęli aby nam pomóc. Na początek składam serdeczne podziękowania Patrykowi Lenartowiczowi który udostępnił mi ogromną ilość materiałów na ten temat.
Często czytając takie dyskusje na temat zdrady aliantów odnoszę wrażenie, że skoro była umowa to francuskie wojska już pierwszego września o 5:30 rano powinny szturmować linię Zygfryda. To jednak tak nie działa- forma i zakres udzielonej pomocy była szczegółowo ustalona. W maju 1939 roku zawarto umowę między generałami Gamelinem ze strony francuskiej i Kasprzyckim ze strony polskiej. W dokumencie tym zapisano:
I. W wypadku niemieckiej agresji przeciw Polsce albo w wypadku zagrożenia jej interesów żywotnych w Gdańsku, które wywołałoby akcję zbrojną ze strony Polski, armia francuska rozpocznie automatycznie działania swych różnych sił zbrojnych w sposób następujący:
1. Francja przystąpi natychmiast do działań lotniczych według planu ustalonego poprzednio.
2. Gdy tylko część sił francuskich będzie gotowa (około trzeciego dnia), Francja rozwinie stopniowo działania zaczepne o celach ograniczonych.
3. Gdy tylko zaznaczy się główny wysiłek niemiecki przeciw Polsce, Francja rozwinie stopniowo działania ofensywne przeciwko Niemcom głównymi siłami (począwszy od 15 dnia).
Ze swojej strony Polska zobowiązała się utrzymać zdolność operacyjną własnej armii przez minimum 3 miesiące. Oczywiście polski sztab nie łudził się, że alianci zadziałają jak kawaleria amerykańska. Działania alianckie nie miały nas ratować. Miały jedynie odciążyć front tak aby Wojsko Polskie mogło przejść do działań zaczepnych. Generałowie Stachiewicz i Kutrzeba szacowali, że od momentu rozwinięcia alianckiej ofensywy do momentu w którym w Polsce odczuje się realne odciążenie minie 6-8 tygodni. Niestety, i nasz sztab i sztab francuski mentalnie tkwili jeszcze w czasach Wielkiej Wojny czy wojny z bolszewikami, kiedy ofensywy i kontrofensywy rozwijały się tygodniami. Koncepcja Blitzkriegu była u nas nieznana i kompletnie niezrozumiała.
3 września 1939 Francja i Wielka Brytania faktycznie wypowiedziały Rzeszy wojnę. 7 IX wojska francuskie przekraczają granicę i wchodzą na terytorium Niemiec na głębokość kilku kilometrów- zatrzymują się dopiero przed linią Zygfryda. Walki przygraniczne były dość zacięte- Francuzi stracili ponad 1500 żołnierzy, Brytyjczycy 700 a Niemcy 2100. Mitem jest też twierdzenie, jakoby alianckie samoloty zrzucały jedynie ulotki zamiast bomb- bombardowano przede wszystkim zakłady przemysłowe i okręty Kriegsmarine.
Po kilku dniach walk przygranicznych Francuzi wreszcie podchodzą do linii Zygfryda. I tutaj muszę poświęcić kilka słów na wyjaśnienie paru mitów. Zacznijmy od tego, że mimo iż linia Zygfryda nie była ukończona to jednak nadal stanowiła ciężki orzech do zgryzienia. Przełamanie takiej linii wymagało zaangażowania ogromnej ilości sił i środków. Trzeba się było też liczyć z wysokimi stratami. Nie jest też prawdą jakoby całej linii we wrześniu 1939 strzegło kilka-kilkanaście dywizji i to złożonych z emerytów i rencistów. 1 IX zachodniej granicy strzegło 34 dywizji, dalszych 11 stało w odwodzie. Francuzi dysponowali 1 IX zaledwie 12 dywizjami, 9 IX było ich już 34. Nie można też nazwać jednostek niemieckich niepełnowartościowymi- nawet dywizje III czy IV fali świetnie nadawały się do obroni linii umocnionej. W końcu CKM kosi tak samo, nieważne czy siedzi za nim fanatyczny SS-man czy weteran który swą karierę w armii zaczął jeszcze za kajzera.
Ogromny wpływ na działania alianckie miała też sytuacja w Polsce.
A ta była, delikatnie mówiąc, fatalna. Na zachodzie zdawano sobie sprawę z tragicznego położenia polskiej armii. Niemcy wdarli się wgłąb kraju już na samym początku wojny. Brytyjscy członkowie misji wojskowych przebywających w kraju regularnie wysyłali do Londynu raporty z postępów niemieckiej armii. W dokumencie dotyczącym sytuacji przed 12 września napisano „Niemieckie armie dokonały znacznych postępów od 6 września. Siły zmechanizowane zostały śmiało wykorzystane do otoczenia i odcięcia grup polskich sił zbrojnych.(...) Warszawa, choć nadal w polskich rękach, wydaje się być okrążona od północy, zachodu i południa, a Niemcy twierdzą teraz że ich siły są także w Kałuszynie na wschód od stolicy. Donosi się także że niemieckie siły pancerne przekroczyły Wisłę na południe od Warszawy w Dęblinie i zbliżają się do Lublina. Być może przekroczyli rzekę także w Annopolu. (...) Na froncie południowym niemieckie jednostki, łącznie z formacjami zmechanizowanymi, widziano w Rzeszowie i Lwowie, gdzie zagrażają południowej flance sił polskich. Drugie z wymienionych miast jest zaledwie ok. 100 mil od rumuńskiego pogranicza.(...) Wygląda na to że niemieckie siły zmierzające na południe w kierunku Brześcia Litewskiego i te które przekroczyły Wisłę na południe od Warszawy mogą próbować połączyć się ze sobą w celu odcięcia Polaków walczących w rejonie Warszawy. Celem niemieckich sił zmierzających na wschód, które doszły do rejonu Lwowa, jest najwyraźniej odcięcie polskich armii od komunikacji z Rumunią”
Była to dla aliantów wiadomość niezwykle pesymistyczna. Lwów był wówczas bardzo ważnym węzłem komunikacyjnym. Bez Lwowa nie było możliwości przyjęcia i zagospodarowania ewentualnej alianckiej pomocy materiałowej.
12 IX doszło do pierwszego spotkania Najwyższej Rady Wojennej. Miała ona podjąć decyzję, jak dalej prowadzić działania. Czy może szturmować linię Zygfryda, czy lepiej wycofać się, dozbroić i czekać na Niemców na własnym, dogodnym terenie. Jak nam dzisiaj wiadomo, wybrano tę drugą opcję. Wydawała się rozsądniejsza, zwłaszcza że Polska armia była już w tak złej sytuacji, że nie było szansy aby przez dłuższy czas wiązała znaczne niemieckie siły.W raporcie z obrad zanotowano, że „Jasnym jest że alianci nie mogli nic zrobić by uchronić Polskę przed zajęciem [przez Niemców]. (...) jedyną prawdziwą pomocą dla Polski jest wygranie wojny”. Oczywiście, z perspektywy współczesnego historyka jasno widać, że ta decyzja była błędem- mimo kupienia sobie kilku dodatkowych miesięcy alianci nie byli w stanie przygotować się na tyle, aby zatrzymać niemiecką machinę wojenną. Czy gdyby mimo wszystko zdecydowano się na szturm na Wał Zachodni historia potoczyłaby się zupełnie inaczej- nie czuję się na tyle kompetentna aby próbować udzielić odpowiedzi na to pytanie.
Powyższy tekst to jedynie „liźnięcie” tematu. Zdaję sobie sprawę, że nijak nie wyczerpuje to tego zagadnienia. Jednak mam nadzieję, że pewne kwestie udało mi się wyjaśnić i zapraszam do dyskusji.

https://www.facebook.com/historycznebzdury/posts/911632792277197

#historia #iiwojnaswiatowa #4konserwy #neuropa
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Destr0: kilka uwag na szybko:

W końcu CKM kosi tak samo, nieważne czy siedzi za nim fanatyczny SS-man czy weteran który swą karierę w armii zaczął jeszcze za kajzera.


Niestety nie do końca masz rację, jak wiadomo z wiekiem pogarszają się warunki psychofizyczne. Pogarsza się motoryka, siła, kondycja, ludzie stają się bardziej podatni na kontuzje. Mówiąc inaczej ich wartość bojowa spada, szczególnie w przypadku gdy dochodzi do przedłużającej się wymiany ognia i następnie walki
  • Odpowiedz