Wpis z mikrobloga

Jestem na #erasmus w Portugalii. Nie będę pisał o seksturystyce, łatwych Polkach, czy innych popularnych na wykopie sprawach. Będą to raczej różne wrażenia i luźne spostrzeżenia z moich początków w Lisbonie. Jeśli ktoś jest ciekawy jak wygląda życie na południu to zapraszam do lektury.


Przylot i pierwsze kroki.

Leciałem przez Brukselę - przesiadka 10h. Leciałem z koleżanką. Bruksela przywitała nas w szaro-burych kolorach. Nie mówię tu jednak pogodzie, mimo że było deszczowo, ale o twarzach ludzi, 90% to odcienie beżu i brązu. Staliśmy w pewnym momencie na dosyć ruchliwym skrzyżowaniu żeby spytać co ciekawego możemy zobaczyć w okolicy i którędy iść. Cztery i pół minuty aż pierwsza biała twarz się pojawiła. Nie powiem, że wszyscy czarni i arabowie to złodzieje i gwałciciele, ale czułem się bardzo niepewnie. Zobaczyliśmy Grand Plac - taki duży rynek w centrum. Ładny, stary, każda kamienica ozłocona. Kawka, czekoladki i na lotnisko. Wylądowaliśmy na Płw. Iberyjskim o 1 w nocy.

Lisbona przywitała nas ciepłą morską bryzą i piękną nocną pogodą. To taka noc, kiedy siedzi się na murku pod domem i nikt nie chce się pożegnać.
Wszędzie kafelki i gładka kostka brukowa - ich pamiątka po czasach panowania Maurów. Są wszędzie. Od toalet, sal lekcyjnych i restauracje, kończąc na metrze, fasadach budynków - ze stodołami i wychodkiem włącznie.
Ta część Lisbony, w której wyszliśmy z metra, nie śpi. Akurat o 1.30 otwierali jakąś knajpę, więc zaliczyliśmy pierwsze piwo w ogródku pod gwiazdami. Mijało nas mnóstwo śpiewających, tańczących, cieszących się ludzi i wielu dealerów śmiesznych papierosków i białego proszku. Nie są namolni, ale 'haszisz, mayuana?' przeplata się z gwarem dzielnicy knajp i barów.

Knajpy i bary to domena całej Portugalii. Załóżmy, że mamy dobrze nam znaną ulicę osiedlową od długości 200m. Gdyby przenieść ją do Portugalii, to byłoby na niej mniej więcej 15-20 różnych knajpek i kawiarni czynnych w zupełnie różnych godzinach. Dzielnica mieszkalna różni się od tej imprezowej tym, że w pierwszym przypadku ok. 1-2 w nocy knajpki się zamyka, a w drugim dopiero otwiera.

Lisbona jest duża i rozłożysta. Samo miasto ma ok. 0.5 mln mieszkańców, jednak aglomeracja prawie 3mln. I mówię tylko o legalnym, zarejestrowanym pobycie. Oficjalnie mnie tu nie ma, podobnie jak setek tysięcy kolorowych imigrantów żyjących na skraju społeczeństwa. Nie są jednak tak widoczni, jak w Brukseli. Tutaj są zasymilowani, prowadzą sklepy, sprzątają ulice, wykonują mniej lub bardziej legalne prace, prowadzą knajpy ze swoim ojczystym jedzeniem. Istnieją właśnie z tego powodu nielegalne restauracje!

Byliśmy w nielegalnym chińczyku! Wchodzi się przez szemraną bramę w kamienicy, później drzwi do obskurnej klatki schodowej. Kto już dotrwał do tego momentu ma przed sobą lekko nadpalone drzwi i klejący się do ręki dzwonek na ścianie. Dzwonimy raz, cisza, drugi i trzeci, nadal nic. Po jakichś 2-3 minutach drzwi się otwierają, widzimy Chinkę z tłustymi włosami i zmęczoną twarzą, która pyta ile osób. Jak przejdziemy już tę selekcję jesteśmy gotowi na wszystko. I tutaj wielkie zaskoczenie, kiedy okazuje się, że jesteśmy w dwupokojowym mieszkaniu zamienionym na pełnoprawną restaurację ze stolikami, dekoracją, muzyką, kelnerami i lekko podniszczonym menu. Ceny średnie, porcje ogromne, jedzenie wspaniałe. Mniej więcej za 6€ na osobę próbujemy kilku różnych dań z krewetek, kurczaka, kaczki czy nawet ośmiornicy. Do tego mamy prawdzie chińskie piwo (smakuje tak samo słabo, jak wszystkie tutejsze sikacze) i smażone lody. Gałka lodów w cieście obsmażona na głębokim oleju. Z zewnątrz wrząca, w środku zamarznięta na kość! Restauracje są nielegalne na papierze, bo tłum ludzi wewnątrz i kolejka do wejścia kiedy już wychodziliśmy, przekonuje że tego typu miejsca mają wielu fanów. Nie ma co liczyć na gwiazdki Michelin, ale na uznanie rzeszy klientów już na pewno.

Lisbona jest zróżnicowana kulturowo, światopoglądowo i też stety lub niestety, czasowo. Pojęcie 'umówionej godziny' tutaj nie istnieje. Spóźniłem się 20minut na zajęcia, nadal nie było wykładowcy. Jeśli się z kimś umówię np. na 19, to u nas 19.05 już bym dzwonił. Tutaj czas płynie zupełnie inaczej. Przyszedłeś? Miło cie widzieć! Nie ma cię? Spędziłem miły wieczór na plaży samemu, przy piwie i dźwiękach gitary! Zero nerwów, stresu, gonitwy. Nawet dzwony w kościele czasem zadzwonią 10 minut przed czasem, bo akurat facet przechodził i nie będzie tu wracał za 10 minut specjalnie po to, żeby wszystkim obwieścić południe ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Zróżnicowanie światopoglądowe polega na tym, że dopóki jesteś miłą osobą, która się dużo uśmiecha, to możesz robić praktycznie wszystko. Na ulicach wielu homoseksualistów okazuje swoje uczucia, widok dwóch starszych facetów trzymających się za ręce przestał mnie dziwić już po godzinie spaceru nabrzeżem. Wielokulturowość mogę przedstawić na przykładzie. Obecnie mamy stałe lokum, ale po drodze mieszkaliśmy w 4 innych. Wynajmowali je nam różni ludzie, nigdy Portugalczycy, dopiero to piąte - ostateczne - mamy od miejscowego Antonio.

Cenowo jest znośnie, jeśli nie jem na mieście i jestem na bieżąco z gazetką promocyjną z tutejszej Biedronki. Ogromny wybór ryb i wszelkiego rodzaju owoców morza. Mam już za sobą krewetki, małże, a nawet ośmiornicę własnego przyrządzenia. Takich wynalazków kulinarnych ani nie polecam, ani nie odradzam. Zjeść i przekonać się samemu nie zaszkodzi. Moja wyszła nawet, nawet, fajna przygoda z przygotowywaniem takiego dania! Co do pozostałych cen, to wino bardzo tanie, wódka i papierosy 1/4 droższe niż w Polsce.

Byłem już na wycieczce w Porto i w miejscowości Evora, która powstała już w IIw. n.e., w Fatimie, Coimbrze, Algarve, w grudniu lecimy na Azory. Ale to historie na osobne wpisy.

Po Lisbonie już kilka razy rzuciłem się pieszo na wycieczkę typu 'idę aż padnę' przez co znam kilka rejonów z dala od turystów, gdzie uliczki są jeszcze ciaśniejsze, dzikie i ciemne. Nie tracą jednak tego wspaniałego klimatu nadmorskiego miasta, które jeszcze 250lat temu było jedną wielką ruiną i pogorzeliskiem po wielkim trzęsieniu ziemi. Niezależnie jak bardzo wejdę w głąb osiedla, jak daleko odejdę od turystyki jedyne co się zmienia to znajomość angielskiego wśród otaczających ludzi. Mimo tego każdy nadal jest bardzo serdeczny i choćby miał się spóźnić na własny ślub, to wytłumaczy mi i pomoże, niezależnie od tego o co pytam! Naród restauratorów i kelnerów nie wziął się z przypadku.

Jest bardzo przyjemnie, nie żałuję, że wyjechałem. Każdemu polecam taką podróż za unijno-uczelniane środki. Czekam tylko dnia, aż skończą mi się te i tak liche pieniądze z Erasmusowego grantu ( ͡° ʖ̯ ͡°)

Jeśli ktoś przemęczył się, aż dotąd to gratuluję i mam nadzieję że nie jest aż tak źle. Chcecie, żebym opisał coś konkretnego, co trudno znaleźć w przewodnikach i internetowych śmieszkach o orgazmusie - piszcie :)

#podroze #portugalia #ciekawostki #podrozesocjalne - ten tag robię sam dla siebie, żeby mieć porządek we wpisach
  • 56
  • Odpowiedz
  • 2
@GoracyStek: czegos sie naucze. mniej zajec, duzo latwiej. z drugiej strony w Polsce w tym czasie tez raczej atomu bym nie rozszczepił ( ͡° ͜ʖ ͡°)

@x-ray: 400 podstawy + 200 socjal miesiecznie placone przez 4 miesiace. Pelen semestr trwa 5.5-6miesiecy. nie ma biedy, ale wiem ze Poznań ma płacone za wszystko.
  • Odpowiedz
@TheSocialOne: Też byłem na Erasmusie w Portugalii! Mieszkałem w Bradze, katolickiej stolicy portugalii, baaardzo klimatyczne miasto! Jedno z miejsc które na pewno musisz zobaczyć to park narodowy Geres, widoki zapierają dech w piersiach ( ͡° ͜ʖ ͡°) Miłej zabawy! :)
  • Odpowiedz