Wpis z mikrobloga

Dwie ciekawostki, które mi się ostatnio przypomniały

Kronika Stryjkowskiego zawiera znakomitą anegdotę ukazującą głębokość chrystianizacji wsi jeszcze w XVI wieku. Opisał scenę, w której pewien chłop w czasie inscenizacji Wielkiego Piątku miał w kościele głośno pochwalać biczowanie Jezusa, bowiem ten nie zapewnił urodzaju w minionym roku:)

Boemund, jak wszyscy Normanowie, słynął z wiarołomstwa i wrodzonej przebiegłości. Jako jeden z wodzów I krucjaty z trudem wykroił sobie niewielkie, ale zasobne księstwo Antiochii, którego granic przyszło mu bronić zarówno przed Bizancjum. Po wydostaniu się z niewoli muzułmańskiej postanowił szukać pomocy na Zachodzie (w Antiochii władzę utrzymywał jego krewny Tankred), w obawie jednak przed Bizancjum musiał się tam dostać niepostrzeżenie.

Postarał się zatem, aby wszyscy uwierzyli, że nie żyje, a gdy wieść obiegła już okolicę, polecił sporządzić specjalną trumnę z ukrytymi otworami, do której został włożony. Orszak jego składał się z kilku zaufanych sług, którzy pomagali mu przeżyć kilkudniową podróż morską do Rzymu. Dla uprawdopodobnienia całego przedsięwzięcia zamknął się w trumnie wraz ze zdechłym kogutem, którego odór był nieodzownym elementem pomysłu. W tym osobliwym towarzystwie szczęśliwie dotarł do celu:)

Jeszcze jedno, cesarze bizantyjscy mieli specjalny mechanizm, pozwalający na niepostrzeżone wzniesienie tronu wraz z siedzącym na nim władcą (w końcu cesarz w teorii górował nad każdym innym władcą, nawet cesarzy niemieckich uważano za ubogich krewnych). Musiało to robić niezwykłe wrażenie na barbarzyńskich dowódcach składających wizytę w Konstantynopolu, który już sam wydawał się miastem nie z tego świata. Wikingowie nazywali go Miklagard, Wielkim Miastem.

#historia