Wpis z mikrobloga

To się doigraliście ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Będzie o „Charlotte”. Miałem to pisać po zakończeniu emisji, ale zalew hejtu nad tą serią jaki czytam w komentarzach sprawia, że ręce mnie za bardzo świerzbią ;p Dopiero ostatnio poczytałem te wpisy z opiniami, bo niedawno obejrzałem odcinki 11-12. Aż ciężko uwierzyć, jak wielkie wiadro szamba można wylewać nad pojedynczą serią. Ja rozumiem, że taka moda, że chcecie być „fajni” solidaryzując się z resztą krytyków i popisujecie się, kto bardziej dowali chłopcu do bicia, jakim jest dla was to anime. Ale wszystko ma swoje granice. Mnie to po prostu żenuje. Może coś w tym jest, że większość widzów anime to szczyle, ale myślałem, że może chociaż tutaj mam szansę na rozsądek. Oj ja naiwny…

Od czego by tu zacząć? Może od początku. Ogólnie nie polecam czytania nikomu, kto nie jest na bieżąco z serią, bo w planach mam sporo analizy i nie będę się bał spoilować.

Może wymienię najpopularniejsze reakcje tutejszych widzów i opiszę swoje odczucia. Takim pierwszym zjawiskiem, który wzbudził szczególną irytację była w ogóle jakakolwiek obecność Ayumi. Wielu aż tylko czekało na jej śmierć. Serio? Ja tam ją polubiłem. Naprawdę. Może i bywała delikatnie irytująca, ale dawka cierpliwości jaką trzeba było się wykazać przy obcowaniu z nią była niewielka. Jeżeli utożsamić się z głównym bohaterem, to w zamian dawała mnóstwo miłości i ciepła. Dla Yuu, który przeszedł bardzo wiele oparcie w takiej siostrzyczce to rzec bezcenna. Sam się zresztą nieraz w tym temacie później zreflektował. To właśnie okres po jej śmierci był dla niego najcięższy i najbardziej destrukcyjny dla jego psychiki. I żeby nie było, że będę „Charlotte” jedynie bronił – ta część fabuły, w której Yuu izolował się od wszystkich i wszystkiego była rzeczywiście słabym punktem w serii. Nie tyle chodzi o jego zachowanie, co zbyt duże uproszczenia i naciągane rozwiązanie. Rozumiem, że Nao to panaceum na wszelkie problemy, ale tutaj autorzy trochę popłynęli… Ogólnie przez takie właśnie wątki lepiej by było dla tej produkcji, gdyby była rozwinięta na dwa sezony. Wracając jeszcze do Ayumi – cząstka mnie przeżywała tak samo jak ona zamach na jej życie i trochę mną to wstrząsnęło ;p. No i oczywiście inna cząstka utożsamiająca się z protagonistą ucieszyła się, że pojawiła się szansa, na „przywrócenie jej życia”. A zaaranżowana obrona jej przez starszego brata i nieświadoma niczego mała biedna Ayumi szukająca w nim desperacko ratunku i otrzymująca go w wielkim stylu; po czym scenka, jak trzyma się blisko niego wracając do domu pełna radości i uczucia wybawienia przez swojego wspaniałego braciszka – coś bezcennego ;p Ale wróćmy do tematu narzekań widzów.

Mówi się, że pierwszy odcinek był spoko, ciekawe wykorzystanie umiejętności przez głównego bohatera, jednak to zbyt szybko się kończy i fabuła idzie w złym kierunku. Sam przyznam – przy zaczynaniu przygody z tym anime liczyłem, że właśnie o tym to będzie. Że zabawa potrwa dłużej. Nao, którą wprost uwielbiam (o niej oczywiście rozpiszę się obszernie za chwilę) musiała się wpieprzyć i popsuć całą zabawę ;p Wtedy czułem się zawiedziony. Czułem, że popsuto wszystko to, na co liczyłem, całą moją wizję na to, co będzie działo się dalej. Że stało się to już tak wcześnie, o wiele za wcześnie. No cóż, trudno. Można było rozwinąć takie ciekawe zagrywki z tą umiejętnością chociaż na kilka odcinków, no ale 13 epizodów to stanowczo za mało…

No bo właśnie, większość serii stanowią poszukiwania osób z umiejętnościami, gdzie na każdą poświęcono osobny odcinek. Szybko pogodziłem się z faktem, że to będzie o czymś innym, niż na początku myślałem. I ta forma nawet mi się spodobała. Przy każdym epizodzie byłem ciekaw, jaką to moc będzie posiadała kolejna poszukiwana osoba. Takie „kolekcjonowanie” było fajne, historyjki związane z każdym posiadaczem mocy i różnego rodzaju wyprawy, by go dorwać, a następnie przyprzeć do muru mniejszym lub większym podstępem – to było spoko. Ponadto wątków pobocznych też nie brakowało, więc nie było miejsca na nudę. W międzyczasie obserwowaliśmy rozwój relacji pomiędzy Yuu i Nao, można było dość wcześnie przewidzieć, co się z tego urodzi.

Bo ogólnie seria miała wszystko, czego trzeba – barwne postacie, gdy trzeba było pojawiały się gagi, by rozluźnić atmosferę i widz przy tej sielance nieraz otrzymywał dawkę terapii szokowej przy której przypominał sobie, jaki jest rating tego anime. Ja lubię takie kontrasty. A inni na to też narzekają…

I w końcu mój ulubiony fragment tych wypocin… bo jak już przy postaciach jesteśmy, no to… Nao Tomori. Ykhm, przepraszam – moja ukochana, śliczna i cudna Nao Tomori. O dziwo nigdzie nie wyczytałem, żeby ktoś się szczególnie jej jakoś czepiał. Łał, czyżby nawet dla hejterów była mocnym elementem tej historii? Bo dla mnie niewątpliwie jest. A przecież można się czepiać, że jest taka chłodna, pozbawiona emocji, do bólu racjonalna. Ale to właśnie cała Nao. I jest taka tylko na pozór. Pamiętam dobrze jak cieszyła się z głupiego komplementu gościa, co potrafił dzięki swojej mocy wywoływać fotki z widoczną bielizną lasek ze szkoły. Była śmiertelnie przekonana, że zdjęcie z nią do niczego mu się nie przyda, a owy komplement „zrobił jej dzień”, że tak powiem. Nao jest znana z chłodnej kalkulacji i cholernie wysokiej inteligencji. Mistrzowsko sprowadzała ludzi na ziemię, jej szczerość zawsze mnie rozbrajała, co chwilę u mnie plusowała. To nie tak, że była bezuczuciowa, wręcz przeciwnie – wykazywała się bezbłędną empatią i z łatwością potrafiła zrozumieć rozterki Yuu i dzięki temu mu pomagać. Podziwiałem ją za umiejętność zachowania zimnej krwi, braku jakiegokolwiek histeryzowania i ogólnym podejściem „nie ma że boli”, lecz nie w bezdusznej formie, a w takiej, żeby oddalić od siebie wizję niepowodzenia. Wszystko dla wyższego dobra i jak najwyższej skuteczności. Ta dziewczyna zawsze ma plan. Zdaje się doskonale rozumieć całą gamę ludzkich uczuć, ale jednocześnie wydaje się trzymać je u siebie na wodzy, gdyż ma inne priorytety. Jest trochę taką małą zagadką. W najnowszym epizodzie, gdzie mieliśmy ten też skrytykowany tutaj „romans” oczywiście postąpiła w swoim stylu. Może ciut aż za bardzo, ale ona ciągle zaskakiwała mnie swoim niewzruszeniem przy każdej tego typu informacji, w czym wprowadzała mnie w równą konsternację, co głównego bohatera. Pomijała w ogóle zbędny etap wyrażenia emocji i od razu przechodziła do tego, co powinno być dalej. Tak też było tutaj, a sam Yuu już się chyba do tego przyzwyczaił, bo dialog przy wyznawaniu przez niego uczuć był… jakby to ująć – nie tyle dziwny, co dość charakterystyczny. Yuu przyjął jej styl i doszedł z nią szybko do konkretów, bez zbędnych ceregieli. Mi się tam taki styl bycia podoba ;p Przynajmniej fajnie się to ogląda. Czysty pragmatyzm. W połączeniu z enigmatycznością. Oto cała Nao. A takie scenki to mała odmiana od oglądania rozemocjowanych moe laseczek, które przez pół serii zbierają się do wyznania uczucia, a przy samej czynności dostają stanu przedzawałowego i często w ogóle im się to nie udaje. Zresztą płeć męska pod tym względem nie są o wiele lepsza… to takie typowe dla anime i po grubo ponad 2500 epizodów chińskich bajek obejrzanych przeze mnie w ciągu ostatnich paru lat jestem tym naprawdę solidnie zmęczony… Jak już przy moe jesteśmy, to przydałoby się przejść do innej postaci będącej tutaj dość sympatycznym dodatkiem. No ale może jakieś słówko podsumowania dla Nao? Nie mogę tak po prostu skończyć akapitu o niej. Zatem na koniec myślę, że nie będzie wielką przesadą stwierdzenie, że „Charlotte” to nie jest seria o nastolatkach posiadających często potężne supermoce, które mogą poważnie zachwiać wszelkim porządkiem i o ratowaniu ich od niebezpieczeństw, które z tego wynikają; czy o nastolatku, który wpadł przez ściąganie na testach i teraz musi ocalić ich wszystkich… ;) To tam spoko, okej, niech tam będzie, daje radę. Tylko że to jest anime o Nao ;p W ogóle mogłoby się nazywać „Nao”, bo co to za nazwa „Charlotte”?! Kij wie, co to w ogóle znaczy… A Nao to Nao. Znaczy jedno – Nao Tomori, drugiej takiej Nao nie ma i Nao zawsze za mao… Dlatego tyle Nao w moich wpisach żeby nie było mao. Nao to odpowiedź, Nao to droga, Nao to miłość. Nao to porządek i sprawiedliwość. Nao jest piękna, Nao jest delikatna. Nie powstrzymuj Nao, nie tłamś. Daj się pogłaskać boską ręką Nao, która wszystko naprawi i rozwiąże. Kochaj Nao i pozwól jej kochać…

Dobra kończę już to #!$%@? xD

Yusa Kurobane. Jej występ w serii należy zaliczyć do przyjemnego umilacza, ale nie tylko, bo nawet z nią wiążę się dość ciekawy wątek. Choć o niej samej ciężko napisać coś więcej, niż to że jest na ekranie by ładnie wyglądać, uśmiechać się i wprowadzać sielankową atmosferę.

O reszcie postaci już nie mam za bardzo siły pisać, akapit o Nao mnie wyczerpał ;p Ale warto było. Ogólnie anime może sprawiać wrażenie, że ciężko będzie pozbierać do kupy ten cały bałagan zaserwowany przez twórców. Ale pod koniec w zadziwiający sposób to wszystko staje się naprawdę spójne. W ogóle odkąd mieliśmy ten solidny plot twist i zwrot akcji, gdy Yuu zaczęła wracać pamięć, seria mocno zyskała na atrakcyjności. W sporym stopniu mnie to zaskoczyło, aż takiej wixy się nie spodziewałem i pod tym względem realizacja jak dla mnie była dość solidnym skokiem jakościowym. Nie, nie skokiem w przepaść ;p Myślałem że po powrocie Yuu do normalności będzie takie pitu pitu i nic wielkiego się już nie wydarzy. A tu nagle wszystko wywrócone do góry nogami.

Sam motyw podróży w czasie… Nie chcę w niego wnikać, to zawsze jest coś jednocześnie atrakcyjnego i wywołującego dreszczyk emocji w jakiejkolwiek historii. I bardzo często mam wrażenie, że jest realizowany strasznie nieodpowiedzialnie i że twórcy nie są w stanie podołać temu, na co się rzucają. Wystarczy mieć minimalne pojęcie o efekcie motyla. Teorii chaosu. By wiedzieć, że zmiana czegokolwiek w zamierzony sposób nie powinna być taka prosta i uzależniona tylko od głównego wydarzenia, które wywołało przyczynę, którą chcemy cofnąć, czy zmienić. Ale to jest błąd popełniany w masie twórczości z tym wątkiem, a w najpopularniejszym przedstawicielu „gatunku”, czyli w „W powrocie do przyszłości” najbardziej bije to po oczach. Chyba tylko w owym „Efekcie motyla” to zostało potraktowane w miarę należycie. Tak, to przez ten film znam w ogóle te pojęcia ;p Jak ktoś jeszcze nie oglądał, to powinien się ukarać przywaleniem głową w ścianę, bo to jeden z tych filmów, które kształtują światopogląd. Może jeszcze w „Steins;Gate” wątek podróży w czasie był potraktowany poważnie. Ale tam te linie czasu… szczerze to było dla mnie tak zagmatwane, że nie byłem w stanie ocenić, czy nie ma błędów. Powiedzmy, że ufałem twórcom i fandomowi, że wszystko jest ok ;p Ogólnie zbyt wiele twórczości z tymi motywami nie znam, chętnie poczytam rekomendacje. Wracając do tematu – „Charlotte” nie jest gorsze od większości fabuł z motywem podróży w czasie, więc nie uznaję tego za znaczącą wadę ;p

Zmierzając do podsumowania tych przydługich wypocin… „Charlotte” owszem – jest serią, przy której nieraz trzeba przymykać oko na to, co serwuje nam fabuła. Ale poza tym jest naprawdę świetne. Postaci jest sporo, są różnorodne. Mamy po trochu wszystkiego, co powinno mieć dobre anime. No i mamy Nao… ;p Mamy i dobrą akcję. Czasem komedię, a czasem naprawdę poważne motywy i dramę. Wy powiecie, że owszem, to wszystko jest, tyle że nic z tego się nie udało. Że postacie jednowymiarowe, że gagi nieśmieszne, że przedramatyzowane, że zamiast uczucia powagi przy krwawych scenach mamy parodię i żenadę. Ale nie dla mnie :) Mi się podobało. Stąd też ocena 8/10 jest IMO zasłużona (możecie śmiało diagnozować u mnie #!$%@? mózgowe ;]), bo seria zapadnie w pamięć, będę ją polecał znajomym nieszczególnie lubującym się w anime i jestem pewien, że im też się spodoba. Ja nie nastawiałem się na wiele, nie czytałem, kto pisał scenariusz, kim jest ten koleś… więc i tak dostałem więcej, niż się spodziewałem, bo po obejrzeniu ponad połowy fabuła zaskoczyła mnie nie raz, a kilka razy. Martwię się tylko, jak oni chcą zmieścić tyle rzeczy w ostatnim odcinku… dla mnie to jakaś abstrakcja, a konstrukcja fabularna w ostatnich epizodach sprawia u mnie mocne wrażenie, że autorzy planują kontynuację i mają ogromne pole do popisu, by móc takową stworzyć, warunki na to są wręcz idealne. Po tych 12 odcinkach można odnieść wrażenie, że ta seria się tak naprawdę dopiero zaczęła. Więc ja tam liczę na zapowiedź kontynuacji :> W sezonie letnim tylko „Charlotte” i „Gate” były produkcjami, które naprawdę chciało mi się oglądać (pomijając te, które zaczęły się wiosną). „Illyi” nie wybaczę fillerów przez ponad pół serii… a „Prison School” jest zbyt popieprzone, by nazwać przyjemnym, choć idzie się przyzwyczaić.

Jeżeli ktoś dotrwał do tego momentu to szczerze podziwiam i równie szczerze dziękuję ;p I tak nie napisałem wszystkiego, o czym bym chciał. Musiałbym każdy odcinek przejrzeć by wymienić rzeczy, które mi się podobały. Wystarczy, że pamiętam, że było ich wiele. „Charlotte” to dobre anime, a przynajmniej nie aż takie złe, jak wielu twierdzi. Bo o czymś świadczy to, że tak wielu krytyków dalej to ogląda, prawda ;>? Dalej was ciągnie. Mogło być lepiej, owszem. Przy „Black Bullet” też było podobne marudzenie, a też jakoś obejrzałem całe i wiele mi się w nim podobało. Ale ani nie zapadło mi głęboko w pamięć ani nie uważam, żeby nadawało się do polecenia każdemu, a tutaj tak jest i tego się będę trzymał. Amen.

Dziękuję za uwagę ;)

PS. A OP to cudo, przy którym zawsze mam ciary, ED też fajny.

Wołam hejterów xD
@Votlipak @Takumi @nototaku @Verkun
więcej mi się nie chce szukać

#anime #charlotte #naotomori #yuuotosaka #pixiv #animeart #
nihon - To się doigraliście ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Będzie o „Charlotte”. Miałem to pisać po z...

źródło: comment_T2xvECaLONaw0CEoeG40eAJ7pvtRkmV1.jpg

Pobierz
  • 50
@shibe: to jest kierowane do konkretnych osób z tagu, które i tak by nie trafiły na ten wpis inaczej niż obserwując owy tag ;p zresztą będę do tego tekstu jeszcze linkował w innych miejscach.
Co prawda Charlotte nie oglądam więc i wpisu nie czytałem(bo po co), ale śmieszy mnie jedno. Są tu ludzie, którzy oglądają znacznie więcej anime niż ja. Tak właściwie to prawie wszyscy. I naprawdę wielu z nich krytykuje prawie wszystkie serie. Same 3-6/10. I ja się tu zapytuję: to jaki jest sens oglądania anime skoro nic im się nie podoba? Dla mnie 4/10 to już seria, która sprawia mi więcej nerwów niż zabawy
@nihon: No i piąteczka cumplu. Swoją drogą dla mnie Umaru to 4-5/10, ale po części moja wina bo po co ja zaczynałem oglądać serię z gatunku "głupiutka komedyjka o słodkich dziewczynkach", którego nienawidzę. ¯\(ツ)

@Wiedmolol: no gainax zniszczył mi tym mózg - później obejrzałem jeszcze FLCL i Dead Leaves... Solidna dawka, od której można się nabawić urazu psychicznego. Więc musiałem sobie znaleźć coś lekkiego, pozytywnego i sympatycznego, to wziąłem się za klasyka - Princess Tutu, polecam... Wieczorkiem/nocą sobie włączam, słuchaweczki, cudo. Wystarczy że miałem dzień (czy może nawet 2?) przerwy, a już się stęskniłem za głosem Ahiru i od razu lepiej się czuję,
@nihon: Zdecydowanie za długie, przeleciałem wzrokiem tylko początek i koniec. Lubię te twoje recenzje, bo są prawie jak internetowe pasty, ale nie jestem aż takim masochistą, żeby czytać tyle o Charlotte.

Bo o czymś świadczy to, że tak wielu krytyków dalej to ogląda, prawda ;>? Dalej was ciągnie.

Tak, to jedna z najgorszych bajek, jakie w życiu oglądałem, dlatego chcę ją obejrzeć do końca. Miałem porzucić już po 3 odcinku,
@nihon: Z charlotte jest jeden problem. Jakby to było normalne anime to na samym wykopie mogłoby zebrać oceny nawet 7/10 ale nim nie jest. Wyszło od ludzi którzy mają na swoim koncie pracę nad tytułami już raczej bardzo znanymi i mają wprawę. Clannad, LB czy jakkolwiek bardzo przeceniane AB mają sporą dużo fanów i to oni czekali na to anime jak na zbawienie. Spodziewali się czegoś o wiele lepszego od wspomnianych
@nihon: Mimo, że nie wymieniłeś mnie "z nazwiska" czuję się wezwany do tablicy.
No to jedziemy.

Takim pierwszym zjawiskiem, który wzbudził szczególną irytację była w ogóle jakakolwiek obecność Ayumi. Wielu aż tylko czekało na jej śmierć. Serio? Ja tam ją polubiłem.

To, że ją polubiłeś nie zmienia faktów o tej postaci.

I żeby nie było, że będę „Charlotte” jedynie bronił – ta część fabuły, w której Yuu izolował się od wszystkich
@faustinek: Kolejny raz napisałeś mniej więcej to co ja bym musiał. Chyba wcześniejszy też był o Charlotte, w okolicy 5-8 odcinka, w każdym razie leci plus. Zresztą wtedy chyba przewidzieliśmy śmierć siostry przed zaczęciem tego wątku w ogóle ( ͡° ͜ʖ ͡°) .

Co do feelsów ja raczej daje się im ponieść serialach, ale przez wzgląd tak dużej przewidywalności fabuły widz miał pewność kto umrze jakieś 1-2
@faustinek: same feelsy niekoniecznie są dla mnie wyznacznikiem dobrej serii. Świadczy o tym chociażby Anohana, którą się ludzie zachwycają, a która dla mnie jest przedramatyzowaną papką z monotonnie irytującą główną bohaterką. No i z bzdurami w fabule w kwestii interakcji z duchami, czy co tam dokładnie było. To jest właśnie seria, o której szybko zapomniałem i nie mam jej ochoty nikomu polecać.
Po dodaniu tego wpisu dotarło do mnie, jaki
@nihon: Ależ ja się na żadne arcydzieło nie nastawiałem, powiem więcej nic od Charlotte nie oczekiwałem. Po prostu zobaczyłem szaleństwo na reddicie i MALu, że będzie premiera anime original od twórcy Angel Beats, który zarzekał się, że nauczył się na swoich błędach m.in. z AB właśnie i tym razem będzie bardzo dobrze, więc stwierdziłem, że warto obejrzeć i zweryfikować ten hype. I wyszło, że się nie nauczył, bo Charlotte lepsze od