Wpis z mikrobloga

Cześć mirki, przypomniała mi się ostatnio #truestory z mojego jakże bogatego życia uczuciowego i nie chce mi dać spokoju, więc tak w ramach solidarność z #tfwnogf i #tfwnobf opowiem. Skopałam chyba koncertowo, sami oceńcie.


Pracowałam wtedy na pewnym dość dużym festiwalu muzycznym (ogólnie to taka praca 3/10, kasy mało, albo wręcz nie dostaje się nic, bo cały budżet idzie na honoraria dla zagranicznych muzyków (nawiasem nawiasu, polscy artyści też dostają jakieś ochłapy, o ile w ogóle; wspieranie lokalnych wykonawców w Polsce leży); czasem jednak dla odmiany dostanie się sporo kasy, a do tego dochodzi fun i interesujący ludzie, więc z rzadka daję się wciągnąć).

Na tym akurat festiwalu nie robiłam nic specjalnie ważnego, ale jakoś wkręciłam się na afterparty w restauracji. Siedzę sobie z dobrymi znajomymi, obgadujemy jeszcze innych wspólnych znajomych, a tu nagle zagaduje mnie bardzo przystojny Amerykanin, pianista. Ale to naprawdę niesamowicie przystojny, w top 3 najprzystojniejszych mężczyzn z jakimi miałam na żywo do czynienia. Zaczepia mnie i pyta, czy się już wcześniej nie spotkaliśmy, bo on by przysiągł, że już się kiedyś widzieliśmy na jakimś festiwalu. Więc ja zaczęłam wytężać pamięć i doszłam do wniosku, że nie (przede wszystkim zapamiętałabym takiego przystojniaka). Więc opowiedziałam, że... nie, nie spotkaliśmy się wcześniej. I odwróciłam się i zaczęłam znów gadać ze znajomymi. Jakieś 20 minut później zaczepił mnie znowu, że fajnie, że też zamówiłam wegańską opcję, bo on myślał, że będzie jedyny. Odpowiedziałam coś w rodzaju "tak, rzeczywiście". Jakże elokwentnie, nieprawdaż? Potem jeszcze uśmiechnął się do mnie i pomachał jak wychodziłam i powiedział "to do zobaczenia". Co zrobiłam ja? Uśmiechnęłam się i wyszłam.

Dopiero jak wróciłam do domu, wpadłam na to, że może on mnie podrywał. :< I poczułam się jak wielki #przegryw, taki z niego był przystojniak, że nie obraziłabym się, gdyby się ze mną przespał a potem nawet nie odezwał. A jeszcze w dodatku poszłam na jego koncert następnego dnia i był naprawdę bardzo dobry. I tym bardziej czułam jak tylko zanurzam się coraz bardziej w przegrywie.

Tak sobie myślę, że w Stanach pewnie muzycy jego pokroju (prawie że mainstreamowi) chodzą regularnie do kosmetyczki i mają specjalistę od wizerunku, więc to z jego strony nie aż tak wielka zasługa, że wygląda jak wygląda, no ale jednak, uczta dla oczu, uśmiech jak gwiazda filmowa, w dodatku nie zarozumiały bufon, jak by się można spodziewać, tylko naprawdę uprzejmy, pogodny człowiek. Takich ślicznych chłopców nie widuje się na co dzień, a jeszcze żeby jakiś się mną zainteresował, to pewnie już w tym życiu mi się nie zdarzy. :(
  • 27
  • Odpowiedz
@janeeyrie: to się nazywa zaniżona samoocena cumpelo. Fajna z Ciebie dupa, a w głowce masz zakodowane ,ze nie zasługujesz na takiego fajnego chłopaka i dziwne jest, że taki się Tobą interesuje. Temu ucieklas. Podświadomość.
Ps. Moze go gdzieś poszukaj? Nie wiem.. nie wiesz jak się nazywal? Moze jeszcze nie wszystko stracone ;)
  • Odpowiedz