Wpis z mikrobloga

Droga na tamten świat
By zostać pobitym na turnieju, najpierw trzeba się na niego dostać. To też może nieść ze sobą pewne zagrożenia, ponieważ nietrudno o wypadek na drodze. W 1977 roku, krótko po przybyciu do Belgradu na finał turnieju pretendentów, w którym miał zmierzyć się z Borysem Spasskim, Wiktor Korcznoj uderzył swoim samochodem w tył wojskowej ciężarówki, po czym dachował. Znów w ten nieszczęsny wypadek zamieszany był biedak Ray Keene, który musiał wyczołgiwać się z przewróconego do góry nogami samochodu. Na szczęście, wszyscy uczestnicy zdarzenia wyszli z niego bez ciężkich obrażeń, jedynie z kilkoma otarciami i siniakami.
Lecz jednym z najpoważniejszych znanych nam wypadków z udziałem szachisty jaki miał miejsce był wypadek holenderskiego arcymistrza Loeka van Wely'ego. Na początku 2002 roku jechał on swoim nowym Jaguarem X na mecz Bundesligi. Gdzieś na autostradzie, między miastem Koblentz i Frankfurtem, stracił panowanie nad kierownicą i dachował jadąc jakieś 160 km/h. Z samochodu pozostał wrak, lecz jak można było przeczytać w jednym z numerów magazynu New in Chess, „Lucky Loek” wyszedł z wypadku jedynie z lekkim wstrząśnieniem mózgu.
Nie chciałbym kwestionować umiejętności jazdy samochodem arcymistrza Wely'ego, ale to był już trzeci samochód, który zniszczył w ciągu pięciu lat. W kręgach holenderskich szachistów zaczęto nawet żartować, że jeśli ktoś chciałby wyeliminować swojego rywala nie musi już wynajmować płatnego zabójcy – wystarczy namówić Loeka, by ten podwiózł go do domu...

#szachoweanegdoty #szachy #coolstory
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach