Wpis z mikrobloga

Ostatni kwartal 2014r.

Zmartwiony student siedzi i klnie na swoja prace dyplomowa i wlasna glupote. Trzeba zrobic chwile przerwy, bo ciekawe co tam w domu.

- Halo Tata, co tam?
- Halo Anon. Niestety, matka ma raka.
- Ahm... Od kiedy wiecie?
- Od kilku tygodni, ale nie chcielismy cie martwic.

Na poczatku nie zabrzmialo to groznie, po prostu jak kolejny problem z ktorym trzeba sie uporac. Medycyna taka zaawansowana, wyleczalnosc duza. Poszly dokladniejsze badania, przychodza wyniki. Nie jest zle, mozna kroic.

Pobyt w szpilatu, operacja, obserwacja i wypis do domu.

Zblizaja sie swieta, ale jakies komplikacje sie pojawily. Miala sie czuc coraz lepiej, ale nie mogla dojsc do siebie po tej operacji. Znowu pobyt w szpitalu i badania, okazalo sie ze infecja, ledwo sie udalo uniknac sepsy. Niestety wymagalo to poteznych dawek antybiotykow. Strasznie oslabiona po kilku tygodniach wypis do domu.

Poczatek 2015 roku, w trybie przyspieszonym zalatwiona tomografia kontrolna.
Przezuty na wiele narzadow, nieoperowalne. Jedyne mozliwosci to probowac chemii, ale w tym przypadku organizm jest zbyt slaby i chemii nie przezyje. Wyrok - do pol roku zycia. Na szczescie nadzieja umiera ostatnia, a lekarze sie czesto myla. Jednak wyniki poszly do szuflady zeby o nich nie wiedziala, niestety po jakims czasie je znalazla. Zalamala sie, nie chciala umierac, miala wielka wole zycia.

Ojciec przestal pracowac zeby moc sie nia opiekowac 20h na dobe. Do tego psychotropy i morfina zeby bardzo nie cierpiala. Kolejne miesiace mijaly ale kazdy dzien byl coraz gorszy i bardziej bolesny.Najpierw stracila sily by chodzic, pozniej by jesc, pozniej ledwo miala sile cos powiedziec. Otumaniona lekami budzila sie czesto w nocy z krzykiem nie wiedzac co sie dzieje i czemu ja boli.

25 maja 2015r.

Siedze w pracy na nocnej zmianie, czekam na jakas dostawe. Chwile po 5 dostaje telefon od placzacego ojca.

- Anon, ona nie zyje, nie wiem co mam robic.
- A na pogotowie dzwoniles?
- Nie.
- To zadzwon, oni sa od orzekania i powiedzia co dalej robic.
- Dobrze.

Usiadlem, odpalilem papierosa i zamarlem w bezruchu. Nie wiedzialem co mam zrobic z ta informacja. Ponoc ma dobrej czy zlej reakcji na taka wiadomosc. Ja po prostu nie czulem nic, bylem pusty w srodku jakby ktos odistalowal mi emocje. Nie wiem czy jest to moje blogoslawienstwo czy przeklenstwo, gdy potrafie plakac z blachych powodow, a w sytuacja ciezkich, krytycznych takich jak na przyklad wypadek samochodowy trace emocje. To ne tak ze ich nie mam, sa gdzies tam schowane bardzo gleboko i nie dochodza do swiadomosci. Zachowuje spokoj i logiczne myslenie, zawsze ja wszystkich uspokajam. Jakbym byl nieczula maszyna.

- Halo, i jak?
- No dzwonilem, przyjada za jakis czas, musza poczekac na lekarza. Kiedy przyjedziesz?
- Dzisiaj nie dam rady, musze zalatwic urlop i kilka innych rzeczy. Rano zlape jakis pociag. A teraz sie postaral troche uspokoic.
- Ale sie nie da.
- Ehh, no wiem. Do ciotki dzwoniles?
- Nie.
- To zadzwon, ona tez ci pomoze zalatwiac wszystko.
- Ok.

Zajelo mi pare godzin zalatwienie wszystkiego, wrocilem do mieszkania. Wspollokator wlasnie sie zbieral do wyjscia na jakies zajecia. Siedze w ciemnym pokoju, sam w mieszkaniu w towarzystwie wlasnych mysli. Zaraz trzeba bedzie pojsc spac. Biore lyk czegos mocniejszego, a w tle leci muzyka, kawalek Bullets - Archive. Emocje zaczynaja wychodzic, docieraja do swiadomosci. Placze.

Nie, to nie byl placz. Wyje jak konajacy wilk, krzycze, bije, gryze, rzucam. Za jakis czas siadam na lozku i przecieram twarz. Juz znowu jestem spokojny, ale teraz mi jakos tak lzej. W konczu czuje sie zmeczony, chce mi sie spac.

Dzien dzsiejszy - 26 maja 2015 roku, dzien matki.

Wstaje przed budzkiem, myje sie i gole, zakladam koszule. Szukuje sie do wyjscia, ale jeszcze mam chwile czasu. Dodaje ten wpis. Za niedlugo wychodze na pociag.

Dlatego prosze was drogie mirki, pamietajcie o swoich mamach dzisiaj. Nie zalujcie tych kilku zlotych na jakis prezent czy chociaz kwiatka. Bo w koncu przyjdzie taki rok ze nie zdazycie, ja nie zdazylem. Juz nie mam komu zlozyc zyczen.

#truestory #sadstory #dzienmatki
  • 154
  • Odpowiedz
@axis21: 11 lat temu przeżywałem to samo.. Teraz mój różowy też tego doświadcza.. Trzymaj się cumplu, czas leczy rany, wiadomo, nie jest łatwo, ale życie musi toczyć się dalej.
  • Odpowiedz
Ludzie różnie radzą sobie z emocjami, jedni potrzebują po prostu czasu, inni muszą to z siebie wyrzucić. Nie krytykujcie go za to, że się zwierzył. Miałem podobnie, przy śmierci dziadka. Też kompletne zamarcie i brak emocji. Zmarł na raka, wszyscy płakali, a mnie mieli za potwora, bo nie było po mnie widać rozpaczy, nie było też uśmiechu, ale kogo to obchodziło. Na pogrzebie, w kościele tak się poryczałem, że kompletnie przestałem widzieć,
  • Odpowiedz
ja byłem dzisiaj u matuli, ale Twój wpis uświadomił mi, że muszę częściej ją odwiedzać, nie tylko od święta. Trzymaj się chłopak.
  • Odpowiedz
@axis21: Bardzo mi przykro :((
Miałem podobnie w zeszłym roku. Zmarła mi babcia (nie matka, ale ból ten sam), dwa dni przed Wielkanocą i kilka dni przed moimi urodzinami. Również miała raka. Też płakałem w samotności.
  • Odpowiedz
Jesteśmy wszyscy z tobą cumplu! Wiem, że jest ci ciężko, ale pomyśl, że twojej mamie jest już tylko lepiej. Bez wszystkich trosk, zmartwień i bólu. A jednocześnie jest cały czas z tobą i tak już pozostanie.
Ja obawiam się o swoją babcię. Kobitka już wiekowa, rocznik '27, z łóżka niewiele wstaje bo gnaty w rozsypce, coraz częściej odpływa gdzieś myślami gdy się do niej mówi. W tym miesiącu już 2 razy wylądowała
  • Odpowiedz