Wpis z mikrobloga

Wszyscy śpią. Wiadomo, sobota.

W sobotę nikt nie wstaje rano. Niektórzy zmęczeni po długim tygodniu na uczelni (no prawie długim, w końcu święta były).

Część przygotowuje się do matury, więc ma mniej czasu na swoje zainteresowania (powodzenia maturzyści! Szczególnie na polskim! Macie ciężej, niż my, starsze roczniki, w końcu my tylko musieliśmy opowiedzieć pracę, a u was to jedna wielka niewiadoma).

Stres prawdopodobnie z każdym dniem jest większy, ale ostatecznie ją zdacie, wybierzecie uczelnię, będziecie mieli pół roku wolnego (albo i nie, jeżeli ktoś będzie chciał dorobić na wakacje).

Choć ja wam radzę się uczyć, zamiast pracować :) (chyba, że pracujecie w swoim zawodzie (niektórzy programiści po liceum mają to szczęście).

W tle leci u mnie Radiohead. Wczuwam się w klimat sobotniego poranka. Takiego spokojnego. Błogiego. Gdzie całe miasto śpi, a pierwsi ludzie wychodzą na zakupy.

A ja?

Ja czekam, na podróżnika. Podróżnika, który zabierze mnie w podróż. Do tak zwanego "siebie".

Gdzie jest moje miejsce? Ci, co mnie znają to wiedzą.

Najgorszy jest ten czas przed podróżą. Człowiek jest spakowany. Nie wie co ma ze sobą zrobić. Pozostaje jedynie czekać. To tak jak czekamy w długiej kolejce do lekarza. Nie wiemy, kiedy przyjdzie na nas pora. Wiemy jedynie, że mamy numerek "X" i jesteśmy po panu z numerem "X - 1".

Możemy siedzieć w poczekalni i patrzeć się w telefon, ale to nie jest to samo. Chcemy, żeby było to za nami. Chcemy wrócić do naszego codziennego życia i robić, to co planowaliśmy zrobić danego dnia.

Trochę się boję podróży. Szczególnie tych "długo-dystansowych". Choć zdarzało mi się codziennie pokonywać dystans 120km, to jednak rzeczy, które nie są dla nas znane, które przydarzają się 2-3 razy w roku, są dla nas odrobinę stresujące.

Nie jesteśmy do nich przyzwyczajeni.

Choć przyznam, że pierwsza podróż trwa najdłużej, a każda kolejna zmienia się perspektywicznie, w krótszą.

Czy ma to coś wspólnego z dylatacją czasu? Wydaje mi się, że nie. Trochę o tym czytałem i jest to raczej zależne od tego, że gdy jesteśmy w nowym miejscu, to mózg musi wykorzystać większą "moc" obliczeniową, aby zapamiętać teren nas otaczający.

Gdy trafiamy do nowego miasta, zawsze jest dziwnie, inaczej, obco.

Po miesiącu, roku, 5 latach już tego nie odczuwamy. Chodzimy ścieżkami podświadomie.
I nasza podróż się skraca. Może i czas płynie tym samym tempem, ale "odczuwalność" jest tego mniejsza.

Tymczasem ja wracam i od poniedziałku zaczynam swoje codzienne życie w #studbaza

Kolejny semestr nowych wyzwań i doświadczeń.

Miłego dnia Mirki. Wykorzystajcie ten dzień dobrze :)

tl;dr;
Nic ciekawego, miałem ochotę napisać, to napisałem.

#dziendobry #rezixblog
  • 5
  • Odpowiedz
@marianbaczal: O wiele! Wyobraź sobie, że moglibyśmy być wszędzie, gdzie tylko byśmy chcieli.

Co prawda to doprowadziłoby do jeszcze większego globalizmu. Do tak zwanej globalnej "wioski". Tak jak internet doprowadził do połączenia informacji, tak teleportacja, by spowodowała, że cały świat by musiał zmienić myślenie.

Już sam fakt, wymiany informacji i tego, że teraz to piszę jest w pewnym sensie czymś "magicznym". Prawdopodobnie tak by było w czasach Tesli, Drawina i Newtona
  • Odpowiedz