Wpis z mikrobloga

Jak jeden kolega żyrandol wieszał. - historia prawdziwa w relacji jego żony.
Wczoraj namówiłam wreszcie swojego męża, by kupić abażur z kryształów (to, co wisi z lampami na suficie, baaardzo drogi (pół roku zbieraliśmy).
Pojechaliśmy do sklepu, kupiliśmy abażur na skrzydełkach szczęścia popędziliśmy do domu, po drodze kupiliśmy butelkę koniaku (trzeba nowy zakup opić). Siedliśmy przy stole, najpierw strzeliliśmy po 50, potem powtórzyliśmy, no i mówię do swojego męża: "a może powiesimy od razu ten abażur?" No i mąż albo z powodu koniaku, albo widząc moje szczęście, zgodził się.
Postawiliśmy krzesło, na krześle mały taboret, mój mąż wspiął się na tę piramidę, a mi kazał go zabezpieczać. Stoję taka szczęśliwa, obserwuję jak mój orzeł pod sufitem majstruje (a on był, nie wiem po co w szerokie bokserki ubrany), przenoszę wzrok niżej, i co ja widzę z tych sympatycznych bokserek wypadło mu jedno jajeczko, no i ja taka rozczulona
tym widokiem, biorę i tak lekko pstryknęłam paluszkami po tym jajeczku. Mój tygrys w tej sekundzie jak poleciał w dół z tej estakady wraz z abażurem, który rozbił się całkowicie na małe kawałki, wstaje szybko i z ostatkami abażuru w rękach podskakuje do mnie... myślałam, że mnie zabije, a on mówi


#coolstory #pasta
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach