Wpis z mikrobloga

Moje studia pozwalają mi nie wynajmować mieszkania, tylko przespać noc-dwie w hotelu/pensjonacie czymkolwiek i wracać do ciepłego domu gdzie czeka na mnie zawsze dziewczyna, rodzina, plejstejszyn i 2 koty. Dzisiaj właśnie spałem w tym hotelu. Miasto nie jest istotne, więc go nie podam, ale historia zdarzyła się naprawdę. W sumie to nic wielkiego, ale w mojej głowie wywołało cały algorytm "POLACY ZŁODZIEJE" do odpowiedzi.
Tu gdzie dzisiaj spałem śniadanie jest w cenie. Z reguły nie ma szału, szwedzki stół, parówki, jajka, chlebobułki. Duży atut z pewnością to to, że zawsze jest przygotowane kilka ciastek dla gości, jakieś muffinki i inne pierdoły. Są też takie "jednorazowe" nutelle i miody w takich minisłoiczkach, żeby wziąć sobie na jeden raz.

Moja historia to w sumie nic wielkiego, ale pomyślałem zaraz o tym, jak nas widzą, jak nas piszą i jak moi, czy też twoi znajomi nazwali by ciebie w tej sytuacji, w której postawiła się niemiecka rodzina, którą spotkałem to wczoraj i dzisiaj. Zostałbyś nazwany POLAKIEM, ROBAKIEM, CEBULAKIEM, niekulturalnym małpiszonem i troglodytą.
Zacznę od krótkiego opisu tej rodziny. Matka, niezbyt atrakcyjna ale "zrobiona". Miała dość drogie dodatki i wyglądała wyjściowo, ale to wszystko przez strój, jej córka, która była tak naprawdę wierną kopią matki, tylko trochę niższa. Z twarzy nawet bym powiedział że brzydsza niż mama ale ubrana identycznie. Ojciec, typowy Hans, 190cm wzrostu, dość gruby, łysy i z niskim głosem. Cały czas gadali coś po niemiecku. W sumie to mi to nie przeszkadzało, nie to że nauczyłem się tolerancji, ale w zasadzie to lubię ten kraj i rodowici Niemcy (o ile nie mają na nazwisko OZIL :D ) mi nie przeszkadzają.

O co całe zamieszanie? Niemiecka rodzina, którą opisuję siedziała długo zanim przyszedłem (widać po zużytych rzeczach) i myślę, że gdyby nie wybiła 10 (koniec śniadania) to siedzieliby jeszcze długo. Cały czas o czymś rozprawiali. Z kontekstu wyrwane słowa, które zrozumiałem to "Wrocław" "Poznań" (być może szykują jakiś atak zbrojny :D ). Idąc po herbatę zastanowiłem się chwile, czy nie wziąłem sobie za dużo Nutelli, którą posmaruje chleb i czy nie wyjdę na cebulaka. Taki jestem ostrożny. Co ciekawe, rozprawiając na temat mojej moralności wpadłem na pomysł żeby zerknąć co nasza niemiecka rodzina zjadła na śniadanie. Wstałem i dyskrenie obejrzałem ich stół.
Nie wiem jak bardzo różni się ciało Niemca od ciała Polaka, ale z całym szacunkiem, gdzie oni to zmieścili?!
Na stole bylo z 5 opakowań po jogurtach, chyba z 10 po minimasłach, ogólnie z 10 brudnych talerzyków. Każdej osobie przypadały również 3 szklanki na głowę. Nie wiem czy oni siedzieli tam od 7 rano?! Jak oni to zjedli? Nic to, mówię. Może są głodomorami. Ale tak pomyślałem, co gdybym ja zostawił tyle talerzy? Gdyby zobaczył to przeciętny Sebastian to byłbym cebulakiem nienażartym, za darmo dajo to biere. Siadłem i powoli konsumowałem 2 jajka i 2 kromki z Nutellą, dopijając herbatkę. Kawę wziąłem na 2 łyki, tylko wtedy mnie budzi i przyśpiesza pójście na posiedzenie. Przez ten czas, ja wiem? Jakieś 15 minut. Helga wstała z 5 razy od stołu i przynosiła ciągle jakieś rzeczy. Miałem wrażenie, że nie chce żebym ja je wziął bo jej córka może bedzie głodna. Dobrała jogurtów i zrobiła wszystkim po herbatce. Chyba już czwartej. Nic, jem i udaję że bawię się na telefonie podsł#!$%@?ąc ich rozmowę. "Poznań, Wrocław, ajne szwajne klajne majne". Po co ja tego słucham jak nie umiem Niemieckiego? Nie ważne. Wychodząc z kuchni nie da ominąć się recepcji, jest ona troszkę z boku i we wgłębieniu, jednak siłą rzeczy trzeba przejść z 3-4 metry od niej. I to co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Ja ogólnie mówiąc poszedłem tam po fakturę, kobieta wypytując mnie o dane patrzała w komputer. Ja zauważyłem jakiś ruch w holu i postanowiłem popatrzeć na wychodzących Niemców, tak bez powodu. Pierwszy wyszedł tata Hans. Rozejrzał się, spojrzał na recepcjonistkę, odwrócił się i kiwnął głową "chodź". Myślałem że kradną krzesła albo stół, taka zorganizowana akcja. Zaczął poruszać się w kierunku wyjścia, a zaraz za nim szybkim tempem wybiegła jego żona - Helga, z talerzem pełnym mufinek, widziałem tam też chleb, miód i chyba nutelle, nie dało się dokładnie zobaczyć co tam jest. Zapasy na obiadokolacje. Wybiegła błyskawicznie i niezauważona. Tym razem jej się udało. Zaraz za nią wystrzeliła córka, która niosła w rękach dwa jogurty. Ludzie, kiedyś w hotelu jak chciałem swojej dziewczynie przynieść do pokoju śniadanie to robili problem. Nie wolno tak wynosić jedzenia, to jest niekulturalne i poza tym raczej niemoralne. Nie wiem co oni sobie myślą, ale według mnie to wiocha jak ja pierdziele. Jak jest szwedzki stół to mam sobie nabrać jedzenia i zanieść do domu? Chyba nie o to chodzi. Cebulandia! Zwiebelland! Ja mam z tego bekę, tak, ale wyobraźcie sobie widok Polaka w tej samej sytuacji w niemieckim hotelu. Jak zostałby odebrany? To chyba jasne "rodzinie zawiezie".

Niby nic wielkiego, ale mnie ta historia poruszyła więc postanowiłem ją opisać.

#niemcy #cebuladeals #cebulandia #coolstory
  • 45
  • Odpowiedz
@boskizigolo: Jak byłam we Francji na wakacjach śniadanie wyglądało podobnie. Szwedzki stół i każdy brał co chciał. Przewodniczka prosiła wcześniej głośno i wyraźnie, żeby nie wykorzystywać tego stołu do robienia zapasów na cały dzień bo nie jest to miło widziane (pewnie wcześniej już nie raz musiała się wstydzić za wycieczkowiczów skoro tak wyraźnie o to prosiła). Powiedziała, że przecież będzie czas na obiad, a i w międzyczasie na pewno gdzieś
  • Odpowiedz