Wpis z mikrobloga

Pamiętam, że była wtedy pora deszczowa, deszcz padał bez końca, monotonnie, dniami i nocami, można było od tego oszaleć. W takich warunkach trudno prowadzić wojny, na pewno nie wystartuje wtedy żaden śmigłowiec, więc jako piloci byliśmy uziemieni, mogliśmy tylko czekać na zmianę pogody lub na nowe rozkazy. Siedzieliśmy w namiotach i graliśmy w karty, lub rozmawialiśmy o tym, co będziemy robić po wojnie, co jakiś czas wybuchały gromkie awantury, a czasami również bójki. Tę gęstą atmosferę komplikował dodatkowo brak poczty - spóźniała się już od tygodnia. Fakt ten był mi obojętny, wychowywałem się w sierocińcu, nie miałem nikogo komu by na mnie zależało, rozumiałem jednak innych, w których brak wiadomości od najbliższych wzbudzał najgorsze odczucia.

W naszym namiocie mieszał też żołnierz o imieniu Mike, pochodził on z Alabamy, był dwa lata starszy ode mnie i sprawiał wrażenie odludka. Nie był zły, mimo to nie umiał się zintegrować, nie chciał grać w karty, nie palił, a pił jedynie sporadycznie. Traktowaliśmy go życzliwie i nie wchodziliśmy sobie w drogę.

Kilka tygodni wcześniej spotkaliśmy się w kantynie, Mike był pijany, awanturował się o to, że ktoś ukradł jego listy. Próbowałem go uspokoić, powiedziałem, żeby wyszedł na zewnątrz, ochłonął, opowiedział, co się stało. Tak zrobiliśmy, Mike powiedział mi, że w kraju zostawił Jessice - swoją żonę i Kate - półroczną córeczkę. Miesiąc po tym, gdy wyjechał dostał od żony list, w którym zrozpaczona pisała mu o chorobie jej córeczki, stwierdzono u niej rzadką wadę genetyczną, lekarze rozkładali ręce, nikt nie wiedział, jak jej pomóc. W kolejnych listach zona pisała, że stan ich córeczki się pogarsza i nie wiadomo, co się z nią stanie. Mike płakał mówiąc to wszytko, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć, jak mu pomóc. Zrozumiałem wtedy, jak ważne były dla niego te listy i jaką mękę musiał tu przechodzić. Poklepałem go po plecach i powiedziałem, żeby wrócił ze mną do namiotu. Podziękował i powiedział, że woli jeszcze chwilę posiedzieć sam, że musi się zastanowić.

Tydzień wcześniej Mike złożył kolejny wniosek o zwolnienie ze służby, lada dzień miał otrzymać odpowiedz. Widać po nim było, jak wszytko to go zadręcza, jak coraz częściej sięga po alkohol, jak jeszcze trudniej do niego trafić. Domyślałem się, że to właśnie dla swojej rodziny wyjechał do Wietnamu, pewnie chciał odłożyć trochę gotówki, zafundować swoim bliskim lepsze życie. Teraz to wszystko obróciło się przeciwko niemu.

Podszedłem do niego, jego oczy były błyszczące, rozbiegane, zupełnie jak kogoś, kto postradał zmysły. Nachylił się i wyszeptał mi do ucha:
- nie puszczą mnie.. nie mnie nie puszczą.. jeśli nie dadzą mi spokoju, to.. to wszystkich ich wykończę, jeśli Kate umrze, to nie mam już po co żyć..
- Mike, daj spokój, nie wolno ci tak mówić
- czemu? trzymają mnie tu, a ona ginie, co ja mam robić? #!$%@? rozwalę to wszytko!
Nagle wstał i wyszedł, myślałem, że znów chciał zostać sam, ochłonąć, zostawiłem go wtedy i do dziś tego żałuję. Nikt nie wie, co się z nim wtedy stało, prawdopodobnie poszedł do dżungli i zginął z rąk partyzantów.

Kilka lat później Wietnam był dla mnie zamkniętym rozdziałem, osiadłem w Waszyngtonie i założyłem rodzinę, mimo to ta historia nie dawała mi spokoju. Postanowiłem odszukać rodzinę Mika, powiedzieć jego żonie o tym, jak on ją bardzo kochał, to, że zrobił to wszytko dla nich, chciałem też sprawdzić i jak czuje się jego córeczka. Czułem, że jestem mu to winien.

Po długich poszukiwaniach znalazłem Jessice, wciąż mieszkała w tym samym mieście i muszę przyznać, że Mike miał rację, rzeczywiście była niesamowicie piękna. Nie chciała ze mną rozmawiać, dowiedziałem się jedynie, że Kate zmarła wkrótce po zaginięciu Mika, a ona niedawno wyszła za mąż za danego kolegę z college'u i nie chciała wracać do przeszłości. Płacząc prosiła mnie bym dał jej spokój, nie mówiąc nic odwróciłem się i odszedłem.
#notcoolstory #feels #pasta