Wpis z mikrobloga

O tym jak powstała znana i chyba nawet lubiana marka soków DrWitt. Cytat z książki "Masa o pieniądzach polskiej mafii". J.S to Jarosław S. pseudonim "Masa", świadek koronny który obciążył swoimi zeznaniami mafię pruszkowską. A.G to Artur Górski, autor książki.

"Po jakimś czasie W. doszedł do wniosku, że dobrze
byłoby zrobić interes razem z nami. Zaproponował więc mnie i Kiełbasie, abyśmy weszli w soki
owocowe. Wojtek K. odparł, że go to nie interesuje, ale mnie ta inicjatywa wydała się dość ciekawa.
A w każdym razie zupełnie inna od tego, czym się zajmowaliśmy do tej pory. Tak powstała linia
soków o wdzięcznej nazwie „Patryk”, butelkowana tak samo jak soki z Tarczyna. Produkcję
ulokowaliśmy w pobliżu podwarszawskiego Zalesia. Zyskami mieliśmy się dzielić na pół.
A.G.: Konkurencja była już wtedy duża, prawda? Udało się wam przebić?
J.S.: Nie. Dlatego że, po pierwsze, zabrakło promocji, a po drugie, był to produkt z nie najwyższej
półki. Zyski okazały się tak mizerne, że zacząłem się zastanawiać nad zakończeniem tej przygody. Ale
wtedy przyjechał do mnie mój wspólnik i powiedział: „Jarek, musimy zupełnie zmienić nasz produkt.
Koniec z Patrykiem dla plebsu. Zróbmy coś z wysokiej półki, droższego, ale dla koneserów.
Owszem, to będzie trochę kosztowało, ale się opłaci”.
A.G.: Chciał zmienić jedynie nazwę i etykietę na butelce czy coś więcej?
J.S.: O wiele więcej.
W tamtym czasie liderem na rynku komponentów do soków była niemiecka firma Granini. Zresztą
to jest cały czas wiodący producent. W., który miał z nim układy, zapewnił mnie, że jako jedyni
będziemy robić soki na bazie koncentratu Granini. Dlatego nasz produkt zdeklasuje konkurencję.
Uznałem, że pewnie ma rację, ale nie miałem ochoty wykładać dodatkowej kasy. Ostatecznie sporo
już utopiłem przy Patryku. Wtedy W. zaproponował mi, że dostanę 10 procent z zysku za to, co już
zainwestowałem. Obraził mnie. Powiedziałem mu, żeby się #!$%@?ł, bo 10 procent to dla mnie
żaden interes.
A.G.: No ale skoro nie zamierzałeś już wchodzić z kasą, to czego się spodziewałeś?
J.S.: Poważnego traktowania. Razem w to weszliśmy, to nie mogło być tak, że nagle na placu boju
zostaje jeden i ciągnie wszystkie profity. Zapytał mnie, jak wyobrażam sobie mój wkład. Pomyślałem
i olśniło mnie. Przecież od lat mam dobre układy z producentem wody mineralnej Mazowszanka
w Pruszkowie. Mogę zapewnić coś, czego zabrakło nam przy produkcji Patryka – sieć sprzedażową.
Gdyby Mazowszanka wzięła nasz nowy sok do swojej dystrybucji, wówczas byłby dostępny
praktycznie wszędzie. Pogadałem z szefami Mazowszanki, zgodzili się, przedstawiłem moją
propozycję Andrzejowi W. i już mogliśmy ruszać. Pozostawała jedynie kwestia nazwy. Doszliśmy
do wniosku, że skoro oferujemy produkt luksusowy, to musi to mieć odzwierciedlenie także
na etykiecie. A że tytuł naukowy zawsze dobrze się kojarzy, stąd Dr. A jeszcze lepiej, jeśli następuje
po nim zagraniczne nazwisko (nie ukrywam, że Dr Witt był efektem inspiracji popularną w Polsce
firmą Dr Oetker). Na pewno Dr Witt był dla Polaka bardziej przekonujący niż Majster Nowak.
A.G.: No dobrze, a reklama? Pomyśleliście o niej?
J.S.: Tym razem było tak, że jak włączałeś radio, to wciąż słyszałeś reklamę Dr Witta. W mediach
ta nazwa była obecna przez dłuższy czas. Rodacy zachodzili w głowę: co to za firma? Pewnie jakaś
zachodnia i do tego bardzo bogata. Z ciekawości zaczęli kupować nasz sok, który zresztą bardzo się
różnił od pozostałych – masywna szklana butelka rzucała się w oczy na sklepowych półkach. Fakt,
Dr Witt był droższy od oferty krajowej, ale przecież to miał być mercedes wśród soków.
A za mercedesa płaci się więcej niż za poloneza. Ale ludziom to nie przeszkadzało. Nasz sok stał się
po prostu modny, wielu kupowało go choćby dla szpanu. Taka przysłowiowa namiastka luksusu,
na jaką stać Kowalskiego. Można go też było wypić w lepszych knajpach. Zyski firmy rosły
lawinowo. Po jakimś czasie wyceniono jej wartość na 50 milionów złotych."

#ciekawostki
  • Odpowiedz