Wpis z mikrobloga

mirki, piszę z lewego konta, mam wrażenie, że o prawdziwym wie #rozowypasek a o tym tu będzie mowa. trochę #feels trochę #przegryw. W każdym razie, po 7 latach związku myślę, że to koniec. I o tym tu będzie mowa.

Zakochałem się jak p------y te 7 lat temu. Przez pierwsze pół roku n----------a mi o swoim byłym, że on to był taki, a taki, ale wchodziło to jednym uchem, wychodziło drugim - miałem to w dupie, ale raz zwróciłem uwagę, że ja nie jestem jej byłym i w gruncie rzeczy, mam go gdzieś - więc jeżeli ma godność człowieka to niech mnie do niego nie porównuje (tak było parę razy) i jak może, to niech o nim mi co chwile nie mówi. mirki, jak można być takich przechujem i osobie którą się kocha mówić, że jej były lubi to i tamto etc. Przez te opowiastki lepiej znałem jej byłego, niż ją. NĄNSĘS K---O.

Jakoś tam się układało, było fajnie, zajebiście do czasu, kiedy na studiach zamieszkała sobie z 4 spoconymi facetami. Zajebiście, c'nie? Już sama świadomość mnie w-------a, że dzieli z nimi kuchnię, łazienkę, no i ta myśl, że depcze gołymi stopami ich niespłukane kudły z jaj pod prysznicem... k---a, tymi stopami, które sobie tak ukochałem... Ale spoko, z niebywałym bólem moszny to zaakceptowałem. Parę razy wbijałem na tę stancję i to co widziałem mnie przerastało, dzieci spuszczone ze smyczy. Takie kujonki nielubiane przez nikogo (a wiem bo z częścią z nich chodziłem do jednej podstawówki i gimby) co to wolnością się zachłysnęły paliły marychłanen i te sprawy, i te żałosne kujońskie imby. Nie podobało mi się to. Raz s----------m stamtąd ukradkiem hehe.

Po roku wynajęliśmy mieszkanie, hajsy na prowizje dla biura i na kaucję dla właściciela wyłożyłem z własnej kieszeni. A no obrotny byłem już na studiach, hajs się zgadzał - to mogłem. Niestety, nie mogłem podpisać umowy więc zrobiła to ona. (coś mi wtedy wypadło w c--j ważnego, nie pamiętam już dokładnie ale musiało to być ważne skoro nie podpisywałem umowy) Mieszkaliśmy sobie, raz było gorzej, raz lepiej - do zniesienia i dobry motyw na sprawdzenie partnera jaki będzie w przyszłym pożyciu małżeńskim hehe. Raz w domu mi się pokomplikowało i to konkretnie, ojciec na ojomie, matka ledwo żywa w szpitalu, a ona co? A no sobie wyjazdy do hiszpanii uskutecznia z koleżkami i koleżankami. Zabolało mnie to, bo w najgorszych chwilach mojego życia zostałem sam, było mi ciężko, nawet teraz gdy sobie to przypominam nie jest miło, perspektywa utraty ukochanych rodziców jest słaba, nie polecam.

Po 2 latach stwierdziliśmy, że się wyprowadzamy. I teraz rozpoczyna się prawdziwy festiwal s----------a, prawdziwa stulejarska uczta. Długa droga w dół.

Kiedy ja już swoje graty zwiozłem na chatę, ona stwierdza, że się jednak nie wyprowadza, i że będzie tu teraz wielkie panisko mieszkać z koleżankami. super opcja k---o, tylko co ze mno? A no, powiem dosadnym środkiem stylistycznym: C--J CI W DUPĘ. W-------m się, lekko mówiąc. Po miesiącu/dwóch małej wojenki jakoś się ułożyło, było fajnie, były wakacje. Mimo to, lekko nieufny zniżyłem się do poziomu gleby i ugadałem się z jedną wtyczką do badania sprawy ;) W skrócie dostałem screeny rozmów na fejsie.

[R]óżowy
[W]tyczka

[W] - jak tam na stancji było, hehe
[R] - a no fajnie, tylko anon był niezadowolony, pedał hehe
[W] - bo było grupowe hehe
[R] - hehe

Otóż, różowy dla atencji posuwał się nawet do wyzywania mnie przy kolegach, zajebiście, c'nie mirki? Kolejny k---a raz przełknąłem gorycz i brnąłem w to g---o dalej. Przyszedł kolejny semestr, mieszkania nie miałem, hajsu na nowe za bardzo też, zajęć nie było dużo więc na studia dojeżdżałem 130 km pociągiem, czasem autem. ciężko - ale te 2-3 razy w tygodniu to było do zniesienia. Parę razy nie zdążyłem na powrotny i przed oczyma miałem perspektywę gnicia na peronie ze scumbagami hehe. Dobrze, że były ziomeczki co mnie przekitrały. Moja niechęć do różowego narastała, mówiłem sobie, że te wszystkie cyrki, które teraz mam, to przez nią.

I tak minęło kilka kolejnych lat, raz lepiej, raz gorzej. W między czasie skończyłem studia, założyłem firmę, jest prosperity, hajsu jak lodu, mogę sobie pozwolić na najdziwniejsze zachcianki, wyjazdy na drugi koniec świata etc. I poprosiłem ją, aby znalazła jakąś ciekawe wakacje na zimę, bo czasowo nie wyrabiam, więc mogła by się tym zająć - to sobie polecimy wygrzejemy pieroga i jaja. Prosiłem prosiłem prosiłem, i nic z tego nie wyszło. Trudno. Trochę żal, bo odkąd pamięam wszystkie takie wyjazdy, wszystko absolutnie wszystko zawsze na mojej głowie było, rezerwacje przeloty, pociągi chuje muje.
Dlatego raz dałem się jej wykazać, hehe, wyszło po chuju, wakacje życia :D A poprosiłem nie dlatego, że miałem taki kaprys tylko dlatego, że mam bardzo dużo obowiązków związanych z firmą, użeram się ze skarbówką więc rozkmina prawna ostro, no i czas na zarabianie też musi być. Ogarnięcie tego wszystkiego jest bardzo czasłochonne. C--j z tym. W kazdym razie, istota tego mojego p---------a o wyjeździe sprowadza się do tego: oznajmiła, że ona sobie leci w c--j daleko teraz i będzie za 2 tygodnie. I to że nie polecieliśmy razem to moja wina. Skisłem xD

Wszystko sprowadza się do tego, że mam nieodparte wrażenie, że różowy wogóle mnie nie widzi, nie docenia, wszystko robi pod siebie, nie pamiętając, że jest ze mną, o mnie. Nawet k---a, sobie wyobraźcie, zapomina o moich urodzinach, a jak już pamięta, to kupuje mi rzeczy, których nienawidzę np. tort czekoladowy którego k---a nienawidzę. nienawidzę tej k---a czarnej breji o smaku gówna najbardziej na świecie. i dobrze o tym wie. Ale.. ona uwielba, po czym w-------a 3/4 i jest zadowolona.

No i jestem, przed kompem na mirko. Za jakieś 10 dni wraca, i p-------ę ten związek. W między czasie organizuję sobie wyjazd do Pattaya, zarucham wszystko co się ruszą, w ramach odskoczni.

co robić mirki jak żyć?

#przegryw lvl 28
  • 214
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@papiezak: Podziwiam, że tak długo wytrzymałeś. Daj se spokój, szkoda życia. Tym bardziej, że lvl 28, tu już rodzine trzeba zakładać.
  • Odpowiedz
Niestety sama jestem w podobnej sytuacji ze swoim facetem. I niestety sama stoję przed taka decyzja. Wiem co mi nie pasuje ale wydaje mi się ze jak wezmę wszystko na swoje barki to uda mi się rozwiązać wszystkie problemy. Efekt jest taki ze jestem z chłopcem a nie mężczyzna. Jemu to na rękę bo ja ogarnę chatę, pomyślę o zakupach, zrobię obiad i jak trzeba to zapłacę rachunki. Efekt: w moje urodziny
  • Odpowiedz
@papiezak: Jak ktoś wcześniej wspomniał - WEŹ SIĘ W GARŚĆ. 28 lat, własny biznes, możnaby rzec - poważny człowiek, przede wszystkim FACET. Zacznij mieć do siebie szacunek, bo od swojej (obecnej) partnerki się go chyba nie doczekasz. Chyba, że lubisz być tak psychicznie poniewierany.

Skup się. Przede wszystkim na sobie. Brutalna prawda, która dociera (niestety) do nielicznych jest taka, że każdy z nas jest EGOISTĄ. Zarówno Ty jak i ona
  • Odpowiedz
  • 0
@papiezak: po Pierwsze primo szanuj sie ! Ona odwala te akcje bo wie ze nic z tym nie robisz. Nigdy nie postawiles granicy I ona to wykorzystuje. Szkoda Zycia!
  • Odpowiedz
@papiezak: hahaha no stary mialem troche podobnie. Moze nie az tak c-----o jak u ciebie. Tez wszystko ja musialem.zalatwiac. nawet glupie wakacje, oplaty rachunki itp. Pozniej ci powie ze wszystko musialo byc po twojej mysli.... i ze jej zdanie sie nie liczylo. W-------l ja w tej chwili
  • Odpowiedz
@papiezak: ja się dopisuje do klubu takich, którzy byli w takim gównie i tez radzę Ci skończyć jak najszybciej, bo może się okazać że będziesz później alimenty przez pół życia płacił jak ja

jakiś poeta kiedyś napisał:
it's thin line between love and hate

pewnie niedługo dostaniesz ostatni impuls i będzie Ci dane przekroczyć tę cienka linię i zobaczysz jak fajnie jest nienawidzić drugiego człowieka:-)
  • Odpowiedz
@papiezak: A daj sobie spokoj. Chocby byla 10/10 to nigdy nie bedziesz szczesliwy jesli ma taki egoistyczny charakter. Paskudne babsko. Wiem ze patrzysz przez pryzmat uczuc i nadziei ze ona zmieni swoje zle cechy ale miala na to 7 lat.
  • Odpowiedz
@papiezak : Uczucia uczuciami, ale w życiu trzeba umieć dbać o własny tyłek i racjonalnie podchodzić do wszystkiego. Myślę, że nie będzie zbyt odrywcze jeśli powiem, że związek polega na wspólnym zaangażowaniu, materialnym również. Nie wspominając o szacunku. 7 lat to kupa czasu, wiadomo. Myślę, że każdemu byłoby tego żal, ale chyba nie wszystko da się naprawić czy przeczekać.
  • Odpowiedz