#polityka #nfz #poz #lekarze Moje zdanie na temat zadymy z lekarzami pierwszego kontaktu, z perspektywy kogoś czyj ojciec prowadzi małą poradnię POZ i kto przyglądał się już z tej perspektywy kilku podobnym szarpaninom przez ostatnie lata: Lekarze nie robią żadnego strajku, a Porozumienie Zielonogórskie to nie jest żaden związek zawodowy. PZ to porozumienie podmiotów gospodarczych, które razem, solidarnie negocjują dla siebie umowy na tych samych zasadach. Po pierwsze to skoro jest to porozumienie podmiotów gospodarczych to chyba jest oczywiste, że w jego władzach zasiadają ci sami ludzie co we władzach firm zaangażowanych na tym rynku. Po drugie PZ zostało utworzone dlatego, że od lat NFZ robi #!$%@? przy prawie każdym renegocjowaniu kontraktów próbując dowalić więcej obowiązków, czyli kosztów za tą samą, a bywało, że i za mniejszą stawkę niż w poprzednim kontrakcie wychodząc przy tym z pozycji siły jako monopolista na rynku ubezpieczeń. Nie chodzi o pensje lekarzy - chodzi o budżet prywatnych POZ. O koszty badań, sprzętu, remontów, personelu włącznie ze sprzątaczką i dopiero między tym wszystkim o pensję lekarza, która kosztuje tu najmniej). Za każdym razem NFZ czeka do końca grudnia z negocjacjami i podpisywaniem kontraktów, a potem robi zadymę usiłując przestraszyć przedsiębiorców, którzy bez kontraktów 1 stycznia będą musieli zamknąć poradnie, stracą wpływy z leczenia pacjentów, a koszty stałe dalej będą mieli. NFZ ma nadzieję, że wobec widma bankructwa podpiszą wszystko co się im podsunie i część tak robi. Za każdym razem część poradni się wyłamuje ze strachu przed bankructwem zanim dojdzie do porozumienia, lub mając nadzieję na przejęcie rynku po tych którzy nie podpisali - jak pierwsi padną, to Ci drudzy przy najbliższej okazji renegocjują kontrakt i wywindują kwoty do poziomu, który da im zysk, a pacjenci będą zapieprzać przez pół miasta do molocha i nikt ich o zdanie pytać nie będzie, bo ich poradnia na osiedlu już dawno splajtowała. Możliwe też, że zamierzają przyciąć na zlecaniu badań, szukać furtek, a może i ryzykować łamiąc zapisy kontraktu. Tak czy owak, mój ojciec skalkulował i wyszło mu, że się nie opłaca. Powiedział, że jak nic lepszego nie wynegocjują to zwija interes i idzie na etat, bo to zwyczajnie nie jest warte tej kasy i tych nerwów. Tu nikt się nie obraża, ani nie tupie nogą. Po prostu jeśli sytuacja na rynku jest taka, że nie potrafi się wyjść na zysk to zwija się interes i zajmuje czym innym.
Jaki NFZ ma problem? Ano taki, że ktoś kiedyś zrobił coś sensownego w służbie zdrowia i sprywatyzował sporą część poradni POZ. To jest dla NFZtu koszmar, bo żeby zapewnić opiekę zdrowotną w tym zakresie (a to jego obowiązek) musi zapłacić stawki mające uzasadnienie rynkowe - wynikające z kosztów zapewnienia takiej opieki, a nie z widzimisię jakiegoś urzędasa w Warszawie. I tu jest szok, bo nie tak to u nas działa. Większość służby zdrowia jest państwowa i wszyscy mają budżet w dupie. Placówki się zadłużają, samorządy je oddłużają, albo coś tam padnie raz na jakiś czas i wszyscy zadowoleni. Tymczasem w POZ, gdzie spora część podmiotów ma faktycznego właściciela, dzieje się rzecz niewyobrażalna - ci pazerni właściciele wykonują rachunek zysków/kosztów ZANIM podpiszą kontrakt. Jak to tak? Skandal, bo przecież dyrektor publicznej placówki podpisałby bez marudzenia. W końcu nie jego cyrk, nie jego małpy. Co go obchodzą długi? On swoją pensję dostanie.
Reasumując. Koniec końców ktoś te rachunki zapłaci. Może będzie tak, że NFZ się nie ugnie. Jednak dla prywatnego przedsiębiorstwa ostateczną granicą ustępstw jest niebilansujący się budżet. Jeśli do tego dojdzie, to prywatne POZty znikną. W tej sytuacji będą musiały je zastąpić publiczne (załóżmy, że ktoś te placówki jakimś cudem z powietrza wyczaruje). Te zaś podpiszą wszystko, będą się zadłużać, a my z naszych podatków będziemy je oddłużać. No ale w NFZecie cyferki będą się zgadzać. Tylko kolejki będą coraz dłuższe, a na podstawowe badania od jesieni będzie się czekało do nowego roku, bo pieniążków brakło. Czy my tego już skądś przypadkiem nie znamy? Publiczne usługi FTW!
Mam na telefonie album w którym kolekcjonuje sobie pod pewnego czas wszystkie żaby pepe jakie znajdę, zostaw plusa i podam nr w komentarzu a pokaże Ci jaką żaba dzisiaj jesteś #gownowpis #memy
Moje zdanie na temat zadymy z lekarzami pierwszego kontaktu, z perspektywy kogoś czyj ojciec prowadzi małą poradnię POZ i kto przyglądał się już z tej perspektywy kilku podobnym szarpaninom przez ostatnie lata:
Lekarze nie robią żadnego strajku, a Porozumienie Zielonogórskie to nie jest żaden związek zawodowy.
PZ to porozumienie podmiotów gospodarczych, które razem, solidarnie negocjują dla siebie umowy na tych samych zasadach.
Po pierwsze to skoro jest to porozumienie podmiotów gospodarczych to chyba jest oczywiste, że w jego władzach zasiadają ci sami ludzie co we władzach firm zaangażowanych na tym rynku.
Po drugie PZ zostało utworzone dlatego, że od lat NFZ robi #!$%@? przy prawie każdym renegocjowaniu kontraktów próbując dowalić więcej obowiązków, czyli kosztów za tą samą, a bywało, że i za mniejszą stawkę niż w poprzednim kontrakcie wychodząc przy tym z pozycji siły jako monopolista na rynku ubezpieczeń.
Nie chodzi o pensje lekarzy - chodzi o budżet prywatnych POZ. O koszty badań, sprzętu, remontów, personelu włącznie ze sprzątaczką i dopiero między tym wszystkim o pensję lekarza, która kosztuje tu najmniej).
Za każdym razem NFZ czeka do końca grudnia z negocjacjami i podpisywaniem kontraktów, a potem robi zadymę usiłując przestraszyć przedsiębiorców, którzy bez kontraktów 1 stycznia będą musieli zamknąć poradnie, stracą wpływy z leczenia pacjentów, a koszty stałe dalej będą mieli. NFZ ma nadzieję, że wobec widma bankructwa podpiszą wszystko co się im podsunie i część tak robi. Za każdym razem część poradni się wyłamuje ze strachu przed bankructwem zanim dojdzie do porozumienia, lub mając nadzieję na przejęcie rynku po tych którzy nie podpisali - jak pierwsi padną, to Ci drudzy przy najbliższej okazji renegocjują kontrakt i wywindują kwoty do poziomu, który da im zysk, a pacjenci będą zapieprzać przez pół miasta do molocha i nikt ich o zdanie pytać nie będzie, bo ich poradnia na osiedlu już dawno splajtowała. Możliwe też, że zamierzają przyciąć na zlecaniu badań, szukać furtek, a może i ryzykować łamiąc zapisy kontraktu. Tak czy owak, mój ojciec skalkulował i wyszło mu, że się nie opłaca. Powiedział, że jak nic lepszego nie wynegocjują to zwija interes i idzie na etat, bo to zwyczajnie nie jest warte tej kasy i tych nerwów. Tu nikt się nie obraża, ani nie tupie nogą. Po prostu jeśli sytuacja na rynku jest taka, że nie potrafi się wyjść na zysk to zwija się interes i zajmuje czym innym.
Jaki NFZ ma problem? Ano taki, że ktoś kiedyś zrobił coś sensownego w służbie zdrowia i sprywatyzował sporą część poradni POZ. To jest dla NFZtu koszmar, bo żeby zapewnić opiekę zdrowotną w tym zakresie (a to jego obowiązek) musi zapłacić stawki mające uzasadnienie rynkowe - wynikające z kosztów zapewnienia takiej opieki, a nie z widzimisię jakiegoś urzędasa w Warszawie. I tu jest szok, bo nie tak to u nas działa. Większość służby zdrowia jest państwowa i wszyscy mają budżet w dupie. Placówki się zadłużają, samorządy je oddłużają, albo coś tam padnie raz na jakiś czas i wszyscy zadowoleni. Tymczasem w POZ, gdzie spora część podmiotów ma faktycznego właściciela, dzieje się rzecz niewyobrażalna - ci pazerni właściciele wykonują rachunek zysków/kosztów ZANIM podpiszą kontrakt. Jak to tak? Skandal, bo przecież dyrektor publicznej placówki podpisałby bez marudzenia. W końcu nie jego cyrk, nie jego małpy. Co go obchodzą długi? On swoją pensję dostanie.
Reasumując. Koniec końców ktoś te rachunki zapłaci. Może będzie tak, że NFZ się nie ugnie. Jednak dla prywatnego przedsiębiorstwa ostateczną granicą ustępstw jest niebilansujący się budżet. Jeśli do tego dojdzie, to prywatne POZty znikną. W tej sytuacji będą musiały je zastąpić publiczne (załóżmy, że ktoś te placówki jakimś cudem z powietrza wyczaruje). Te zaś podpiszą wszystko, będą się zadłużać, a my z naszych podatków będziemy je oddłużać. No ale w NFZecie cyferki będą się zgadzać. Tylko kolejki będą coraz dłuższe, a na podstawowe badania od jesieni będzie się czekało do nowego roku, bo pieniążków brakło. Czy my tego już skądś przypadkiem nie znamy? Publiczne usługi FTW!