Wpis z mikrobloga

Jan i Lidia

albo

smutna i mroczna historia pięknej miłości

w akcie jednym

bo mi się nie chciało na więcej dzielić

ale za to wierszem

Występują:

Jan

Lidia

Karol

Michał

Ela

Maria

Magda

Varael

Na kilka minut przed egzaminem ZOLL MŁODSZY osobiście wpuszcza tłuszczę na salę

ZOLL MŁODSZY:

Szybko, szybko, wchodźcie żwawo

Studiujecie u nas prawo

A powoli się guzdrzecie

Jak studenci na URzecie

STUDENT I spóźnia się

Panie Zollu! Pan poczeka!

ZOLL MŁODSZY

Zamyka drzwi nie wpuszczając studenta do Sali

STUDENT I

A to świnia. Syn esbeka.

STUDENTKA I spóźnia się jeszcze bardziej

Szlag. Zamknięte?

STUDENT I

Tak, zamknięte.

STUDENTKA I

Żarty chyba to przeklęte

Muszę pisać ten egzamin!

puka

Proszę wpuścić mnie do sali.

ZOLL MŁODSZY krzycząc z sali

Nie chcę was tu! Nie słyszycie?

STUDENTKA I:

Ale…

ZOLL MŁODSZY

„Ale” wasze mam w odbycie!

Precz, bo pójdę po dziekana

STUDENT I szeptem:

Chodźmy. To jest kawał chama.

Mówiąc szczerze mam to w nosie

Tylko termin na USOSie

Nam odpadnie.

STUDENTKA I

Jeden termin… Nie jest fajnie

Planowałam przyznam szczerze

Bo w swe siły coś nie wierzę

Pisać teraz, tak na fuksa

STUDENT I

Ja to samo, znana sztuczka.

Przyjść, napisać, modły wznosić

I trójczynę choć wyprosić

STUDENTKA I

Na nic zatem nasze plany

STUDENT I

A bo Zoll jest p------y

Chodźmy, stawiam pani p--o

STUDENTKA I

Lidia.

STUDENT I

Janek. Jest mi miło

Zatem gdzie? Do Botaniki?

LIDIA:

Brudne krzesła i stoliki.

Proponuję iść do Carpe

JANEK

A czy będzie już otwarte?

LIDIA

Będzie. A że jeszcze rano

To i będzie dosyć tanio

wychodzą

scena 2

Carpe Diem

LIDIA:

Szkoda mi tego cywila

Wystarczyła jedna chwila

Jeden korek na Basztowej…

JANEK:

Tam kierowcy tracą głowę

LIDIA:

I tak głupio się złożyło

Że mi troszkę się spóźniło

Mógł nas wpuścić bez gadania

JANEK:

Ale to jest kawał drania

Niby taki prostudencki

A to zwykły zwis jest męski

Strasznie cięty na spóźnianie

Jeszcze krzywda mu się stanie

Znaczy kara sprawiedliwa

Niech się Lidia tak nie zżyma

LIDIA:

Oj, bo zawsze go lubiłam

Tak przynajmniej uważałam

JANEK:

Nie ma co zadręczać głowy

Będzie termin poprawkowy

Fakt, że jeden, jest ryzyko…

Może jeszcze jedno piwko?

LIDIA

Nie, dziękuję, dość już tego

JANEK

Jeden termin to nic złego

Da się wyjść z takiego bagna

Czy to Marczułajtis Jagna?

LIDIA:

Gdzie? Przy barze?

Słabo rozpoznaję twarze…

JANEK:

Mniejsza o to. Co mówiłem?

LIDIA

By nie martwić się terminem

JANEK:

Bo nie trzeba, bo nie warto

Ja mam taką myśl utartą

Że gdy pech się groźnie wije

Pętla już zaciska szyję

A na twarz spadają ciosy

I ktoś szarpie cię za włosy

To najlepiej ze spokojem

Siedzieć i odwalać swoje

A jak nie da się odwalić

To się można wtedy żalić

Lecz nie wcześniej, bo i szkoda

Z tego stresu dostać wrzoda

Zresztą, co ja gadam… co ja…

Toast! Wznieśmy teraz toast

LIDIA:

Za co toast będziem wznosić?

JANEK:

Toast, za to by wyprosić

Łaski, szczęście oraz zdanie

LIDIA:

Dobry toast miły panie

No, choć głupio się spóźniłam

To i miło czas spędziłam

Ale czas ten już mnie goni

Sam rozumiesz

JANEK

Więc wychodzisz?

LIDIA:

Tak, cóż… widzisz…

JANEK

Ale liczę na powtórkę

LIDIA

Zatem zapisz mą komórkę

Pięćset siedem i dwa zera…

JANEK:

Czekaj, czekaj, nosz cholera

LIDIA

Już?

JANEK:

Tak, proszę

LIDIA:

Zero, zero… cztery, osiem

A na końcu hm… dwanaście

JANEK:

Czekaj, tylko jeszcze sprawdzę

Dzwoni?

LIDIA:

Dzwoni nieznajomy

JANEK:

Nieznajomy przesadzony

Słuchaj, czasem nie chodziłaś

Jak on się nazywał… chwila…

No… Rzegocki! Pan Arkady.

LIDIA:

Pan Arkady daje rady?

JANEK:

Właśnie. Oto jest Rzegocki cały

Boże, jaki ten świat mały

Scena 3

Akademik

JANEK wchodzi

Się spóźniłem na cywila

KAROL leży na łóżku:

W sumie cię nie było chwilę

JANEK:

A tak śmiesznie się złożyło

Ze poszedłem se na p--o

Przyznam, szczęścia trochę miałem

Koleżankę, wiesz, spotkałem

Ona także się spóźniła

Ze mną się napiła piwa

KAROL:

Mhm.

JANEK:

Co „mhm”? Tylko tyle do mnie powiesz?

KAROL:

Co ci mówić mam? „Na zdrowie”?

Się spóźniłeś, twoja sprawa

P--o piłeś, moje brawa

Picie piwa, to się zdarza

Jakoś mnie to nie przeraża

Wcale jakoś mnie rusza

Przecież jesteś żywa dusza

Czasem chlapniesz to i owo

P--o, wódkę kolorową

Pij, a co mnie to obchodzi

Jak ci tylko to nie szkodzi…

Ba, jak nawet ci smakuje.

Znasz mnie, ja nie jestem…

JANEK

Potrzebuję…

Tego… no… jak się nazywa

Tego, wiesz, co się używa

Po goleniu, no… nie piankę

KAROL:

Chcesz się golić? Ha, wybrankę

Serce twoje odszukało

Miast się golić obmyj ciało

JANEK:

Słowo! Daj mi słowo, leniu!

KAROL:

Woda, durniu, po goleniu.

JANEK:

Widzisz, czasem się przydajesz

KAROL:

Jeszcze sobie ubierz gajer

To rozkochasz w sobie każdą

Tę nieśmiałą, tę poważną

JANEK:

Oto się odezwał macho

MICHAŁ wchodzi nagle

Ej, chłopaki mi wybaczą

Bo tam u nas jest impreza

I nam jest potrzebna wieża

Tak w ogóle to zapraszam

Z Elą to rocznica nasza

szeptem

No i uwidziała sobie

Że imprezę trzeba zrobić

Mnie to średnio się podoba

Ale ranić ją mi szkoda

KAROL:

Chcesz tą wieże to ją bierz

Tylko Michaś! czekaj, wiesz

Żeby ona tu wróciła

MICHAŁ:

No daj spokój

KAROL

Michaś, chwila.

Ty pamiętasz o tej flaszce?

JANEK:

O, dokładnie! Właśnie, właśnie

Tu się już skończyły żarty

MICHAŁ:

Zawsze gram w otwarte karty

Będzie flaszka obiecana

Chcecie pić tak teraz? Z rana?

Już wam flaszkę tą potrzeba?

JANEK:

Michaś, ty mnie spadasz z nieba

Masz ty perfum lecz nie damski?

MICHAŁ

A coś taki elegancki?

KAROL:

Ha, człowieku. Nie dasz wiary

JANEK:

Weź się zamknij, capie stary

Masz czy nie masz? Nie wytracę

MICHAŁ:

Dobra, dobra, no, zobaczę

Biorę wieżę i mnie nie ma

Z tym perfumem to nie ściema?

JANEK:

Nie, bierz wieże. Wpadnę potem

KAROL:

Tylko przynieś nam z powrotem!

MICHAŁ wychodzi

JANEK:

Dobra dzwonię… nie napiszę

KAROL:

A tam, zanim ci odpiszę

To tu, psiakrew, zniesiesz jajo

Dzwoń, idioto, a mów śmiało

JANEK:

Lepiej zacznę esemesem

Jakimś takim, mądrym tekstem

KAROL:

„Przyjdź, mam dzisiaj wolny pokój”

JANEK:

Ech, cholera, dajże spokój

Myślę raczej o czymś w stylu

„Krótko było ale miło

Będę dzisiaj pod pomnikiem”

Może lepiej pod Empikiem?

KAROL:

Czy to ciebie nie przerasta?

JANEK

„Pasuje ci dziewiętnasta?”

Coś mówiłeś? Nieistotne

Jak nie przyjdzie to się potne

KAROL:

Cymbał

JANEK:

Debil… odpisała!

KAROL:

Dosyć szybko.

JANEK:

Ha, czekała.

Idę ukraść wody mnóstwo

Muszę zrobić się na bóstwo.

KAROL:

Ech te czasy, obyczaje

Kiedyś, tako mi się zdaję

Było łatwiej i przyjemniej

JANEK:

Racja, takie czasy ciemne

A gdybym się urodził przed stu laty

W tymże mieście

W ogrodzie Larischa rwałbym kwiaty

Tej niewieście

KAROL:

Ona by pewnie była córką szewca

Kamieńskiego co we Lwowie mieszkał

JANEK:

Kochałbym ją i pieścił

Chyba lat dwieście

Na Podgórzu mieszkalibyśmy

KAROL:

W kamienicy żyda Kohna

JANEK:

Ja i mój piękny klejnot krakowski

Ma narzeczona

Uczyłaby się mówić po czesku

Albo rosyjsku czy tam niemiecku

Raz na sto lat cud by się dokonał

Cud się dokonał…

KAROL:

Gdybyś przed stu laty się narodził

Byłby z ciebie introligator

U Prohaski byś robił po dwanaście godzin

Siedem złotych brał za to

JANEK:

Miałbym śliczną żonę i już trzecie dziecię

A żyłbym dwadzieścia lat na tym świecie

I całe długie życie przede mną

Całe piękne dwudzieste stulecie

Gdybym się urodził przed stu laty

W tamtej erze

W ogrodzie tylko dla niej rwałbym kwiaty

KAROL:

Coś nie wierzę…

JANEK:

Tramwaj by jeździł pod górę za rzekę

Słońce wznosiło szlabanu powiekę

A z okien snułby się zapach

Świątecznych potraw

Wiatr wieczorami niósłby po mieście

Pieśni grane w dawnych wiekach

Byłoby lato tysiąc dziewięćset dziesięć

Za domem by szumiała rzeka

Widzę tam wszystkich nas idących brzegiem

Mnie, żonę, dzieci pod krakowskim niebem

KAROL:

Może i dobrze, że ona nie wie co ją czeka

Scena 4

Stancja przy Pawiej

MAGDA uczy się:

Ktoś ci wysłał esemesa

LIDIA:

Gdzie telefon? Gdzieś tam leżał.

MAGDA:

Dalej leży, weź wyluzuj

LIDIA:

Boże, jak tu dużo kurzu

Czas ogarnąć ten bałagan

MAGDA

Lidio, straszny robisz raban

Sprawdź wiadomość i daj spokój

Jesteś już na drugim roku!

Wiek ten cię zobowiązuje

LIDIA:

Ach!

MAGDA:

Powiedz zaraz, co się truje

LIDIA:

Coś takiego mi się zdaje…

Chyba dzisiaj mam spotkanie

Może zwykła to głupota…

MAGDA:

Zapoznałaś może chłopa?

Opowiadaj, opowiadaj

Oj nie czekaj! Lidka! Gadaj!

Ładny jest? Studiuje z tobą?

Goli się czy chodzi z brodą?

Gdzie idziecie? Tam? Do miasta?

LIDIA:

Dosyć już, na Boga, basta!

Wszystko ci wyjaśnić spieszę…

Lecz nie teraz bo zapeszę

MAGDA:

Lidka, powiedz wszystko proszę

Nie bądź świnia albo prosię

LIDIA:

Już mówiłam, dość i basta!

Boże! Już jest siedemnasta?

Co też on pomyśli sobie?

Kiedy włosy swoje zrobię?

MAGDA:

Może jakoś go zobaczę?

Ma on może naszą – klasę?

LIDIA:

Powiedz szybko co mam zmienić

Włosy ściemnić czy utlenić?

Twarz rozjaśnić? Brew podkreślić?

Jezu, ja się muszę spieszyć!

Gdzie ja zostawiłam lustro?

Może przenieść to na jutro?

Dam królestwo ci za grzebień

Powiedz, bez czy z grzywką lepiej?

MAGDA:

Wszystko dobrze, moja droga

LIDIA:

Mało czasu mam, na Boga!

MAGDA:

Musi być gach na schwał

Że odwalasz taki show

LIDIA:

Chcę wyglądać jako tako

A nie, że tak dla chłopaków

Gdybym z tobą wychodziła

To to samo bym robiła

Magda, w wielkiej żem potrzebie

Daj mi proszę jakiś grzebień

MAGDA:

Chociaż nic nie powiedziałaś

Choć się brzydko zachowałaś

Wiedz, że na mnie liczyć możesz

Oto grzebień

LIDIA:

O mój Boże

Jeszcze kiedyś się odwdzięczę

Teraz idę umyć ręce

(wychodzi do łazienki)

MAGDA:

I zostawisz mnie tu samą?

Obyś nie szła tam na darmo

Masz tu wrócić szczęścia pełna

Niech się to życzenie spełnia

Które zawsze przy okazjach

Krasi lica nam na twarzach

Mówią zawsze „Szczęścia, zdrowia

I radości” po tych słowach

Właśnie, po słowie „radości”

Życzę ludzie nam miłości

Więc, ma droga koleżanko

Życzę byś była wybranką

Tego, dla którego teraz

Chciałaś zrobić i balejaż

Brwi i oczy, rzęsy nawet

Oby pan ten w twojej sprawie

Też to wszystko brał na serio

I się nie okazał mendą

A gdyby się jaka tragedia stała

To słuchaj co teraz będę śpiewała

Drogo się płaci za błędy, ja coś o tym wiem

Buja nas życie, zakręty skrywają nam cel

I choćby sępy nade mną, a passa jest zła

Dokąd się śpiewa, jeszcze się żyje i trwa

Z Krakowa co dzień pociągi na skraj świata mkną

Halo! Jesteś tam, Lidka? Czy słyszy mnie ktoś?

Idźcie na Błonia, chór ptaków odpowiedź wam da

Dokąd się śpiewa, jeszcze się żyje i trwa

Wiesz chyba dobrze, ze Kraków to cały jest świat

Nie śpi od zawsze i dzisiaj też nie będzie się kładł

Florian nasz patron, postukał się w czoło i zbladł

Bo dokąd się śpiewa, jeszcze się śpiewa i trwa

Ty sobie idź, a ja tu się wyśpię jak lord

W sercu miej miłość, w głowie piosenek ze sto

Ze szkoły wiesz co przystoi i co czynić masz

Bo dokąd się śpiewa, jeszcze się żyje i trwa

Z Krakowa co dzień pociągi ruszają w dal

Jeśli cię dzisiaj oleje to wiedz że jest wał

Wałem nie przejmuj się wcale, dobrze mu tak

LIDIA wracając:

Wiem, że „dokąd się śpiewa, jeszcze się żyje i trwa”

Scena 5

Rocznicowa impreza w akademiku

MICHAŁ:

Dość już tego, dość gadania

Zaśpiewajmy wraz kankana:

Dzień się kończy, noc nastaje

Stół kieliszki żarcia w bród

Wokół dziwne słychać śmiechy

One dwie i nas jest dwóch

Oczy widzą w czerni, bieli

W głowie już się pali żar

Śmieją wszyscy się weseli

A on rzuca niczym czar…

KAROL (wznosząc kieliszek do góry):

Jeszcze jeden!

MICHAŁ:

Chyba cztery albo pięć

ELA:

Wypij siedem jeśli taka twoja chęć

MARIA:

Ach szubrawcy!

Wy tu chcecie rozpić nas!

KAROL:

My nie tacy

Lecz to przecież nadszedł czas, że warto wypić coś głębszego, by zabawa się udała by studencka party trwała!

RAZEM

Wóda się strumieniem leje

Nie wiem co się dzieje

I nieważne jest

Czy Kant miał racje czy Sartre

Wyzuty z logiki

Twór hermeneutyki

Nie pojmujem go

I co? I co?

Wódki rozlewamy porcje

Pijemy jak w porcie

I nie martwi nas

Kelsen, Monteskiusz, Grass,

Friedman, Weber, Bardach, Comte,

Myśli są ich proste

Wypełzają już

Z kieliszka w mózg

ELA:

Ponad stołem się unosi

Wiedzy para niczym mgła

Jeden z nas nagle poprosił

KAROL:

Wyjaśnij naturę zła!

ELA:

Odpowiedzi szybko padły:

Platon!

MICHAŁ:

Nietsche!

MARIA:

Gobineau!

MICHAŁ

Kilka głębszych i już wiemy

Co oznacza termin „zło”

Rozgorzała nam dyskusja

Powszechniki, prawo, siła

MARIA:

Władza, czas, administracja

KAROL:

W---a, wino, rum, mogiła!

RAZEM:

Noc się kończy, dzień nadchodzi

Żarcia coś na stole mniej

W głowach naszych coś się rodzi

ELA:

Bądź tak dobry nalać chciej

MICHAŁ:

Jeszcze jeden i nie wstanę

KAROL:

Wstaniesz. Co tam, masz i pij

MICHAŁ:

Nie wiem co to jutro będzie

KAROL ELA MARIA:

Dziś jest dzisiaj tym dniem żyj!

MICHAŁ:

Jeszcze jeden!

KAROL:

Pewnie, dajesz! W gardło lej

RAZEM:

Jeszcze jeden!

MICHAŁ:

Zdrowie wasze w trzewia me

Wszystko płynie

Płynę zatem z wami wraz

Kiedyś zginę

Dzisiaj chcę pokonać czas

MICHAŁ KAROL

Tak chlejemy do oporu

W towarzystwie pięknych dam

Życie nabrało koloru

Wyszło nam na pierwszy plan

MICHAŁ:

Czuję, że nauki siła

Pcha do przodu dłonie me

Splotły się z innymi dłońmi

Tak żyć i umierać chce!

Widzę to! Jednak nie...

Chcę coś rzec - lecz bełkocze, walczę by twarz twoją widzieć, coś zasłania moje oczy, alkoholu siła we mnie, oczy moje ciągle mroczy

ELA:

Ściskam w dłoni twoje ciało

Tyle mi zostało

KAROL:

Zrozumiałem, że

Kelsen nie spisał BGB

Krzyczę? Tak mi się zdaje

Fourier rządzi krajem!

Ktoś mówił coś?

MARIA:

Fourier to łoś!

RAZEM:

Kepler lata pod sufitem

Razem z Heraklitem

Wpadli chyba w trans

Jak Jay na Il de France

Wódy chyba już za dużo

Otton Pierwszy z różą

Linz przejmuje się

MICHAŁ:

Już nie mogę…

RAZEM:

Rok sześćdziesiąty ósmy

MICHAŁ:

Jestem taki pusty

ELA:

Ściskam mocniej to

Co człowiekiem było

MICHAŁ:

Teraz czuję że odchodzę

Jutro się narodzę

Wstanę będę żył

Zbudzą mnie promienie południa na wschodzie

Odsapnę, jęknę „Co z tobą Narodzie”

RAZEM:

Studia, czuć moc

Co dzień, co noc

A-----l - wróg, lejemy w pysk

Walczymy z nim byś ty mógł żyć

Studencka praca dla was jest

Byście swe życie mogli wieść

A rano

Kac

KAROL:

Michaś, Michaś wszystko spoko?

Coś tak zbladł i mrużysz oko?

MICHAŁ:

A daj spokój brachu

Pójdę dziś do piachu

ELA:

Och Michałku mój kochany

Czyżbyś nadto był pijany?

MICHAŁ:

Straszniem zmachał się kankanem

Choć przyznaję, żem pijany

MARIA:

A gdzie poszedł wasz kolega?

Aby coś mu nie dolega?

KAROL:

Jakbyś zgadła droga Mario

Otóż Janek dziś jest wariat

Coś go strasznie zniewoliło

ELA:

A czy to coś to nie „miłość”?

KAROL:

Nie przywołuj wielkich nazw

MICHAŁ:

Kiedy to jest dobry czas

Przecież to rocznica nasza

Proszę sprzeciwów nie zgłaszać

Oto pragnę rzec – Elżbieta

To najmilsza jest kobieta

I choć miałbym sczeznąć w celi

Nie wyrzeknę się mej Eli

KAROL:

Słodkie, Michaś, bardzo słodkie

Mam dzisiaj z tym Jankiem problem

MICHAŁ:

Fakt, że tylko wziął mą wodę

By poprawić swą urodę

I już pobiegł do pokoju

To doprawdy nie przystoi

Przecież fajna jest impreza

KAROL:

On tak jako pies do jeża

Ja to bym zrobił inaczej

Zresztą, wróci to zobaczę

Jakie błędy ma na koncie

A ty Michaś polej porcje

Scena 6

Akademik, pokój Janka

JANEK:

Ale późno, jasny pieron

A ja nadal jestem zero

Chybam dał za dużo wody

Na mój ryj pokraczny, młody

Niech się dzieje wola nieba

Z nią się zawsze zgadzać trzeba

(przez otwarte okno wpada kruk)

O cholera, co się stało?

Że też ptaka tu przywiało

Won, parszywcze, won z pokoju

Jeszcze mi narobisz gnoju

(kruk zmienia się w Varaela, anioł jest ubrany w raczej marny, czarny garnitur)

Co to jest, o Chryste Panie?

VARAEL:

Szlag to, twarde lądowanie

Wybacz proszę najście moje

Zwykle trochę lepiej wchodzę

JANEK:

Jestem chory, tak to pewne

Chory umysł, myśli rzewne…

VARAEL:

Nie pieprz chłopie, oto jestem.

Mam cię przekonywać gestem?

Czy ja jestem jaki diabeł?

Mam ci wyczarować diadem?

JANEK:

Przecież jestem ateistą

VARAEL:

Ale duszę masz wciąż czystą

Więc nie ważne czyś jest żydem

Protestantem czy chasydem

Nie jest ważna wiara twoja

I tak stróża masz anioła

JANEK:

Zatem moim jesteś stróżem?

To stanowczo już za dużo

VARAEL:

Słuchaj mnie, ty durna pało

Prawdę ci przedłożę całą

Nie licz, żeś jest ważne dziecię

Że masz wielką rolę w świecie

Tylko, wiesz, tak głupio wyszło

Mi się troszkę pomyliło

Nie wiem co z tym zrobić fantem

Jestem tylko aplikantem…

To jest moja sprawa pierwsza

Nie chcę cię tu zbytnio nękać

Ale problem jest dość duży

Jutro możesz być w podróży

JANEK:

Ja się nigdzie nie wybieram

VARAEL:

Będę szczery jak cholera

Jeśli pójdziesz na spotkanie

Czeka w zaświat cię zesłanie

JANEK:

To jest niedorzeczne trochę

VARAEL

Bardziej niż ja, który plotę?

Janek, to się tak przedstawia

Że sknociłem, moja sprawa,

Ale nie chcę żebyś zdechł

Bo mnie zgnoi strasznie Szef

Przez lat dwieście się uczyłem

Między ludźmi tyle żyłem

Przez lat trzysta na praktykach

Ciągle pech mnie, wiesz, spotykał

A to piórko mi odpadło

A to aureola spadła

A to ktoś mnie gdzieś zobaczył

A tom skrzydłem coś zahaczył

Mówię ci to jest dość dużo

JANEK:

I takiego ja mam stróża?

VARAEL:

Teraz kryzys jest na górze

Każdy chce być czyimś stróżem

A wakatów nie ma wiele

Wszyscy moi przyjaciele

Wciąż czekają na wakaty

No i na to nie ma rady

Jeden czekał lat osiemset

Wciąż sobie zacierał ręce

I poczeka jeszcze sto

Jak mu będzie słabo szło

Ja, jak tutaj się wywalę

To go nie dostanę wcale

Powiem szczerze, że mnie nęci

Żeby iść do konkurencji

(rozlega się potężny grzmot)

Żartowałem! Dobrze mi tu

Wyżywienie znakomite

Płaca, świetna atmosfera

Jest mi dobrze jak cholera

JANEK:

Wybacz, lecz to moja rzecz

Z kim na mieście dziś chce jeść

VARAEL:

Janek, zawsze byłem leniem

Spaprałem ci przeznaczenie

Nie idź, olej tę dziewczynę

JANEK:

Czy ty nie przesadzasz krztynę?

VARAEL:

Nie przesadzam, niech mnie…

JANEK:

Szlag?

VARAEL:

Możesz to powiedzieć tak

Ale prędzej trafi ciebie

Tak jest zapisane w niebie

Pomyliły mi się wnioski

Jeden, chyba był sanocki

Jakiś menel spod Sanoka…

Spaść na niego miał dziś okap

Kumpel mówi: „Weź to napisz

A ja idę pałę zapić

Bo Rafael z Tyraelem

Idą na wiejskie wesele”

No i widzisz, głupia wtopa

Bo ten menel spod Sanoka

Będzie sobie żył lat sto

A tobie się zdarzy zło

JANEK:

Jasne…

VARAEL:

Chłopie, jesteś trupem!

JANEK:

Mam ja to głęboko w dupie.

(wychodzi)

VARAEL:

Czekaj! Czekaj! Poszedł dureń

Sam więc muszę łatać dziurę

Może uda się coś zmienić

Choć na dzisiaj los odmienić

Ale twarde boskie prawa

To niestety nie zabawa

Scena 7

Janek idzie na miejsce spotkania

JANEK:

Gwar do lotu poderwał gołębie

Czuję na sobie ich ptasi wzrok

Setki skrzydeł płyną po niebie

Słońce mami, choć winien być mrok

Końskie mordy i ludzie w dorożkach

Patrzą na mnie gdy do celu zmierzam

Czarna, biała lub szara postać

Patrzy także i zęby wyszczerza

Rzucę pieniądz to patrzeć przestanie

Zacznie miny swe czynić z radością

Jeszcze lagą przez głowę dostanę

Inni rzucą pchani ciekawością

Dwa lwy co nigdy nie ryczą

Z paszczami z taniego czytadła

Wpatrzone z przesadną słodyczą

W sukiennic otwarte zwierciadła

Nie wstaną i mnie nie pogonią

W kamieniu ich ciała zaklęte

Nie tylko one tu stoją

I życie swe tracą, przeklęte

Opodal Wieszcza naród osadził

Choć miejsc innych widziałem wiele

Trudno się dziwić. Kto cię tak zdradził?

Naród twój wieszczu, nie przyjaciele

Przybyłem
  • 11
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach