Aktywne Wpisy
Bimbas +38
#raportzpanstwasrodka U Mongoła na audiencji nowe polskie wykręty. Wzorcowe szury bez dwóch zdań. Zapytani co ich sprowadza do Kambodży i na ile przyjechali, odpowiadają z dziecięcą szczerością, że naoglądali się Łysego, Ropucha i Mańka, rzucili umierającą Europę z powodu wzrostu rachunków za prąd w Słupsku i Lęborku . Zostają na zawsze bez rekonesansu . Oczywiście już mają kanał na YT o hiper oryginalnej nazwie : coś tam w Azji i
Jaką mam bekę, że moja była sprzed wielu lat jest na znanym lekarzu jako psycholog specjalizujący się w pracy z dziećmi, gdzie za czasów naszej znajomości nienawidziła dzieci, ale to tak naprawdę, potrafiła zrobić awanturę gdy ktoś z dzieckiem się do nas przysiadł xD. Prócz tego leczy jeszcze z toksycznych związków, jako ona była najbardziej toksyczną osobą jaką znałem. Co tu się odwaliło xD
#childfree #logikarozowychpaskow #zwiazki
#childfree #logikarozowychpaskow #zwiazki
albo
smutna i mroczna historia pięknej miłości
w akcie jednym
bo mi się nie chciało na więcej dzielić
ale za to wierszem
Występują:
Jan
Lidia
Karol
Michał
Ela
Maria
Magda
Varael
Na kilka minut przed egzaminem ZOLL MŁODSZY osobiście wpuszcza tłuszczę na salę
ZOLL MŁODSZY:
Szybko, szybko, wchodźcie żwawo
Studiujecie u nas prawo
A powoli się guzdrzecie
Jak studenci na URzecie
STUDENT I spóźnia się
Panie Zollu! Pan poczeka!
ZOLL MŁODSZY
Zamyka drzwi nie wpuszczając studenta do Sali
STUDENT I
A to świnia. Syn esbeka.
STUDENTKA I spóźnia się jeszcze bardziej
Szlag. Zamknięte?
STUDENT I
Tak, zamknięte.
STUDENTKA I
Żarty chyba to przeklęte
Muszę pisać ten egzamin!
puka
Proszę wpuścić mnie do sali.
ZOLL MŁODSZY krzycząc z sali
Nie chcę was tu! Nie słyszycie?
STUDENTKA I:
Ale…
ZOLL MŁODSZY
„Ale” wasze mam w odbycie!
Precz, bo pójdę po dziekana
STUDENT I szeptem:
Chodźmy. To jest kawał chama.
Mówiąc szczerze mam to w nosie
Tylko termin na USOSie
Nam odpadnie.
STUDENTKA I
Jeden termin… Nie jest fajnie
Planowałam przyznam szczerze
Bo w swe siły coś nie wierzę
Pisać teraz, tak na fuksa
STUDENT I
Ja to samo, znana sztuczka.
Przyjść, napisać, modły wznosić
I trójczynę choć wyprosić
STUDENTKA I
Na nic zatem nasze plany
STUDENT I
A bo Zoll jest p------y
Chodźmy, stawiam pani p--o
STUDENTKA I
Lidia.
STUDENT I
Janek. Jest mi miło
Zatem gdzie? Do Botaniki?
LIDIA:
Brudne krzesła i stoliki.
Proponuję iść do Carpe
JANEK
A czy będzie już otwarte?
LIDIA
Będzie. A że jeszcze rano
To i będzie dosyć tanio
wychodzą
scena 2
Carpe Diem
LIDIA:
Szkoda mi tego cywila
Wystarczyła jedna chwila
Jeden korek na Basztowej…
JANEK:
Tam kierowcy tracą głowę
LIDIA:
I tak głupio się złożyło
Że mi troszkę się spóźniło
Mógł nas wpuścić bez gadania
JANEK:
Ale to jest kawał drania
Niby taki prostudencki
A to zwykły zwis jest męski
Strasznie cięty na spóźnianie
Jeszcze krzywda mu się stanie
Znaczy kara sprawiedliwa
Niech się Lidia tak nie zżyma
LIDIA:
Oj, bo zawsze go lubiłam
Tak przynajmniej uważałam
JANEK:
Nie ma co zadręczać głowy
Będzie termin poprawkowy
Fakt, że jeden, jest ryzyko…
Może jeszcze jedno piwko?
LIDIA
Nie, dziękuję, dość już tego
JANEK
Jeden termin to nic złego
Da się wyjść z takiego bagna
Czy to Marczułajtis Jagna?
LIDIA:
Gdzie? Przy barze?
Słabo rozpoznaję twarze…
JANEK:
Mniejsza o to. Co mówiłem?
LIDIA
By nie martwić się terminem
JANEK:
Bo nie trzeba, bo nie warto
Ja mam taką myśl utartą
Że gdy pech się groźnie wije
Pętla już zaciska szyję
A na twarz spadają ciosy
I ktoś szarpie cię za włosy
To najlepiej ze spokojem
Siedzieć i odwalać swoje
A jak nie da się odwalić
To się można wtedy żalić
Lecz nie wcześniej, bo i szkoda
Z tego stresu dostać wrzoda
Zresztą, co ja gadam… co ja…
Toast! Wznieśmy teraz toast
LIDIA:
Za co toast będziem wznosić?
JANEK:
Toast, za to by wyprosić
Łaski, szczęście oraz zdanie
LIDIA:
Dobry toast miły panie
No, choć głupio się spóźniłam
To i miło czas spędziłam
Ale czas ten już mnie goni
Sam rozumiesz
JANEK
Więc wychodzisz?
LIDIA:
Tak, cóż… widzisz…
JANEK
Ale liczę na powtórkę
LIDIA
Zatem zapisz mą komórkę
Pięćset siedem i dwa zera…
JANEK:
Czekaj, czekaj, nosz cholera
LIDIA
Już?
JANEK:
Tak, proszę
LIDIA:
Zero, zero… cztery, osiem
A na końcu hm… dwanaście
JANEK:
Czekaj, tylko jeszcze sprawdzę
Dzwoni?
LIDIA:
Dzwoni nieznajomy
JANEK:
Nieznajomy przesadzony
Słuchaj, czasem nie chodziłaś
Jak on się nazywał… chwila…
No… Rzegocki! Pan Arkady.
LIDIA:
Pan Arkady daje rady?
JANEK:
Właśnie. Oto jest Rzegocki cały
Boże, jaki ten świat mały
Scena 3
Akademik
JANEK wchodzi
Się spóźniłem na cywila
KAROL leży na łóżku:
W sumie cię nie było chwilę
JANEK:
A tak śmiesznie się złożyło
Ze poszedłem se na p--o
Przyznam, szczęścia trochę miałem
Koleżankę, wiesz, spotkałem
Ona także się spóźniła
Ze mną się napiła piwa
KAROL:
Mhm.
JANEK:
Co „mhm”? Tylko tyle do mnie powiesz?
KAROL:
Co ci mówić mam? „Na zdrowie”?
Się spóźniłeś, twoja sprawa
P--o piłeś, moje brawa
Picie piwa, to się zdarza
Jakoś mnie to nie przeraża
Wcale jakoś mnie rusza
Przecież jesteś żywa dusza
Czasem chlapniesz to i owo
P--o, wódkę kolorową
Pij, a co mnie to obchodzi
Jak ci tylko to nie szkodzi…
Ba, jak nawet ci smakuje.
Znasz mnie, ja nie jestem…
JANEK
Potrzebuję…
Tego… no… jak się nazywa
Tego, wiesz, co się używa
Po goleniu, no… nie piankę
KAROL:
Chcesz się golić? Ha, wybrankę
Serce twoje odszukało
Miast się golić obmyj ciało
JANEK:
Słowo! Daj mi słowo, leniu!
KAROL:
Woda, durniu, po goleniu.
JANEK:
Widzisz, czasem się przydajesz
KAROL:
Jeszcze sobie ubierz gajer
To rozkochasz w sobie każdą
Tę nieśmiałą, tę poważną
JANEK:
Oto się odezwał macho
MICHAŁ wchodzi nagle
Ej, chłopaki mi wybaczą
Bo tam u nas jest impreza
I nam jest potrzebna wieża
Tak w ogóle to zapraszam
Z Elą to rocznica nasza
szeptem
No i uwidziała sobie
Że imprezę trzeba zrobić
Mnie to średnio się podoba
Ale ranić ją mi szkoda
KAROL:
Chcesz tą wieże to ją bierz
Tylko Michaś! czekaj, wiesz
Żeby ona tu wróciła
MICHAŁ:
No daj spokój
KAROL
Michaś, chwila.
Ty pamiętasz o tej flaszce?
JANEK:
O, dokładnie! Właśnie, właśnie
Tu się już skończyły żarty
MICHAŁ:
Zawsze gram w otwarte karty
Będzie flaszka obiecana
Chcecie pić tak teraz? Z rana?
Już wam flaszkę tą potrzeba?
JANEK:
Michaś, ty mnie spadasz z nieba
Masz ty perfum lecz nie damski?
MICHAŁ
A coś taki elegancki?
KAROL:
Ha, człowieku. Nie dasz wiary
JANEK:
Weź się zamknij, capie stary
Masz czy nie masz? Nie wytracę
MICHAŁ:
Dobra, dobra, no, zobaczę
Biorę wieżę i mnie nie ma
Z tym perfumem to nie ściema?
JANEK:
Nie, bierz wieże. Wpadnę potem
KAROL:
Tylko przynieś nam z powrotem!
MICHAŁ wychodzi
JANEK:
Dobra dzwonię… nie napiszę
KAROL:
A tam, zanim ci odpiszę
To tu, psiakrew, zniesiesz jajo
Dzwoń, idioto, a mów śmiało
JANEK:
Lepiej zacznę esemesem
Jakimś takim, mądrym tekstem
KAROL:
„Przyjdź, mam dzisiaj wolny pokój”
JANEK:
Ech, cholera, dajże spokój
Myślę raczej o czymś w stylu
„Krótko było ale miło
Będę dzisiaj pod pomnikiem”
Może lepiej pod Empikiem?
KAROL:
Czy to ciebie nie przerasta?
JANEK
„Pasuje ci dziewiętnasta?”
Coś mówiłeś? Nieistotne
Jak nie przyjdzie to się potne
KAROL:
Cymbał
JANEK:
Debil… odpisała!
KAROL:
Dosyć szybko.
JANEK:
Ha, czekała.
Idę ukraść wody mnóstwo
Muszę zrobić się na bóstwo.
KAROL:
Ech te czasy, obyczaje
Kiedyś, tako mi się zdaję
Było łatwiej i przyjemniej
JANEK:
Racja, takie czasy ciemne
A gdybym się urodził przed stu laty
W tymże mieście
W ogrodzie Larischa rwałbym kwiaty
Tej niewieście
KAROL:
Ona by pewnie była córką szewca
Kamieńskiego co we Lwowie mieszkał
JANEK:
Kochałbym ją i pieścił
Chyba lat dwieście
Na Podgórzu mieszkalibyśmy
KAROL:
W kamienicy żyda Kohna
JANEK:
Ja i mój piękny klejnot krakowski
Ma narzeczona
Uczyłaby się mówić po czesku
Albo rosyjsku czy tam niemiecku
Raz na sto lat cud by się dokonał
Cud się dokonał…
KAROL:
Gdybyś przed stu laty się narodził
Byłby z ciebie introligator
U Prohaski byś robił po dwanaście godzin
Siedem złotych brał za to
JANEK:
Miałbym śliczną żonę i już trzecie dziecię
A żyłbym dwadzieścia lat na tym świecie
I całe długie życie przede mną
Całe piękne dwudzieste stulecie
Gdybym się urodził przed stu laty
W tamtej erze
W ogrodzie tylko dla niej rwałbym kwiaty
KAROL:
Coś nie wierzę…
JANEK:
Tramwaj by jeździł pod górę za rzekę
Słońce wznosiło szlabanu powiekę
A z okien snułby się zapach
Świątecznych potraw
Wiatr wieczorami niósłby po mieście
Pieśni grane w dawnych wiekach
Byłoby lato tysiąc dziewięćset dziesięć
Za domem by szumiała rzeka
Widzę tam wszystkich nas idących brzegiem
Mnie, żonę, dzieci pod krakowskim niebem
KAROL:
Może i dobrze, że ona nie wie co ją czeka
Scena 4
Stancja przy Pawiej
MAGDA uczy się:
Ktoś ci wysłał esemesa
LIDIA:
Gdzie telefon? Gdzieś tam leżał.
MAGDA:
Dalej leży, weź wyluzuj
LIDIA:
Boże, jak tu dużo kurzu
Czas ogarnąć ten bałagan
MAGDA
Lidio, straszny robisz raban
Sprawdź wiadomość i daj spokój
Jesteś już na drugim roku!
Wiek ten cię zobowiązuje
LIDIA:
Ach!
MAGDA:
Powiedz zaraz, co się truje
LIDIA:
Coś takiego mi się zdaje…
Chyba dzisiaj mam spotkanie
Może zwykła to głupota…
MAGDA:
Zapoznałaś może chłopa?
Opowiadaj, opowiadaj
Oj nie czekaj! Lidka! Gadaj!
Ładny jest? Studiuje z tobą?
Goli się czy chodzi z brodą?
Gdzie idziecie? Tam? Do miasta?
LIDIA:
Dosyć już, na Boga, basta!
Wszystko ci wyjaśnić spieszę…
Lecz nie teraz bo zapeszę
MAGDA:
Lidka, powiedz wszystko proszę
Nie bądź świnia albo prosię
LIDIA:
Już mówiłam, dość i basta!
Boże! Już jest siedemnasta?
Co też on pomyśli sobie?
Kiedy włosy swoje zrobię?
MAGDA:
Może jakoś go zobaczę?
Ma on może naszą – klasę?
LIDIA:
Powiedz szybko co mam zmienić
Włosy ściemnić czy utlenić?
Twarz rozjaśnić? Brew podkreślić?
Jezu, ja się muszę spieszyć!
Gdzie ja zostawiłam lustro?
Może przenieść to na jutro?
Dam królestwo ci za grzebień
Powiedz, bez czy z grzywką lepiej?
MAGDA:
Wszystko dobrze, moja droga
LIDIA:
Mało czasu mam, na Boga!
MAGDA:
Musi być gach na schwał
Że odwalasz taki show
LIDIA:
Chcę wyglądać jako tako
A nie, że tak dla chłopaków
Gdybym z tobą wychodziła
To to samo bym robiła
Magda, w wielkiej żem potrzebie
Daj mi proszę jakiś grzebień
MAGDA:
Chociaż nic nie powiedziałaś
Choć się brzydko zachowałaś
Wiedz, że na mnie liczyć możesz
Oto grzebień
LIDIA:
O mój Boże
Jeszcze kiedyś się odwdzięczę
Teraz idę umyć ręce
(wychodzi do łazienki)
MAGDA:
I zostawisz mnie tu samą?
Obyś nie szła tam na darmo
Masz tu wrócić szczęścia pełna
Niech się to życzenie spełnia
Które zawsze przy okazjach
Krasi lica nam na twarzach
Mówią zawsze „Szczęścia, zdrowia
I radości” po tych słowach
Właśnie, po słowie „radości”
Życzę ludzie nam miłości
Więc, ma droga koleżanko
Życzę byś była wybranką
Tego, dla którego teraz
Chciałaś zrobić i balejaż
Brwi i oczy, rzęsy nawet
Oby pan ten w twojej sprawie
Też to wszystko brał na serio
I się nie okazał mendą
A gdyby się jaka tragedia stała
To słuchaj co teraz będę śpiewała
Drogo się płaci za błędy, ja coś o tym wiem
Buja nas życie, zakręty skrywają nam cel
I choćby sępy nade mną, a passa jest zła
Dokąd się śpiewa, jeszcze się żyje i trwa
Z Krakowa co dzień pociągi na skraj świata mkną
Halo! Jesteś tam, Lidka? Czy słyszy mnie ktoś?
Idźcie na Błonia, chór ptaków odpowiedź wam da
Dokąd się śpiewa, jeszcze się żyje i trwa
Wiesz chyba dobrze, ze Kraków to cały jest świat
Nie śpi od zawsze i dzisiaj też nie będzie się kładł
Florian nasz patron, postukał się w czoło i zbladł
Bo dokąd się śpiewa, jeszcze się śpiewa i trwa
Ty sobie idź, a ja tu się wyśpię jak lord
W sercu miej miłość, w głowie piosenek ze sto
Ze szkoły wiesz co przystoi i co czynić masz
Bo dokąd się śpiewa, jeszcze się żyje i trwa
Z Krakowa co dzień pociągi ruszają w dal
Jeśli cię dzisiaj oleje to wiedz że jest wał
Wałem nie przejmuj się wcale, dobrze mu tak
LIDIA wracając:
Wiem, że „dokąd się śpiewa, jeszcze się żyje i trwa”
Scena 5
Rocznicowa impreza w akademiku
MICHAŁ:
Dość już tego, dość gadania
Zaśpiewajmy wraz kankana:
Dzień się kończy, noc nastaje
Stół kieliszki żarcia w bród
Wokół dziwne słychać śmiechy
One dwie i nas jest dwóch
Oczy widzą w czerni, bieli
W głowie już się pali żar
Śmieją wszyscy się weseli
A on rzuca niczym czar…
KAROL (wznosząc kieliszek do góry):
Jeszcze jeden!
MICHAŁ:
Chyba cztery albo pięć
ELA:
Wypij siedem jeśli taka twoja chęć
MARIA:
Ach szubrawcy!
Wy tu chcecie rozpić nas!
KAROL:
My nie tacy
Lecz to przecież nadszedł czas, że warto wypić coś głębszego, by zabawa się udała by studencka party trwała!
RAZEM
Wóda się strumieniem leje
Nie wiem co się dzieje
I nieważne jest
Czy Kant miał racje czy Sartre
Wyzuty z logiki
Twór hermeneutyki
Nie pojmujem go
I co? I co?
Wódki rozlewamy porcje
Pijemy jak w porcie
I nie martwi nas
Kelsen, Monteskiusz, Grass,
Friedman, Weber, Bardach, Comte,
Myśli są ich proste
Wypełzają już
Z kieliszka w mózg
ELA:
Ponad stołem się unosi
Wiedzy para niczym mgła
Jeden z nas nagle poprosił
KAROL:
Wyjaśnij naturę zła!
ELA:
Odpowiedzi szybko padły:
Platon!
MICHAŁ:
Nietsche!
MARIA:
Gobineau!
MICHAŁ
Kilka głębszych i już wiemy
Co oznacza termin „zło”
Rozgorzała nam dyskusja
Powszechniki, prawo, siła
MARIA:
Władza, czas, administracja
KAROL:
W---a, wino, rum, mogiła!
RAZEM:
Noc się kończy, dzień nadchodzi
Żarcia coś na stole mniej
W głowach naszych coś się rodzi
ELA:
Bądź tak dobry nalać chciej
MICHAŁ:
Jeszcze jeden i nie wstanę
KAROL:
Wstaniesz. Co tam, masz i pij
MICHAŁ:
Nie wiem co to jutro będzie
KAROL ELA MARIA:
Dziś jest dzisiaj tym dniem żyj!
MICHAŁ:
Jeszcze jeden!
KAROL:
Pewnie, dajesz! W gardło lej
RAZEM:
Jeszcze jeden!
MICHAŁ:
Zdrowie wasze w trzewia me
Wszystko płynie
Płynę zatem z wami wraz
Kiedyś zginę
Dzisiaj chcę pokonać czas
MICHAŁ KAROL
Tak chlejemy do oporu
W towarzystwie pięknych dam
Życie nabrało koloru
Wyszło nam na pierwszy plan
MICHAŁ:
Czuję, że nauki siła
Pcha do przodu dłonie me
Splotły się z innymi dłońmi
Tak żyć i umierać chce!
Widzę to! Jednak nie...
Chcę coś rzec - lecz bełkocze, walczę by twarz twoją widzieć, coś zasłania moje oczy, alkoholu siła we mnie, oczy moje ciągle mroczy
ELA:
Ściskam w dłoni twoje ciało
Tyle mi zostało
KAROL:
Zrozumiałem, że
Kelsen nie spisał BGB
Krzyczę? Tak mi się zdaje
Fourier rządzi krajem!
Ktoś mówił coś?
MARIA:
Fourier to łoś!
RAZEM:
Kepler lata pod sufitem
Razem z Heraklitem
Wpadli chyba w trans
Jak Jay na Il de France
Wódy chyba już za dużo
Otton Pierwszy z różą
Linz przejmuje się
MICHAŁ:
Już nie mogę…
RAZEM:
Rok sześćdziesiąty ósmy
MICHAŁ:
Jestem taki pusty
ELA:
Ściskam mocniej to
Co człowiekiem było
MICHAŁ:
Teraz czuję że odchodzę
Jutro się narodzę
Wstanę będę żył
Zbudzą mnie promienie południa na wschodzie
Odsapnę, jęknę „Co z tobą Narodzie”
RAZEM:
Studia, czuć moc
Co dzień, co noc
A-----l - wróg, lejemy w pysk
Walczymy z nim byś ty mógł żyć
Studencka praca dla was jest
Byście swe życie mogli wieść
A rano
Kac
KAROL:
Michaś, Michaś wszystko spoko?
Coś tak zbladł i mrużysz oko?
MICHAŁ:
A daj spokój brachu
Pójdę dziś do piachu
ELA:
Och Michałku mój kochany
Czyżbyś nadto był pijany?
MICHAŁ:
Straszniem zmachał się kankanem
Choć przyznaję, żem pijany
MARIA:
A gdzie poszedł wasz kolega?
Aby coś mu nie dolega?
KAROL:
Jakbyś zgadła droga Mario
Otóż Janek dziś jest wariat
Coś go strasznie zniewoliło
ELA:
A czy to coś to nie „miłość”?
KAROL:
Nie przywołuj wielkich nazw
MICHAŁ:
Kiedy to jest dobry czas
Przecież to rocznica nasza
Proszę sprzeciwów nie zgłaszać
Oto pragnę rzec – Elżbieta
To najmilsza jest kobieta
I choć miałbym sczeznąć w celi
Nie wyrzeknę się mej Eli
KAROL:
Słodkie, Michaś, bardzo słodkie
Mam dzisiaj z tym Jankiem problem
MICHAŁ:
Fakt, że tylko wziął mą wodę
By poprawić swą urodę
I już pobiegł do pokoju
To doprawdy nie przystoi
Przecież fajna jest impreza
KAROL:
On tak jako pies do jeża
Ja to bym zrobił inaczej
Zresztą, wróci to zobaczę
Jakie błędy ma na koncie
A ty Michaś polej porcje
Scena 6
Akademik, pokój Janka
JANEK:
Ale późno, jasny pieron
A ja nadal jestem zero
Chybam dał za dużo wody
Na mój ryj pokraczny, młody
Niech się dzieje wola nieba
Z nią się zawsze zgadzać trzeba
(przez otwarte okno wpada kruk)
O cholera, co się stało?
Że też ptaka tu przywiało
Won, parszywcze, won z pokoju
Jeszcze mi narobisz gnoju
(kruk zmienia się w Varaela, anioł jest ubrany w raczej marny, czarny garnitur)
Co to jest, o Chryste Panie?
VARAEL:
Szlag to, twarde lądowanie
Wybacz proszę najście moje
Zwykle trochę lepiej wchodzę
JANEK:
Jestem chory, tak to pewne
Chory umysł, myśli rzewne…
VARAEL:
Nie pieprz chłopie, oto jestem.
Mam cię przekonywać gestem?
Czy ja jestem jaki diabeł?
Mam ci wyczarować diadem?
JANEK:
Przecież jestem ateistą
VARAEL:
Ale duszę masz wciąż czystą
Więc nie ważne czyś jest żydem
Protestantem czy chasydem
Nie jest ważna wiara twoja
I tak stróża masz anioła
JANEK:
Zatem moim jesteś stróżem?
To stanowczo już za dużo
VARAEL:
Słuchaj mnie, ty durna pało
Prawdę ci przedłożę całą
Nie licz, żeś jest ważne dziecię
Że masz wielką rolę w świecie
Tylko, wiesz, tak głupio wyszło
Mi się troszkę pomyliło
Nie wiem co z tym zrobić fantem
Jestem tylko aplikantem…
To jest moja sprawa pierwsza
Nie chcę cię tu zbytnio nękać
Ale problem jest dość duży
Jutro możesz być w podróży
JANEK:
Ja się nigdzie nie wybieram
VARAEL:
Będę szczery jak cholera
Jeśli pójdziesz na spotkanie
Czeka w zaświat cię zesłanie
JANEK:
To jest niedorzeczne trochę
VARAEL
Bardziej niż ja, który plotę?
Janek, to się tak przedstawia
Że sknociłem, moja sprawa,
Ale nie chcę żebyś zdechł
Bo mnie zgnoi strasznie Szef
Przez lat dwieście się uczyłem
Między ludźmi tyle żyłem
Przez lat trzysta na praktykach
Ciągle pech mnie, wiesz, spotykał
A to piórko mi odpadło
A to aureola spadła
A to ktoś mnie gdzieś zobaczył
A tom skrzydłem coś zahaczył
Mówię ci to jest dość dużo
JANEK:
I takiego ja mam stróża?
VARAEL:
Teraz kryzys jest na górze
Każdy chce być czyimś stróżem
A wakatów nie ma wiele
Wszyscy moi przyjaciele
Wciąż czekają na wakaty
No i na to nie ma rady
Jeden czekał lat osiemset
Wciąż sobie zacierał ręce
I poczeka jeszcze sto
Jak mu będzie słabo szło
Ja, jak tutaj się wywalę
To go nie dostanę wcale
Powiem szczerze, że mnie nęci
Żeby iść do konkurencji
(rozlega się potężny grzmot)
Żartowałem! Dobrze mi tu
Wyżywienie znakomite
Płaca, świetna atmosfera
Jest mi dobrze jak cholera
JANEK:
Wybacz, lecz to moja rzecz
Z kim na mieście dziś chce jeść
VARAEL:
Janek, zawsze byłem leniem
Spaprałem ci przeznaczenie
Nie idź, olej tę dziewczynę
JANEK:
Czy ty nie przesadzasz krztynę?
VARAEL:
Nie przesadzam, niech mnie…
JANEK:
Szlag?
VARAEL:
Możesz to powiedzieć tak
Ale prędzej trafi ciebie
Tak jest zapisane w niebie
Pomyliły mi się wnioski
Jeden, chyba był sanocki
Jakiś menel spod Sanoka…
Spaść na niego miał dziś okap
Kumpel mówi: „Weź to napisz
A ja idę pałę zapić
Bo Rafael z Tyraelem
Idą na wiejskie wesele”
No i widzisz, głupia wtopa
Bo ten menel spod Sanoka
Będzie sobie żył lat sto
A tobie się zdarzy zło
JANEK:
Jasne…
VARAEL:
Chłopie, jesteś trupem!
JANEK:
Mam ja to głęboko w dupie.
(wychodzi)
VARAEL:
Czekaj! Czekaj! Poszedł dureń
Sam więc muszę łatać dziurę
Może uda się coś zmienić
Choć na dzisiaj los odmienić
Ale twarde boskie prawa
To niestety nie zabawa
Scena 7
Janek idzie na miejsce spotkania
JANEK:
Gwar do lotu poderwał gołębie
Czuję na sobie ich ptasi wzrok
Setki skrzydeł płyną po niebie
Słońce mami, choć winien być mrok
Końskie mordy i ludzie w dorożkach
Patrzą na mnie gdy do celu zmierzam
Czarna, biała lub szara postać
Patrzy także i zęby wyszczerza
Rzucę pieniądz to patrzeć przestanie
Zacznie miny swe czynić z radością
Jeszcze lagą przez głowę dostanę
Inni rzucą pchani ciekawością
Dwa lwy co nigdy nie ryczą
Z paszczami z taniego czytadła
Wpatrzone z przesadną słodyczą
W sukiennic otwarte zwierciadła
Nie wstaną i mnie nie pogonią
W kamieniu ich ciała zaklęte
Nie tylko one tu stoją
I życie swe tracą, przeklęte
Opodal Wieszcza naród osadził
Choć miejsc innych widziałem wiele
Trudno się dziwić. Kto cię tak zdradził?
Naród twój wieszczu, nie przyjaciele
Przybyłem