Wpis z mikrobloga

40 853 - 4 = 40 849

Kino jest formą sztuki, a jednocześnie cyrkiem, lunaparkiem, podróżą na pokładzie „statku szaleńców”, przygodą, iluzją, mirażem.

~ Fellini

Bloc-notes di un regista (1969) – 4/10

Krótki film dokumentalny, będący autokomentarzem Felliniego do własnej twórczości. Opowiadał tu m.in. o poszukiwaniach aktorów i przygotowaniach do następnego filmu reżysera – Satyriconu. Wrócił też do przyczyn klęski filmu „Podróż Giuseppe Mastorny”, który miał zostać nakręcony po „Giulieccie i duchach”. W sumie oczekiwałbym czegoś więcej po tym dokumencie. Chcąc lepiej poznać Felliniego warto raczej zainwestować czas w przeczytanie książki Marii Kornatowskiej - „Fellini”.

Fellini - Satyricon (1969) – 7/10

Fabuła opiera się na przygodach dwóch młodzieńców - Encolpio i Ascilto, którzy mimo przyjaźni faworyzują o względy młodego chłopca Gittone (reżyser kręcił film w czasach rewolucji obyczajowej i być może chciał wówczas swoim dziełem szokować). Podróżując razem lub osobno przeżywają rozmaite przygody. Poruszają się po świecie pełnym mistyki, erotyki i fantastycznych zjawisk.

Fellini ukazał Cesarstwo rzymskie w nieco w innym świetle niż wielkie dzieła amerykańskie, takie jak „Quo Vadis" (’51), „Ben Hur" (59), „Spartakus" (’60) czy "Kleopatra" (’63). Skupił się na wizji dekadencji, towarzyszącej schyłkowi Cesarstwa Rzymskiego. Można odnieść wrażenie, że z punktu widzenia moralisty ocenia ją negatywnie, ale zachwyca się nią jako esteta. W Satryriconie nie czuje się nadziei odnowy. Każdy epizod kończy się dla niepowodzeniem i rozczarowaniem.

Film jest bardzo teatralny – w niektórych epizodach kompozycja przestrzenna przypomina monumentalny teatr. Wizualnie jest bardzo ładny – pełen pięknych kolorów, z bardzo dopracowaną scenografią. Można narzekać na nieco nierówny poziom, ponieważ sceny ciekawe są przeplatane słabszymi, poszczególne sceny nie są też ze sobą powiązane (chociaż to może wynika z faktu, że z dzieł Petroniusza znane są dziś tylko strzępki). Znaczna część aktorów została zrekrutowana spośród aktorów niezawodowych lub aktorów z minimalnym doświadczeniem, ale nie odbiło się to negatywnie na filmie.

I Clowns (1970) – 6/10

Temat cyrku i cyrkowców dość często przewijał się w twórczości reżysera, był też dla niego bardzo bliski (mówił, że gdyby nie został reżyserem, to pracowałby w cyrku). Zagłębił się więc w stare materiały związane ze sztuką cyrkową i zaczął robić wywiady z ludźmi cyrku. Początkowo Fellini nosił się z zamiarem zrobienia tego filmu wspólnie z Bergmanem, koniec końców nie doszło do tej współpracy.

Jedyny w karierze reżysera film telewizyjny jest więc portretem środowiska cyrkowego, a także hołdem reżysera dla fascynującej go sztuki cyrkowej. Fellini wraz ze swoją ekipą odwiedził kilka znanych w tamtych czasach cyrków. W filmie występy cyrkowych sztukmistrzów, prezentujących swe popisowe numery, są przeplatane wywiadami ze sławnymi clownami, będącymi w chwili kręcenia filmu na emeryturze. Dowiadujemy się dzięki nim jak wiele znaczyły dla nich występy estradowe. Nie obyło się też bez krótkiego rzutu okiem na małe, prowincjonalne włoskie miasteczko i jego dziwacznych mieszkańców (ten fragment nieco przypominał mi „Wałkoni”). Żeby lepiej zrozumieć „Klownów” sugeruję poczytać nieco o okolicznościach jego powstania. Przybliżę tylko co pisała na ten temat Maria Kornatowska:

Telewizyjna formuła reportażu-wywiadu pozwoliła Felliniemu odrzucić to, co go krępowało i z czym często nie umiał się uporać – rygory dramaturgii, ciągłość, konieczność konsekwentnego rozwijania fabuły, budowania charakterów. Dała mu swobodę i uwolniła od presji dania światu kolejnego arcydzieła.


Roma (1972) – 8/10

Oryginalny tytuł nie bez powodu brzmi: "Fellini – Roma”. W bezpośredniej relacji autor-bohater-narrator opowiada o tym, jak zapamiętał Wieczne Miasto z lat dziecięcych i młodzieńczych oraz jak widzi je będąc już dojrzałym mężczyzną. Nie jest to ani film dokumentalny, ani stricte fabularny. Składa się z sekwencji niepowiązanych ze sobą - mniej lub bardziej realistycznych obrazów, ukazujących dziwactwa i niezwykłości Rzymu oraz obyczaje i mentalność jego mieszkańców. W tym niesamowitym obrazie metropolii Fellini sam występuje w trzech wcieleniach: jako chłopiec z prowincji, młodzieniec przybywający do Rzymu (te role grają dwaj aktorzy) oraz we własnej osobie, jako reżyser, który właśnie kręci film.

Sceną, która najbardziej zapada w pamięć jest pokaz mody sakralnej, oferującej zarówno praktyczne i użytkowe uniformy dla zakonnic i księży, jak i świetliste, epatujące bogactwem propozycje dla wyższych hierarchów kościelnych (także dla papieża). Lubię ten antyklerykalizm u Felliniego ;s. Gdzieś znalazłem taki cytat:

Fellini przedstawił tu klasyczny upadek sfery sacrum na rzecz profanum. Kościół stracił swoją duchowość. Pozostała czysta zewnętrzność, pusty ceremoniał, stroje i rekwizyty, które można dopasować do istniejących trendów. Lśniące stroje to tylko złudzenie, za którym kryje się marność. Miłość to ciało, które się sprzedaje, a wiara to kostium, który się kupuje.


Film z cała pewnością jest warty uwagi, polecam go szczególnie fanom twórczości reżysera.

#maratonfilmowy #kinoespo #kinowloskie #fellini
Espo - 40 853 - 4 = 40 849



Kino jest formą sztuki, a jednocześnie cyrkiem, lunapar...

źródło: comment_pIVjwa6JtDXgln5NbdCfxRYtbWrw2jUA.jpg

Pobierz