Kariera Nikodema Dyzmy - wszystkie odcinki dostępne na kanale polskifilmfabularny. Moim zdaniem rewelacyjny serial. Dzięki niemu polubiłem w końcu lata 20 XX wieku.
Opis:
Źródło:
Wszystko
Wszystkie
Archiwum
42
Urodził się w Poznaniu 6 czerwca 1936 r. - Nigdy nie byłem aktorem łatwym. Nigdy mnie recenzenci specjalnie nie lubili. Mam coś kontrowersyjnego w sobie, coś niegładkiego, nie to, co się podoba. Zawsze byłem trudny w odbiorze - mówił Roman Wilhelmi [+audycja]
z9
8
Taka perełka z kultowego serialu.
z23
13
Roman Wilhelmi o telewizji. Fragment filmu Wojna światów - Następne stulecie Piotra Szulkina. Fragmenty wideo są własnością... już tam na górze wiedzą czyją.
z11
Nakręcona w Pradze polsko-czechosłowacka ekranizacja głośnej powieści Tadeusza Kurtyki. Autor na podstawie własnych obserwacji i doświadczeń, które posiadł terminując przez kilka lat jako kelner w krakowskim Grand Hotelu, przedstawił "od kuchni" wielką restaurację z lat trzydziestych XX wieku...
z72
akceptujemy absolutnie wyniki wszelkich wolnych wyborów... wszakże pod jednym drobnym warunkiem.
z14
76
Za karierę Dyzma zapłacił wysoką cenę. Był przede wszystkim aktorem. To go spalało, a stresy próbował łagodzić całą resztą - biesiadami, miłostkami, życiem rodzinnym...
z3
W---a i przebrzydli Beatlesi, wóda oraz ohyda moralna pokolenia
z7
Koprodukcja polsko-czechosłowacka. Reż: Janusz Majewski. Wystepują między innymi: Marek Kondrat i Roman Wilhelmi. Film opowiada o młodym chłopaku, który rozpoczyna pracę w restauracji. Świetna reżyseria, wysmakowana gra aktorska i wspaniałe wnętrza praskiej knajpy czynią dzieło niezapomnianym.
zWykop.pl
Jan – kiedy większość ludzi zaczyna życie, rano, on je kończy, siedząc w barze, może mlecznym, nad – a jakże – szklanką mleka. A może tylko wydaje mu się, że jeszcze tam siedzi, bo robił tak wczoraj i przedwczoraj, i w poprzednim tygodniu, a dzisiaj to tylko jakaś zawiesina wspomnień ze znajomymi twarzami i przedmiotami kołacze mu się po głowie w formie półsnu. Może jest już u kochanki albo drugiej żony, albo u kolegi. Ktoś coś mówi, może kochanka, może żona, a może kolega. Może z pretensjami, a może z czułością. To nieważne, bo jego światłem nie jest słońce. Zaczyna życie przed północą, wchodząc do studia – tam, oddzielony od innych pracowników szybą, poleca włączyć nastrojową muzykę i czeka, aż przylecą. Nie trwa to długo. Dzwonek, plafon daje znak, migocząc. Jest pierwsza ćma, niespokojna, zmęczona życiem dusza. Jedna z wielu tej nocy.
Jeszcze przed rozpoczęciem oglądania „Ćmy” miałem przeczucie, że mimo przypisywania jej do kina moralnego niepokoju różni się od innych dzieł tego nurtu, a jak zobaczyłem intro, to byłem tego niemal pewny. Film Tomasza Zygadły nie eksploatuje wątków korupcji, nepotyzmu i zmagań z systemem, i chociaż nie wydziela Janka poza nawias społeczny i historyczny, to stanowi przede wszystkim dramat egzystencjalny, ale w takiej oprawie, że niejednemu doomerowi serce żywiej zabije. Decydują o tym i te wszystkie posępne, kameralne noce spędzane z przez głównego bohatera, fantastycznie granego przez Romana Wilhelmiego, samotnie – ale przecież nie do końca, bo z dzwoniącymi do niego słuchaczami – i czarno-biały, a raczej świetlisto-szary obraz, i towarzysząca temu lekko deliryczna atmosfera, i w końcu, a może przede wszystkim kompozycje Pawluśkiewicza. Aż chciałoby się wyciągnąć muzyczną esencję z „Ćmy” i ze słuchawkami, skąd by się sączyła, przejść nocą przez uśpione miasto. Albo zwyczajnie – zasnąć do niej.