Feministki uważają, że istnieje coś takiego jak mansplaining, a więc:
opisuje zachowanie, kiedy mężczyzna w protekcjonalny sposób wyjaśnia coś kobiecie lub ją ignoruje.

Przy czym: Określenie „protekcjonalny” ma wydźwięk pejoratywny. Protekcjonalny (np. ton) wiąże się z poczuciem wyższości, traktowaniem w sposób pełen pobłażania, a wręcz pogardy i lekceważenia

Tak więc przechodząc do rzeczy ja uważam, że istnieje coś takiego jak womensplaining i tak jak mansplaining odnosi się do tłumaczenia rzeczy logicznych kobiecie z poczucia ,,wyższości nad nią", tak womensplaining jest zjawiskiem w którym kobieta tłumaczy sprawy emocjonalne mężczyźnie z poczuciem wyższości nad nim.
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

#anonimowemirkowyznania
Jestem wykładowcą na uczelni osadzonej mocno w naukach społecznych i moje grupy zajęciowe w większości składają się z kobiet. Raczej nie do ukrycia jest to, że klimaty na uczelni to #feminizm, #lewica, co oczywiście jest dla mnie jak najbardziej w porządku. Widać też, że z roku na rok studenci i studentki są coraz bardziej świadomi społecznie i oczekują respektowania swoich praw, w każdym roczniku są też np. osoby transpłciowe, czy w okresie tranzycji. Staram się coraz bardziej uważać na to, czy mój sposób wypowiadania się jest właściwy. W zasadzie już drugi rok unikam określeń pan/pani, mówię głównie bezosobowo, bo raz zdarzyło mi się faux pas i źle określiłem płeć osoby w okresie tranzycji właśnie. W sumie nic się nie stało, w zasadzie wbrew pozorom osoby określające się jako feministki, lewicujące, nie wydają się wcale obrażać tak łatwo z powodu "wpadek" typu misgendering, czy jakiś nieprzemyślany dowcip, ale zacząłem bardziej uważać i ogólnie cieszy mnie to, że młodzież jest coraz bardziej świadoma. Ostatnio zastanawia mnie też kwestia mnie, czyli mężczyzny w roli wykładowcy, a tzw. mansplainingu (czyli "nachalnego" tłumaczenia czegoś kobietom, na zasadzie "mężczyzna wie lepiej", albo tłumaczenia czegoś mimo nie bycia o to poproszonym). Moja natura jest taka, że jak już zaczynam omawiać jakiś temat, to opowiadam o nim dość szczegółowo, żeby każdy mógł to zrozumieć, a nie jedynie rzucić terminem z literatury i iść dalej. W trakcie wykładów zdarzają się czasami pytania, przez które na moment schodzę z głównego tematu i zaczynam dygresję. Na przykład studentka zadaje pytanie dotyczące X, a ja opowiadam na temat X przez kolejne 5 minut, choć mógłbym teoretycznie odpowiedzieć dwoma zdaniami. Staram się jednak tłumaczyć możliwie wnikliwie, używając różnych porównań, trochę tak jak opowiadając coś dziecku, żeby łatwo było wszystkim zrozumieć. Wydaje mi się, że moje metody dydaktyczne są skuteczne, mam też bardzo dobre ewaluacje studenckie, ale zaczęło mnie jednak zastanawiać właśnie, czy prędzej czy później coś, co powiem mogłoby zostać uznane za mansplaining? Do tych przemyśleń skłoniło mnie w szczególności zapytanie koleżanki z pracy, czy w ogóle słyszała o terminie mansplaining (ja się o nim dowiedziałem z #wykop), czy uważa to za problem. Powiedziała że tak, że nie lubi tego - co nawet zaskoczyło mnie, nie spodziewałem się że to zjawisko już jest w świadomości mojego otoczenia. No to zastanawiam się teraz, czy ktoś z was z perspektywy studenta/studentki, a może i też wykładowcy, ma jakieś doświadczenia związane z mansplainingiem na uczelni, czy też inne przemyślenia związane z kwestią równości w trakcie studiów? Czy macie jakieś oczekiwania wobec wykładowców, jakieś problemy o których warto powiedzieć, irytujące zachowania wykładowców które należałoby poprawić?

#studbaza #studia #rozowepaski #niebieskiepaski #feminizm #przemyslenia #neuropa #mansplaining

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w
  • 13
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Do feministek

Ostatnio wielką burzę wzbudził na tagu tekst Patrycji Wieczorkiewicz o femcelkach. Wszyscy tutaj wiemy, że kobiety są hipergamiczne i siłą rzeczy tylko mniejszość może sobie znaleźć chada czy nawet chadalite. Dla części znajdzie się normik-premium (zwany potocznie "oskarkiem"). Pozostałe muszą się zadowolić zwykłymi normikami tj. przeciętniakami, których rolą jest bycie betabankomatem, a często dodatkowo cuckoldem. Alternatywą jest kot albo bycie potajemną kochanką chada, który ma już rodzinę.

Sytuacja feministek jest w tej rywalizacji wyjątkowo niekorzystna w porównaniu do pozostałych kobiet. One najwyraźniej tego nie rozumieją, więc im to wytłumaczę. Lubię objaśniać kobietom jak działa Świat. Generalnie zdecydowana większość młodych kobiet na rynku matrymonialnym ma właściwie nieograniczony dostęp do seksu, bo dzięki aplikacjom internetowym znalezienie chętnego faceta o miłej aparycji na ONS czy FWB nie stanowi problemu. Dotyczy to zarówno zdeklarowanych feministek, pospolitych julek, jak i szarych myszek. Na tym etapie charakter i poglądy kobiety nie mają znaczenia. Jeśli kobieta ma jakąś tam minimalną urodę (nie jest gruba lub zdeformowana i nie ma problemów dermatologicznych) to może liczyć na przygodny s--s z najlepszymi samcami - im większa uroda, tym dostęp do najlepszych samców łatwiejszy. Poglądy i charakter są bez znaczenia.

Sytuacja
  • 50
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

via Wykop Mobilny (Android)
  • 3
dzięki #gillette zrozumiałem co to jest #mansplaining.
feministki mówią że jest to takie wciskanie kitu. gdy facet próbuję kobietę do czegoś przekonać. albo mówić jej jak ma myśleć.
No i właśnie teraz widzę coś takiego mediach amerykańskich, które usilnie starają się powiedzieć mężczyznom jak mają myśleć, I co mają sądzić o tej reklamie.
otóż jest reklama która skłania do zadumy nad męskością. i nikogo absolutnie nie obraża.

ciekawe czemu to trzeba ludziom tłumaczyć czyżby jej przesłanie było a nie dla wszystkich
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@frytex2: a przy okazji wszyscy jak jeden mąż mówią że ta reklama wielu ludzi skłania do zastanawiania się nad mężczyznami.
natomiast o tym że u video ma milion dislików jest wspominane tylko półgębkiem jakby przy okazji, albo wcale
  • Odpowiedz
Mam wrażenie, że z „mansplaining” mają problem tylko osoby głupie. Jeśli mam coś zrobić to lubię jeśli zostanie mi dokładnie wytłumaczone co się ode mnie oczekuje. Jeśli ktoś kto wie dokładnie jak coś zrobić w 3 słowach wytłumaczy mi najważniejsze aspekty i dzięki temu nie muszę marnować czasu na czytanie instrukcji – jestem mu wdzięczny. Zawsze jeśli się wie to można już w międzyczasie zająć się robotą, a przy okazji utwierdzić się,
  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Stanley_K: Kochanie. Wiem, że to może być dla ciebie trudne do ogarnięcia ale mansplaining polega na czymś całkowicie innym. Zakładasz z góry (często wbrew dostępnym faktom), że druga osoba nic nie wie i tłumaczysz jak debilowi. Np.widzisz twitta astronautki? Tłumaczysz jej fizykę jakby nie skończyła podstawówki

  • Odpowiedz
@6c6f67696e: Absolutnie mi nie przeszkadza coś takiego. Ile było błędów, katastrof itp., bo jakiś inżynier zapomniał właśnie o podstawach, przeoczył naprawdę coś prostego itp. No ale może faktycznie nic złego nie może się stać jak ktoś źle użyje ksero (chociaż w sumie trochę szkoda drzew na papier).
  • Odpowiedz