- A ta w czerwonej kurtce?
Wychyliłem się z balkonu. Dziewczyna w czerwonej kurtce i niebieskiej czapce z pomponem szła wesołym krokiem po drugiej stronie ulicy. Daleko. Nie da rady.
- Nie dasz rady.
- Dam.
- Nie.
- To patrz.
  • Odpowiedz
- Które piętro?
- Czwarte.
Nie wiem czemu zgodziłem się iść z nią na tę imprezę. Właściwie nie wiem nawet po co ona sama chciała na nią iść. Myślę że jako osoba nielubiąca i niepotrzebująca innych ludzi, Lizzie po prostu musi mieć jakieś towarzystwo któremu będzie swoją niechęć i niezależność okazywać, bo inaczej jej egzystencja nie miałaby żadnego sensu.
Po jakichś 15 sekundach stania przed drzwiami i słuchania dochodzących zza nich utworów Zenka Martyniuka, Lizzie wzięła głęboki oddech, po czym nacisnęła dzwonek do drzwi. Gdy się otworzyły, naszym oczom ukazało się metr sześćdziesiąt czystego optymizmu, które najpierw wydało z siebie radosny pisk, a następnie rzuciło się nam kolejno na szyje w ramach przywitania.
Uszatka. Asia. Gdyby jej uszy były trochę mniejsze niż znajdujące się za oknem anteny satelitarne, byłaby prawdopodobnie całkiem atrakcyjna. Pseudonim jednak nadal by do niej w pewien sposób pasował, bo jej IQ jest mniej więcej na poziomie przeciętnej, średnio rozwiniętej przedstawicielki ssaków morskich. Lizzie stara się być dla niej miła, bo Uszatka jest jedyną osobą, która nie śmiała się z opowiadanych przez ich koleżanki dowcipów na temat podobieństwa między Lizzie a Krzysztofem Krawczykiem. Ja myślę, że po prostu żadnego z nich nie zrozumiała. O charakterze Uszatki wiele może powiedzieć fakt, że widzieliśmy się właśnie po raz drugi, a ona zachowywała się mniej więcej tak, jakby jej życie beze mnie nie miało sensu.
- Jejku jaksięcieszę żewaswidzę jużsiębałam żenieprzyjdziecie wchodźciedośrodka czegochceciesięnapić? - wyrzucając z siebie w przypływie ekscytacji kolejne trudne do zrozumienia związki wyrazowe, Uszatka kręciła się na wszystkie strony jak nakręcany samochodzik, w związku z czym Lizzie złapała ją za ramiona w celu zatrzymania jej w miejscu chociaż na moment. Musieliśmy chwilę poczekać aż Uszatka wytraci energie i przestawi swoje ciało na jakiś niższy bieg; gdy się to stało, Lizzie ja puściła, a następnie wręczyła jej prezent.
Lizzie. Elizabeth. Właściwie Elżbieta, ale nazywam ją Lizzie, bo uważam że to fajniej brzmi. Stoi na balkonie i strzepuje popiół z papierosa na chodnik. Na stoliku obok stoi popielniczka, ale Lizzie nigdy z niej nie korzysta. Prawdopodobnie wydaje jej się, że kiepując na chodnik wygląda bardziej melancholijnie. Tak przynajmniej podejrzewam.
- Lizzie.
- Mhm.
- Po #!$%@? ci ta popielniczka, skoro zawsze kiepujesz na chodnik?
Wzruszenie ramion.
- Lubię ją.