@369zszywek:Moja matka jest nauczycielką. Skończyła się nauka zdalna, skończyły się czwórki i piątki. Wszystkim, nawet tym, którzy przed pandemią mieli dobre oceny. W tej chwili z niektórych przedmiotów za duże zaległości, jeśli się jechało na ściągach, a z innymi przedmiotami problem z "oduczeniem się jak się uczyć". Ciężka sprawa, ale podejrzewam, że koledzy z klasy mają oceny niewiele lepsze, kiedy okazało się, że w klasie nie da się rozwiązywać zadań
Czasami nachodzi mnie słodko gorzkie uczucie, gdzieś około 2 w nocy, kiedy jestem sam w nocy, a najczęściej wtedy, gdy zegar biologiczny mówi, że lato się kończy. Uczucie ściskające w dołku, gdzieś w okolicach przepony, które jest dziwnie ciężkie, ale nie nieprzyjemne, coś jak słodka nostalgia za dzieciństwem, które obiektywnie nie było dobre i szczęśliwe, ale za to brzemienne w możliwości, pełne otwartych drzwi, które z upływem czasu zamykają się jedne po drugich.
Jak w Szklanym Kloszu Virginii Wolf, uczucie, że owoce, po które mógłbym sięgać dojrzewają wisząc nad moją głową i gnijąc opadają na ziemię, dla os i muchówek, nie dla mnie, bo decyzja o sięgnięciu po nie odkładana jest na wieki, aż jest za późno, następuje rozkład, a słodki zapach wabi robaki.
O tej drugiej w nocy myślę o tym, ze oto jest moment przejścia, jutro już sięgnę i zerwę (karierę, rodzinę, wielkie dzieło godne nobla, sławę, ale przede wszystkim zmianę życia, bo przecież w życiu nie może chodzić o to, żeby sie nażreć, wyspać, może dla innych ale przecież nie dla mnie), ale jednocześnie wiem, że nic się nie zmieni.
Tkwię w uczuciu "przygotowania do drogi", opanowuje mnie reisefiber, roję wielkie plany, chociaż wiem, że nic z nich nie będzie, ale czuję wielkie możliwości, nie wszystkie owoce jeszcze zerwane, nie czas na podsumowania, a na zewnątrz cykają świerszcze, a na zewnątrz wiatr szumi w liściach, a na zewnątrz lato się kończy.
Wkrótce nadejdzie czas pozbierać leżaki i pozbierać ambitne plany i schować je do szafy, będzie można wyjąć je za rok, trochę bardziej sparciałe, trochę bardziej sfatygowane i niemodne.
Dziś jednak wszystko jest możliwe o drugiej w nocy, dziś moje oświecenie, dziś moje katharsis, inne od tego, które co tydzień osiągam u psychoanalityka, bo przecież moje i własne, bez trudnej relacji z ojcem, bez trudnego dzieciństwa, bez "a jakie uczucia budzi w tobie twoja daremna praca", tylko ja, świerszcze, wiatr i gwiazdy.
Jak w Szklanym Kloszu Virginii Wolf, uczucie, że owoce, po które mógłbym sięgać dojrzewają wisząc nad moją głową i gnijąc opadają na ziemię, dla os i muchówek, nie dla mnie, bo decyzja o sięgnięciu po nie odkładana jest na wieki, aż jest za późno, następuje rozkład, a słodki zapach wabi robaki.
O tej drugiej w nocy myślę o tym, ze oto jest moment przejścia, jutro już sięgnę i zerwę (karierę, rodzinę, wielkie dzieło godne nobla, sławę, ale przede wszystkim zmianę życia, bo przecież w życiu nie może chodzić o to, żeby sie nażreć, wyspać, może dla innych ale przecież nie dla mnie), ale jednocześnie wiem, że nic się nie zmieni.
Tkwię w uczuciu "przygotowania do drogi", opanowuje mnie reisefiber, roję wielkie plany, chociaż wiem, że nic z nich nie będzie, ale czuję wielkie możliwości, nie wszystkie owoce jeszcze zerwane, nie czas na podsumowania, a na zewnątrz cykają świerszcze, a na zewnątrz wiatr szumi w liściach, a na zewnątrz lato się kończy.
Wkrótce nadejdzie czas pozbierać leżaki i pozbierać ambitne plany i schować je do szafy, będzie można wyjąć je za rok, trochę bardziej sparciałe, trochę bardziej sfatygowane i niemodne.
Dziś jednak wszystko jest możliwe o drugiej w nocy, dziś moje oświecenie, dziś moje katharsis, inne od tego, które co tydzień osiągam u psychoanalityka, bo przecież moje i własne, bez trudnej relacji z ojcem, bez trudnego dzieciństwa, bez "a jakie uczucia budzi w tobie twoja daremna praca", tylko ja, świerszcze, wiatr i gwiazdy.
- 15
@ladnylukasz:
Uwaga, #rozdajo , #oddajo, #blagam zabierzcie to ode mnie. #akwarystyka
Mam do oddania dwa zwinniki blehera, zwane również największymi ci*ami świata ryb, gdyby ryby były ludźmi, zwinnik blehera byłby Maffashion albo Danielem Magicalem, albo biskupem Głódziem, bo dokładnie tak samo nie mogę na te osoby patrzeć, jak na
Uwaga, #rozdajo , #oddajo, #blagam zabierzcie to ode mnie. #akwarystyka
Mam do oddania dwa zwinniki blehera, zwane również największymi ci*ami świata ryb, gdyby ryby były ludźmi, zwinnik blehera byłby Maffashion albo Danielem Magicalem, albo biskupem Głódziem, bo dokładnie tak samo nie mogę na te osoby patrzeć, jak na
Oto one, zdjęcie lekko modyfikowane. Projekcja jak mogą wyglądać jutro
@Ibanez_: Nie, dlaczego?
@Ibanez_: Nie wiem, czy się cieszyć, bo komplement, czy być smutny, bo jednak pojazd. Dlatego pewnie nie powinienem mieć żadnej pracy wymagającej kontaktu z ludźmi xD
@Ibanez_: Dzięki :) A chcesz zwinniki? Mam dwa do oddania, dorzuce ślimaka, bo nie mam na nie paragonu
@Ochlapto: To ja kompletnie nie czaje tego, parametry idealne, woda kryształ, żadna rybka mi jeszcze nie padła poza tymi zwinnikami, a akwarium mam od marca, rośliny rosną jak #!$%@?, musze co dwa tygodnie pol wiadra wywalac, a tu taki zonk.
@KHOT: O, to mnie Pan zainteresowal. Czemu chcę beckfordy?
@ladnylukasz: Nie ma oddajo, bo bylo zdychajo :/
@restofme: gratulacje :)
- 27
Jak Batman nienawidzi Jokera, jak Harry Potter nienawidzi Voldemorta, a Jarosław Kaczyński nienawidzi Donalda Tuska, tak moja matka nienawidzi pani Moniki ze sklepu Społem.
Pani Monika z wierzchu jest uroczą panią w średnim wieku, ale w środku drzemie jej pierwszej wody wredna szmaciura.
Pani Monika odznacza się wszystkim, czym moja matka nie może się pochwalić: jest kierowniczką w sklepie, po godzinach prowadzi swój biznes - malowanie paznokci hybrydowych, a w dodatku ma pieska marki York. Szczytem marzeń mojej matuli jest własny salon fryzjerski - marzenie o tyle dziwne, że nawet własnych włosów nie umie pofarbować i ma dwie lewe ręce (przepraszam mamo).
Milion razy słyszałem historie "Gdybym nie zaszła w ciążę z Kasią, to bym teraz była pani kierownik salonu fryzjerskiego "Tina" albo "Studio urody", więc powinniście mi być wdzięczni, że tak się poświęcam dla Was, bo nikt mi w tym domu nie pomaga". Informacja jest na tyle kluczowa, że właśnie na tle włosowo - fryzjerskim oraz paznokciowo - urodowym nienawiść pomiędzy moją matulą, a panią Moniką rozkwitła (niczym mlecz na gównie).
AKT I:
Pani Monika z wierzchu jest uroczą panią w średnim wieku, ale w środku drzemie jej pierwszej wody wredna szmaciura.
Pani Monika odznacza się wszystkim, czym moja matka nie może się pochwalić: jest kierowniczką w sklepie, po godzinach prowadzi swój biznes - malowanie paznokci hybrydowych, a w dodatku ma pieska marki York. Szczytem marzeń mojej matuli jest własny salon fryzjerski - marzenie o tyle dziwne, że nawet własnych włosów nie umie pofarbować i ma dwie lewe ręce (przepraszam mamo).
Milion razy słyszałem historie "Gdybym nie zaszła w ciążę z Kasią, to bym teraz była pani kierownik salonu fryzjerskiego "Tina" albo "Studio urody", więc powinniście mi być wdzięczni, że tak się poświęcam dla Was, bo nikt mi w tym domu nie pomaga". Informacja jest na tyle kluczowa, że właśnie na tle włosowo - fryzjerskim oraz paznokciowo - urodowym nienawiść pomiędzy moją matulą, a panią Moniką rozkwitła (niczym mlecz na gównie).
AKT I:
@xberkinus: samo zycie napisało te paste
- 6
Przychodzę do Was dzisiaj z dawką przemyśleń dotyczących - a jakże - mojego starego, zwanego don Corleone.
Mój stary jest fanatykiem Krystyny Czubówny i filmów przyrodniczych. Od kiedy pamiętam, już od czasów, gdy jeszcze nie posiadaliśmy paszportu polsatu do ulubionych filmów mojego starego należały: "Makrokosmos", "sir David Attenborough przedstawia: ssaki naczelne", "Widziane z bliska: Płazy" oraz "Ogniem i Mieczem". Wszystkie te filmy posiadaliśmy na VHS.
Don Corleone płakał jak dziecko na następujących scenach z tych filmów: gdy małe osierocone małpki w pampersach przytulały wały z ręczników (hehe wały z kordły, piwniczaki), gdy ślimaki sklejały się stopami, a w tle leciała muzyka poważna oraz gdy Longin Podbipięta umierał nie zaruchawszy, mimo że ściął trzy głowy tatarskie.
Matka zawsze kręciła sobie bekę z don Corleone w takich momentach. Od małego gówniaka wiedziałem, że to jest niesprawiedliwe, bo mój stary był po prostu wrażliwy.
"Hje hje stary a gupi" - mówiła moja matula, robiąc do ojca miny i pukając się w czółko, że niby z mojego starego ostatni ciemny żłób, safanduła, wyskrobek a w dodatku ciamciaramcia i mazepa.
Mój stary jest fanatykiem Krystyny Czubówny i filmów przyrodniczych. Od kiedy pamiętam, już od czasów, gdy jeszcze nie posiadaliśmy paszportu polsatu do ulubionych filmów mojego starego należały: "Makrokosmos", "sir David Attenborough przedstawia: ssaki naczelne", "Widziane z bliska: Płazy" oraz "Ogniem i Mieczem". Wszystkie te filmy posiadaliśmy na VHS.
Don Corleone płakał jak dziecko na następujących scenach z tych filmów: gdy małe osierocone małpki w pampersach przytulały wały z ręczników (hehe wały z kordły, piwniczaki), gdy ślimaki sklejały się stopami, a w tle leciała muzyka poważna oraz gdy Longin Podbipięta umierał nie zaruchawszy, mimo że ściął trzy głowy tatarskie.
Matka zawsze kręciła sobie bekę z don Corleone w takich momentach. Od małego gówniaka wiedziałem, że to jest niesprawiedliwe, bo mój stary był po prostu wrażliwy.
"Hje hje stary a gupi" - mówiła moja matula, robiąc do ojca miny i pukając się w czółko, że niby z mojego starego ostatni ciemny żłób, safanduła, wyskrobek a w dodatku ciamciaramcia i mazepa.
@ladnylukasz .
Nic nie boli tak jak złamane serce, a moje jest złamane na pół przez moją dziewczynę, a raczej powinienem powiedzieć byłą dziewczynę, z którą rozstałem się jakieś dwa miesiące temu, a nadal czuję się tak, jakby mi ktoś #!$%@?ł młotem w łeb za każdym razem jak pomyślę, że my już nigdy nie i ja już nigdy jej nie teges, i że komuś innemu teraz robi jajecznicę.
Ktoś kiedyś powiedział, że różowe paski są jak małpy, co skaczą z gałęzi na gałąź i dopóki nowej nie złapią, to wiszą (pie*dolone makaki) na jednym chłopie, żeby potem hyc-hyc przeskoczyć na drugiego.
No to moja Ewelinka przeskoczyła na jakiegoś plejasa. Nie pisałbym tego wszystkiego, gdyby nie to, że widziałem ją dzisiaj z tym jej nowym Dżolero jak się mijaliśmy w wejściu do delikatesów.
Co mnie najbardziej uderzyło, to że Dżolero niósł w zrywce sos do spaghetti i prezerwatywy, więc już wiem, że szykuje się romantyczna kolacja, a potem ten mityczny segz.
Siłą zdusiłem skowyt, co by się nie sfrajerować za bardzo i z godnścią powiedziałem im "cześć", a dumny z siebie byłem, bo nie patrzyłem przy tym na durexy w zrywku, tylko na swoje new balance.
No i o to wszystko się rozchodzi, bo mój młodszy brat mi szepnął zaraz potem w ucho "Frajer z ciebie, lama, plejas, dzban, żal mi ciebie, zachowujesz się jak jakiś Pawełek".
Ktoś kiedyś powiedział, że różowe paski są jak małpy, co skaczą z gałęzi na gałąź i dopóki nowej nie złapią, to wiszą (pie*dolone makaki) na jednym chłopie, żeby potem hyc-hyc przeskoczyć na drugiego.
No to moja Ewelinka przeskoczyła na jakiegoś plejasa. Nie pisałbym tego wszystkiego, gdyby nie to, że widziałem ją dzisiaj z tym jej nowym Dżolero jak się mijaliśmy w wejściu do delikatesów.
Co mnie najbardziej uderzyło, to że Dżolero niósł w zrywce sos do spaghetti i prezerwatywy, więc już wiem, że szykuje się romantyczna kolacja, a potem ten mityczny segz.
Siłą zdusiłem skowyt, co by się nie sfrajerować za bardzo i z godnścią powiedziałem im "cześć", a dumny z siebie byłem, bo nie patrzyłem przy tym na durexy w zrywku, tylko na swoje new balance.
No i o to wszystko się rozchodzi, bo mój młodszy brat mi szepnął zaraz potem w ucho "Frajer z ciebie, lama, plejas, dzban, żal mi ciebie, zachowujesz się jak jakiś Pawełek".
@JeffreyLebowski: A to nie chodzi wcale o to, że była wyjątkowa, tylko o to, że mnie zostawiła z dnia na dzień dla jakiegoś trepa z siłowni, a przecież ze mnie wcale nie taki najgorszy chłop :( no i kwiata ostatnio dostała ode mnie i za pizze też płaciłem ja, więc chyba tak źle nie było
@Pawery1: wiesz, kto jeszcze rozprowadzał narkotyki w swojej szkole? Hitler. I zobacz jak skonczył
@Grendal: Ale co mam trenować, bo nie rozumiem? Ruchanie? Ja się o hobby pytam, a nie o ćwiczenie hydrauliki penis into kakało :(
@NosaczPospolity: Jesteś niemiły :(
Nocna ulewa przetaczała się nad opuszczonym kompleksem fabryki samochodów. Wicher zajadle hulał między postrzępionymi blokami betonu i stali, próbując swym wyciem przekrzyczeć monotonny rytm wystukiwany przez miliardy kropel. Pośród przytłaczających brył budynków i hal, obleczonych blaskiem wilgoci i strug wody - wyodrębniał się smukły zarys skulonej sylwetki. Uniosła głowę i wstała, rozprostowując ciało jakby nie człowieka, lecz jego cienia – wysokiego na dwa metry, ubranego w rozrywany podmuchami wiatru płaszcz, ciążący zarazem wchłoniętą wilgocią na szczupłej sylwetce. Wycieńczony chronicznym brakiem snu wędrowiec ten usiadł ponownie na stercie luźnych cegieł, usilnie walcząc ze snem. Strużki deszczu ściekały z namokniętego kaptura na spieczone, spękane wargi. Oczy – skryte w głębokim cieniu, szare i nieprzytomne, spoglądały na niepozorną mysz w drucianej klatce stojącej przed czubami ciężkich butów. Zwierzę biegało zaniepokojone od ściany do ściany, obwą#!$%@?ąc swój nowy dom, co i raz mrużąc czarne jak węgielki oczka i strosząc przemoknięte futerko – w tym samym tonie szarości, co oczy mężczyzny. Była jednak bytem nieporównanie silniejszym, niż on, choć w niepewnym, migotliwym blasku chemicznej lampy wydawała się ledwie miotającym listkiem, iskierką pośród martwego gradu kropel. Oboje pragnęli teraz wolności, wydostania się ze swej klatki, więzienia. To wspólne pragnienie było niczym nić porozumienia pomiędzy wszystkim, co żywe; słabym człowiekiem i myszą, ludzką wyobraźnią i niepojętą potęgą, która zamieszkała w tej niepozornej istocie.
Deszcz wzbierał na sile, a pod nogami ściekały coraz szersze strumienie błotnistej wody. Ociężałe krople dudniły w ziemię przy gwizdach porywistego wiatru niczym dwóch odwiecznych muzyków w najstarszym zespole świata. Tkwiąc na granicy jawy i snu wędrowiec uzmysłowił sobie, że im dłużej te dźwięki przenikały uszy, wchodziły w umysł, tym większy budziły spokój. Stawały się kołysanką, jakąś niezmierzoną przestrzenią, w której dało się usłyszeć wszystko. I nawet przenikliwe zimno nasiąkniętego ubrania, wyciągającego resztki ciepła z drżącego ciała, w pewnym momencie przestało mieć znaczenie. Powracała przeszłość, miniony świat, jak każda sekunda jest kolejnym wcieleniem czegoś, czego ująć nigdy wędrowiec nie potrafił. Zatrzymane obrazy, jak zdjęcia – i te krótkie, zapętlone zdarzenia, spowolnione, złączone ze smakami, dźwiękami, zapachami. Dobrane razem w nieuchwytne, rozmazane slajdy, pędzące teraz przed jego oczyma. I słowa. Ludzkie głosy. Zdania, wyrażenia które usłyszał w nieokreślonej przeszłości, wykastrowane, wylosowane z milionów im podobnych, zapisane bez sensu i kontekstu gdzieś w odmętach umysłu.
I czułby całkowity spokój, gdyby nie jeszcze coś. Natrętne przeczucie, że nawet we własnej głowie nie wszystko należy do niego, że nawet tam nie miał pełnej władzy. Ktoś grzebał w jego wspomnieniach, myślach, łączył nostalgię ze zdarzeniami, które zatraciwszy się w głębinach czasu, w odmętach ludzkiej pamięci, przestały istnieć – lub podsuwał nowe, których źródło pochodziło spoza jego doświadczeń.
W co pogrywasz ze mną, rzeczywistości...? - obiegł mętnym spojrzeniem deszczową ciemność, nasuwając głębiej kaptur.
Nie znam się na pisaniu i nie mam ambicji żeby się poznawać, bo nie mam tyle wytrwałości co ty, także wielkie gratulacje, że udało ci się skończyć tę książkę. Myślę, że po redakcji będzie dobrze.
Pozwoliłem sobie przepisać jeden fragment, żeby trochę obciąć te przymiotniki, żeby nie być gołosłownym i żeby zilustrować, o co mi chodzi.
To jest