Kiedy byłem w podbazie, chyba w pierwszej klasie #!$%@?łem taką akcję. Zbliżały się klasowe andrzejki i każdy miał z domu przynieść coś do jedzenia. Mame przygotowała z tej okazji pyszne budyniowe ciasto z warstwą herbatników polaną czekoladową polewą. Byłem wtedy mały nieogar, więc wyraźnie zaznaczyła, żebym nie zapomniał brytfanki z powrotem (czy tam blachy na której było ciasto - nie wiem jak to się tam nazywa). W drodze do szkoły przypomniała o
A propos szczania do zlewu, pamiętam jak poszedłem na studniówkę. Miałem nie iść, ale rodzice suszyli głowę, że herp derp jak to na własnej studniówce nie będziesz, więc poszedłem (super asertywność, #!$%@?). Oczywiście, byłem jedynym człowiekiem bez osoby towarzyszącej, w mojej bordowej głowie ani na chwilę nie zaświtał pomysł znalezienia sobie partnerki. Zresztą, studniówka sama w sobie była dla mnie niecodziennym wydarzeniem, jakbym jeszcze miał iść z jakąś gąską, to pewnie padłbym
Poziom THC na dzisiaj uzupełniony