Ja kiedyś przez chwilę grałem w nogę z Lewandowskim. A było tak:
Pracowałem swego czasu w hotelu Sheraton jako recepcjonista. Któregoś dnia do Poznania na zgrupowanie przyjechała polska kadra w piłce nożnej i chcieli się u nas zakwaterować na nocleg. No i wszystko spoko, ja po kolei odbieram od każdego dokumenty i przydzielam pokoje, od trenera, członków sztabu, piłkarzy, aż w końcu przyszła kolej na Lewandowskiego. Ten sięgnął ręką do kieszeni... i nagle zamarł. - O cholera, gdzie są moje dokumenty?? - jęknął i zaczął energiczniej macać się ręką po kieszeniach. - Kurde, chyba mi gdzieś wypadły... - No to przykro mi - odpowiadam uprzejmie - ale nie mogę pana wpuścić do środka. Lewy na to zbladł, ale zaczął energiczniej przeszukiwać wszystkie kieszenie w spodniach, kurtce, potem przetrząsnął plecak, sprawdził wszystko jeszcze raz i na koniec rozłożył bezradnie ręce.
Ja zawsze robię tak: podchodzę do dziewczyny w autobusie i wkładam jej do ręki linijkę - Trzymaj. - mówię. Wtedy rozdziawia buzię i bada mnie spojrzeniem jakby zastanawiała się, czy przypadkiem nie chcę zjeść jej ojca. A ja, oparty o szybę autobusu mówię, że Andrzej jestem. - O #!$%@? tu chodzi? - pyta ona. - Ściśnij linijkę i odmierz 22 centymetry - z nonszalanckim uśmieszkiem pod nosem przenoszę wzrok z jej przestraszonej
pamiętam jak tato wzią kredyt w providencie na samochód i mieliśmy tyle kasy :) ja to takie sobie śmieszne zdjecia robiłem i wysyłałem kolegą. albo jak przyszła ciocia aga i tato się schylał i mu niby przez przypadek wypadła taka fura pieniędzy. ciocia aga to taką minę miała :) ale nic nie powiedziała tylko udawała że nie widzi a potem do mamy przez miesiąc się nie odzywała #!$%@? #!$%@? :) a jak
To ja, kamerzysta realista. Nagrywałem wesele w ostatnią sobotę. Jak ja lubie te imprezy, pochodzisz trochę z kamerą, w domu montujesz po 1,5h przez 2-3 tyg i film gotowy = dobry bonushajs z weekendowej roboty.
Godz 15, najpierw błogosławieństwo. WIADOMO. Jade pod wskazany adres, przy drodze pojawiają się znaki że krowy wychodzą na drogę, oho #!$%@? Piździszew Dolny welcome to, no ale co, praca to praca. Podjeżdżam pod hacjende, przypomina bardziej lepianke z gówna. Przy drodze wjazdowej już 2 #!$%@? Janyszy i jakaś Grażyna, buty im spadają bo zrobili bramę z powiązanych sznurowadeł. Będzie się działo. Błogosławieństwo rach ciach, flaszki rozdane menelom, czas na kościół. Ksiądz #!$%@? do pieca. Zamiast mówić o miłości wspomina o dziwkach i gejach którzy będą się smażyć w piekle. Msza super, 11/10. Dom Weselny loaded. Weselicho na jakieś 100 osób. Z czego jakieś 15 gówniaków w wieku 2-7 lat. Ja #!$%@?, jak ja tych małych podludzi nienawidzę, ale o tym później. Szampanówki rozdane, puchar ojca panny młodej nie doczekał toastu bo widać pokusa zimnej gazującej substancji była 2strong. Zdrowie młodych. szapmanówki rzucone nieopodal kapeli, szkło #!$%@? wśród kabli. Po minach grajków odczytać można jedno - "co za banda #!$%@? debili, zrobili sobie rzut młotem zamiast delikatnie za siebie".
Studia (nie, nie prawo) z roku na rok mi się przedłużają - 6 lat studiowania a ja ciągle na 3cim roku. Z Paniami w dziekanacie jestem prawie na "cześć" a Pani Dziekan jak mnie zobaczy zawsze rzuci z uśmieszkiem na twarzy: "ooo Pan Collector, Pan jeszcze u nas studiuje?" lub coś w tym rodzaju. Tak właściwie to utknąłem na dwóch przedmiotach, więc nie mam za dużo zajęć. 2 lata temu postanowiłem urozmaicić sobie studiowanie... wtedy jeszcze nie wiedziałem, że stanie się to moim rytuałem.
1 października, uroczyste rozpoczęcie roku akademickiego, cała aula wypełniona pierwszorocznikami. To już trzeci raz. Trzeci raz zagracie w moją grę. Wstaję wcześnie rano i już wiem, że to będzie cudowny dzień. Śniadanie, prysznic, mycie zębów. Nie golę się. Wyjmuje z szafy starą, brązową marynarkę. Chcę wyglądać na zmęczonego życiem belfra. Spod łóżka wyciągam czarną, skórzaną aktówkę. W środku mam notatki z poprzednich roczników, ale ONI o tym nie wiedzą. Ruszam na uczelnię. Czekam. Kończy się uroczystość a ja czekam już pod drzwiami auli. Stoję gdzieś z boku i czekam i wypatruję swojej ofiary. Nie biorę pierwszych lepszych, zawsze wybieram tych ze strachem w oczach, tych którzy narobią w majtki gdy tylko do nich podejdę. Mam. Są. W tym roku jest ich dwóch. Dwóch niskich, szczupłych chłopaczków, w okularach. Nerwowo rozglądają się dookoła. Stoję kilka metrów obok i czekam na ich najmniejszy błąd: "ale nudny wykład", jakiekolwiek przekleństwo czy słowo krytyki... JEST! "po**bało ich z tym planem zajęć" zabrzmiało niczym gong rozpoczynający walkę. Przechodzi mnie zimny dreszcz podniecenia, wiem że to już, zaraz się zacznie. Podchodzę i mówię: -Poproszę Panów nazwiska.
Oddałbym bardzo wiele, ba, można rzecz, że prawie wszystko żeby znów iść sobie do liceum, tak powiedzmy do 2. klasy. Ot tak beztrosko, martwiąc się tylko sprawdzianem z matematyki i myśląc gdzieś tam o jakiejś mitycznej maturze.
Przyjechałbym sobie rano do szkoły, śmieszkował z innymi Mateuszami i Dariuszami, potem posiedział trochę na polskim starając się porobić coś innego ukradkiem. Potem na przerwach zaczepiałbym młodsze dziewczęta i pomagałbym im we wdrożeniu w nowej szkole, no bo siksol taki pomocny... Jadłbym sobie chipsy i batony ze szkolnego sklepiku i po kryjomu pisał smsy na lekcjach.
Jestem bardzo ciekaw, jak wyglądała rozmowa twórców nowego "Mad Maksa", kiedy ustalali, jak będzie wyglądał ten film. To musiało być coś takiego: - Dobra, #!$%@? wołowe. Wymyślamy jakąś fabułę, czy nie? - Wymyślamy. - No i co to za fabuła będzie? - Mad Max wsiada do cysterny i jedzie przez pustynię, a Charlize Theron nie ma ręki. - Czemu nie ma ręki?
Ustawiłem sobie jako dzwonek w telefonie piosenkę zespołu Krzysztof Krawczyk pod tytułem „Parostatkiem w piękny rejs”, usiadłem na parapecie w kuchni i czekam. Mijają dni, miesiące, mija rok. W końcu telefon dzwoni. Czekam do refrenu i odbieram. To mój znajomy And, laureat ogólnopolskiego konkursu poetyckiego „O Złotą Wieżę Piastowską”. - Tu i tu - mówi. - OK - odpowiadam. - O tej i o tej. - W porządku. Odkładam telefon, biorę do ręki palto, kapelusz i wychodzę.
Ech Romani, co tu się #!$%@? to ja nawet nie. Będąc jeszcze gówniakiem popadłem w #!$%@?. Patrycjusz 21 lvl here, więc miałem wiele okazji do socjalizacji, jednak za każdym razem nie wiedziałem jak zagadać do loszek. Niektóre dawały mi nawet trochę atencji (bo daleko do słynnego erise, jestem jakieś 6/10), ale piwnica wychodziła ze mnie hardo. Mój ojciec to typowy Gajusz, więc:
hehe synek, czemu nie bzikosz, weź na jakiejs uczcie podejdź do jednej, popieprz że ładnie wygląda, potem spij i będziesz miał łatwiej XDD
Jednak brakowało mi pewności siebie, więc im dłużej na mnie padre patrzył, tym bardziej się #!$%@?ł. W końcu stwierdził, iż do wyjścia z #!$%@? potrzebuję wojska. Gajusz senator hardo, do tego były pretor (konsulem nie udało mu się jeszcze zostać), więc wykorzystał swoje kontakty i tak zostałem trybunem przy formującej się armii konsularnej. Nie chciałem iść, ale rodzice zagrozili mi #!$%@? z domu i wydziedziczeniem. Konsulem był wówczas znany i lubiany Marek Emaliusz Paulus, znany i lubiany polityk służący niegdyś pod Scypionem Emilianusem Africanusem w trakcie oblężenia Kartaginy. Już przy pierwszym spotkaniu jeszcze w Italii zobaczył, że ma przed sobą spierdona, którego przeforsował ojciec, wykorzystał więc fakt, że byłem nadliczbowym trybunem (jak dobrze wiemy na każdy legion przypada 6 takich), więc zachował mnie przy sobie mówiąc:
Ech Romani, co tu się #!$%@?, to ja nawet nie. Tak jak już opowiadałem wcześniej – nie zaruchałem córki oretańskiego wodza, a tylko go #!$%@?łem, przez co Marek Emaliusz Paulus musiał zarządzić oblężenie miasteczka. Po błyskawicznym powrocie do obozu razem z pozostałymi posłami było mnie głupio. Tym bardziej, że konsul solidnie zmył mi za to głowę mówiąc:
Trybunie Anon, weź nie #!$%@? tak, jak chcesz poruchać, to załatwi się tobie niewolnicę, a nie #!$%@?
Pamiętam jak w liceum byłem wielkim fanem Jarka Jakimowicza. Oglądałem młode wilki chyba ze sto razy. Cały pokój miałem w jego plakatach. Chciałem być taki jak on, wyglądać jak on i mówić jak on. Pewnego dnia zobaczyłem go jak jadł hamburgera w jednym z warszawskich maków. Wyrwałem kartkę z zeszytu i podszedłem do niego. Dukając poprosiłem o autograf, a on odwrócił się, popatrzył na mnie i żując bułkę odpowiedział tylko: "a weś #!$%@?".
W tym momencie coś we mnie pękło. Wróciłem do domu, porwałem wszystkie plakaty tego #!$%@? i usunałem konta na wszystkich forach jakimonators. Zacząłem czytać biznesforum, bo moim jedynym celem było #!$%@? go. Chciałem, żeby każdy się śmiał z niego, żeby stracił cały szacunek, a do tego potrzebowałem pieniędzy, dużych pieniędzy.
Tej samej nocy poszedłem na osiedlowy parking strzeżony, cieć jak zwykle spał. Dzięki poradnikom z ruskich stron potrafiłem wyciąć katalizator w pięć minut. Byłem w tym coraz lepszy, nawet miałem specjalną piłkę do wycinania. Z czasem zacząłem werbować osiedlowych sebków, którzy wycinali je dla mnie. W końcu kupiłem kawałek placu i otworzyłem skup. Dzięki temu pół województwa wycinało katalizatory sąsiadom dla mnie, ja im płaciłem po kilka stów i byłem kryty. Obroty rosły, aż w końcu generowaliśmy trzy miliony zysku przy czterdziestu milionach obrotów.
- Anon ja taka skołowana, ty nie dbasz o mnie wystarczająco, mój świat taki przykry, przez Ciebie poszłam z kolegą z roku do łóżka, jak mogłeś mi to zrobić.
Studiuje w Warszawie, w tzw. stolycy. Życie studenta jest fajne, ale nie mogę mu poświęcić całego czasu bo #!$%@? mam plan. Ale o tym później. W Warszawce studiuje też Kinia, prawo na UW. Musiała się przenieść z Krakowa, bo ojciec prezydentem został. #!$%@? no ale coś za coś. Kinia jest piękną blondynką 8/10. Wielu się za nią ogląda (ja też), ale to ja ją zdobędę. Kuuurwa, ciężko mi idzie ale jest nadzieja. Czekam na nią po jej wykładach, ale mnie nawet nie zauważa. Siedziałem nawet pod jej domem kiedyś, ale mnie #!$%@?ła ochrona i taki #!$%@?. No ale wiecie jak to jest z ukrytym stalkingiem, chodzisz za nio i chodzisz, aż się #!$%@? uda. Upadły jej książki na uczelni jak w tych amerykanckich filmach. OKAZJA JEST, podbiegam i pomagam jej zbierać, no #!$%@? nieważne. Poznajemy się, nie będę opisywał mojego #!$%@? podrywania bo to nie ma najmniejszego sensu XD Ważne, że to #!$%@? wzbudziło w niej śmiech i trochę litości. Nawet mi dała swój numer, aż poszedłem do kibla se zwalić. NO I #!$%@? NIE WIEM JAK TO SIĘ STAŁO ALE ZBOLCOWAŁEM I JESTEŚMY Z KINIĄ JUŻ 2 MIESIĄCE. Przeznaczenie mawiajo. No ale tak dziwnie trochę, bo jeszcze u niej w domu nie byłem, rodziców nie poznałem.Zawsze coś wypada i NIEE INNYM RAZEM itp. Tylko u mnie siedzimy, no ale #!$%@? słabo tak jak ona ma taką wielką hacjendę jak jakiś pałac #!$%@?, a ja wynajmuję 5-osobowe mieszkanie z randomowymi stulejarzami. No ale nie drążę tematu, nie chce to nie. Tak ogólnie to dobrze nam się układa, spacerki-segz-spacerki-segz 8). Dostaliśmy zaproszenie na imprezę do jej koleżanki. Wyszliśmy ode mnie, starówką się chcieliśmy przejść, a tu Kinia SMS’a dostała: „EJ #!$%@? PRZYPAŁ, RODZICE Z WENEZUELI WRÓCILI, SORY ALE NICI IMPREZY I JESZCZE GARY MUSZE POZMYWAĆ;////” i do tego zaczął #!$%@?ć deszcz, czego się kompletnie nie spodziewaliśmy. W przeciągu 5 sekund zmokliśmy jak jasny #!$%@?, Kinia tylko powiedziała tylko „Chodź ze mną na chatę, wysuszymy się”. Trochę się zesrałem ale innego wyjścia nie widziałem, a do niej najbliżej było. Kuurwa, stoję przed takimi jebitnymi, wielkimi, białymi drzwiami, Kinia wchodzi pierwsza a ja tylko słyszę tak jakby znajomy głos „NO #!$%@? #!$%@? MAĆ, NIKT MI NAWET #!$%@? DRABINY NIE POTRZYMA TYLKO #!$%@? SAM MUSZĘ WIERCIĆ TE #!$%@? DZIURY NA TE TWOJE OBRAZECZKI #!$%@?! JA #!$%@?!”. Zaglądam przez drzwi do sąsiedniego pokoju a tu sam J.E. Prezydent Andrzej Duda wierci dziurę w ścianie na jakieś obrazy ze Smokiem Wawelskim. Ale widać #!$%@?, że swój chłop, ojcówa, spodenki Adidos i obowiązkowe lacze Bazarse all stragans. Ja długo nie myśląc podbiegłem do prezydenta mówiąc:
Ja chętnie panu pomogę!
A Ty #!$%@? kim jesteś?
„Rucham pańską córkę” Ojjjj, cisnęło mi się to na usta, ale trochę się go przestraszyłem, powiedziałem, że kolega Kinii i że nas deszcz złapał i wgl tylko na chwilkę się wysuszyć i…
Pracowałem swego czasu w hotelu Sheraton jako recepcjonista. Któregoś dnia do Poznania na zgrupowanie przyjechała polska kadra w piłce nożnej i chcieli się u nas zakwaterować na nocleg. No i wszystko spoko, ja po kolei odbieram od każdego dokumenty i przydzielam pokoje, od trenera, członków sztabu, piłkarzy, aż w końcu przyszła kolej na Lewandowskiego. Ten sięgnął ręką do kieszeni... i nagle zamarł.
- O cholera, gdzie są moje dokumenty?? - jęknął i zaczął energiczniej macać się ręką po kieszeniach. - Kurde, chyba mi gdzieś wypadły...
- No to przykro mi - odpowiadam uprzejmie - ale nie mogę pana wpuścić do środka.
Lewy na to zbladł, ale zaczął energiczniej przeszukiwać wszystkie kieszenie w spodniach, kurtce, potem przetrząsnął plecak, sprawdził wszystko jeszcze raz i na koniec rozłożył bezradnie ręce.