Urodziłem się w 1986 roku. Do partii wstąpiłem w 1987 roku. Werbunek do SB, po pierwszej nieudanej próbie, przeszedłem pomyślnie w 1988 roku. Służyłem w SB do 1989 roku.
Na pewno nie było łatwo. Dużo pracy biurowej, dłubanina z rozpracowywaniem opozycji, wielogodzinne przesłuchania. W tym wszystkim, dość sztywny reżim leżakowania. W 1988 zaczął się żłobek. Przesłuchań nie ułatwiała ciągle jeszcze niepewna polszczyzna. Zdarzały się przejęzyczenia, były też słowa zupełnie zmyślone. Kuronia nazywałem „panem w malarzyku”. Chodziło o kurtkę. Wtedy najtrudniej było o szacunek kolegów.
Przesilenie 1989 roku to były ciężkie chwile. Szczęśliwie dla mnie przyszedł okrągły stół. Czułem, że pewna epoka się kończy. Jak każdy w SB wiedziałem również, że albo my albo oni. Nas się bali i nas nie ruszyli. Mogliśmy wszystko. Byliśmy nietykalni, znaliśmy ludzi. Moja sieć kontaktów otwierała naprawdę sporo drzwi. To pomogło, gdy w 1990 poszedłem do maluchów.
Jestem juz lekko zawiany ale wpadlem na wypok jeszcze :) Wiec tak...wczoraj rzucilem prace w korpo, dzis 35 urodziny i postanowilem ze dosc oszukiwania siebie i czas zaczac prace na wlasny rachunek. 30 wrzesnia konczy mi sie wypowiedzenie i od 1 pazdziernika biore sie za noze na powazne :) W koncu zabiore sie za te milion projektow ktore mam w glowie na ktore wiecznie nie bylo czasu. Najbardziej sie ciesze ze bede
Jak j---ć, to po całości, nie Mati? Nieistotne, że inteligentne przepuszczenie może mieć równie duże znaczenie, co celne podanie (tu miało), choćby ściągnięcie uwagi i zmylenie obrońcy (co też się stało).
@Klopsztanga: @NieMamDobregoLoginu: Dumni jesteście z siebie? Nockę spędziłem na dołku, w------i mnie z roboty i grozi mi od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Przecież napisałem, że to był żart. Dzięki, śmieszku p--------y.
nie znam za bardzo tego portalu i nie wiem czy piszę dobrze tą wiadomość, w sposób który pozwoli mi do Was dotrzeć, ale mam nadzieję, że się uda.. Nie znam od strony technicznej, ale z opowiadań mojego męża znam doskonale. Chciałam Wam bardzo podziękować za to jak bardzo wspieraliście mojego męża w tej ciężkiej drodze jaką przechodził w ostatnim roku, bardzo się cieszyłam, że nie był sam kiedy ja musiałam opuszczać mury szpitalne.. Wiedziałam, że nie jest sam, zawsze mógł do Was coś naskrobać, liczyć na Wasze wsparcie, na pomoc w zwalczeniu szpitalnej nudy i samotności szczególnie w okresie kiedy sam przebywał w izolatce i nie można go było odwiedzać. Reakcja na odejście mojego męża na portalu, o której opowiadają mi niektórzy, bo nie mam siły sama czytać niestety, jest niesamowita i bardzo pokrzepiająca. Myślę, że Piotrusiowi też zrobiło by się ciepło na serduszku..
Na pewno nie było łatwo. Dużo pracy biurowej, dłubanina z rozpracowywaniem opozycji, wielogodzinne przesłuchania. W tym wszystkim, dość sztywny reżim leżakowania. W 1988 zaczął się żłobek. Przesłuchań nie ułatwiała ciągle jeszcze niepewna polszczyzna. Zdarzały się przejęzyczenia, były też słowa zupełnie zmyślone. Kuronia nazywałem „panem w malarzyku”. Chodziło o kurtkę. Wtedy najtrudniej było o szacunek kolegów.
Przesilenie 1989 roku to były ciężkie chwile. Szczęśliwie dla mnie przyszedł okrągły stół. Czułem, że pewna epoka się kończy. Jak każdy w SB wiedziałem również, że albo my albo oni. Nas się bali i nas nie ruszyli. Mogliśmy wszystko. Byliśmy nietykalni, znaliśmy ludzi. Moja sieć kontaktów otwierała naprawdę sporo drzwi. To pomogło, gdy w 1990 poszedłem do maluchów.
To