Jak chodziłem do szkoły i dorośli mówili "ciesz się póki możesz, zobaczysz co to będzie w pracy", to zastanawiałem się czy może być coś c---------o niż bycie zaganianym na cały dzień na lekcje, na których życia próbują (a właściwie nawet nie próbują, bo wszyscy mają cię w dupie) nauczyć cię nieudacznicy, którzy sami nie potrafili zostać specjalistami w swoich dziedzinach, albo stwierdzili, że świetnym pomysłem będzie nauczenie się jakiegoś gówna, po którym można tylko uczyć w szkole.
Na lekcje, z których 99% to marnowanie czasu, a pozostałe 1% wytłumaczyłby mi jakiś dobry człowiek na jutubie, z reguły 10x lepiej i szybciej. W tym miejscu szacunek dla tej garski, która dźwigała ten nauczycielski krzyż z powołania i robiła to dobrze.
Powie mi taki zakuty łeb jeden z drugim, że nic mi nie zaszkodzi jak się nauczę dokładnego opisu procesu fotosyntezy - pocałujcie mnie w dupę xD Może gdyby człowiek żył 1000 lat, a nie 70-80, to spojrzałbym na to marnotrawienie czasu przychylniejszym okiem. Ja rozumiem, że dobrze wiedzieć pewne rzeczy, że niektóre wręcz wypada. Ale do cholery, zastanawialiście się kiedyś jak wygląda stosunek poświęconego czasu do wartości tych wszystkich pierdół? Dlaczego miałbym się tym sam nie zainteresować, jeśli chciałbym zgłębić temat? Po co to ludziom obrzydzać? Czemu im tak zależy, żeby ciekawe rzeczy powodowały u ludzi odruch wymiotny?
Parę
Na lekcje, z których 99% to marnowanie czasu, a pozostałe 1% wytłumaczyłby mi jakiś dobry człowiek na jutubie, z reguły 10x lepiej i szybciej. W tym miejscu szacunek dla tej garski, która dźwigała ten nauczycielski krzyż z powołania i robiła to dobrze.
Powie mi taki zakuty łeb jeden z drugim, że nic mi nie zaszkodzi jak się nauczę dokładnego opisu procesu fotosyntezy - pocałujcie mnie w dupę xD Może gdyby człowiek żył 1000 lat, a nie 70-80, to spojrzałbym na to marnotrawienie czasu przychylniejszym okiem. Ja rozumiem, że dobrze wiedzieć pewne rzeczy, że niektóre wręcz wypada. Ale do cholery, zastanawialiście się kiedyś jak wygląda stosunek poświęconego czasu do wartości tych wszystkich pierdół? Dlaczego miałbym się tym sam nie zainteresować, jeśli chciałbym zgłębić temat? Po co to ludziom obrzydzać? Czemu im tak zależy, żeby ciekawe rzeczy powodowały u ludzi odruch wymiotny?
Parę
"mieliby ogromną dowolność wobec tego jak podchodzą do swojej pracy, więc mieliby szanse na kreatywne ulepszenie tego jak funkcjonuje ten zawód." Trzeba iść przetkać rury, wywieźć szambo lub śmieci. Ktoś musi to zrobić, a niewielu będzie chciało, niezależnie od kreatywności sposobu. Załóżmy, że jest współwłaścicielem. W dupie mam, nie będę grzebał w śmieciach i gównie. Niech ktoś inny to zrobi.
Rotacja między pracownikami? Czyli chcesz zmusić ludzi do pracy, której nie chcą wykonywać. W jaki sposób?
Wszystko zależy od wielkości wspólnoty, ale myślałem, że rozmawiamy o skali państwa, a nie bloku. Jeżeli mówisz o skali kilkadziesiąt to nie mamy o czym rozmawiać. W takiej wspólnocie nie ma szans na samowystarczalność, więc potrzebna