Dwa dni temu udostępniłem na swoim prywatnym koncie facebookowym informację dot. procederu, jakiego miała dopuścić się francuska firma Bonduelle, a mianowicie przekazania na front 10 000 świątecznych paczek żywnościowych przeznaczonych dla rosyjskich żołnierzy wraz życzeniami szybkiego zwycięstwa w zainicjowanej przez rosję wojnie napastniczej z Ukrainą.
Efekt? Facebook wlepia mi dziś bana na moje konto na sześć dni, włączywszy pozbawienie mnie możliwości prowadzenia rozmów na Messengerze. Nie mogę udzielać się w dyskusjach w grupach, komentować, ani nawet zostawiać reakcji pod treściami, które algorytmy platformy społecznościowej Marka Zuckerberga udostępniają dla mnie w feedzie.
O tym, że Facebook jest syfem wie już chyba każdy średnio rozgarnięty dziewięciolatek, a z podobnymi sytuacjami spotykają się nie od dziś całe rzesze użytkowników wszelkiej maści serwisów dostarczających treści współdzielone online – to nie jest problem dotyczący wyłącznie Facebooka. Coraz mniej zdecentralizowana natura Internetu to oczywisty skutek postępującej dominacji rynku i psucia Internetu przez kilka podmiotów, dostarczających usługi online. To my sami zresztą naszym wygodnictwem i lenistwem daliśmy przyzwolenie na to, by ten szkodliwy proces się rozpoczął i trwał w najlepsze, wskutek czego Sieć na naszych oczach stała się kompletnym przeciwieństwem tego, czym miała być u swego zarania, a co stanowić miało właśnie o jej fenomenalnym i niepowtarzalnym, rewolucyjnym charakterze. Koncept medium dostępnego dla każdego na wyciągnięcie ręki, gwarantującego niczym nieograniczony przepływ informacji jako realizację naszego niezbywalnego prawa do wolnego słowa stał się na tyle zachęcający, co – jak się po czasie okazało – utopijny.
Zdaję sobie sprawę, że czasy są jakie są, a wolność słowa w Internecie to iluzja i ładny slogan, którym różne łajzy często wycierają sobie fałszywe ryje. Zepsuty Internet toczony jest przez szkodliwy nowotwór politycznej poprawności, czyli cenzury, którą dziś usprawiedliwia się nam stosami artykułów zawartych w jakichś pokrętnych zasadach społeczności lub w politykach moderacji treści. Proceder o tyle powszechny co szkodliwy, bowiem pozostawiający bardzo duży zakres uznaniowości dla jednej ze stron – podejmującej ostateczną i nieodwołalną decyzję, czy konkretna treść nosi znamiona niedozwolonej (np. mowy nienawiści). Wrzucam to znalezisko będąc tego wszystkiego w pełni świadomym, mając jednak nadzieję, że w przypadku Facebooka sprawdzi się kiedyś to przysłowie o kropli drążącej skałę, a jedną z tych kropelek będzie wyskakująca w Google ciekawostka, że ten serwis społecznościowy cenzuruje krytykę prokacapskich aktywności dużej francuskiej firmy i blokuje konta użytkowników, którzy takie informacje publikują.
W bonusie podrzucam mój dotychczasowy paragon od Facebooka za dotychczasowe przestępstwa nienawiści, których dopuściłem się na ich serwerach oraz jeden z memów z Hitlerem, który ich algorytmy zinterpretowały jako nienawistny właśnie.
Komentarze (125)
najlepsze
Kiedyś zgłosiłem konto arabusa za wyśmiewanie w bardzo atakujący i agresywny sposób z chrześcijan.
"Nie narusza..."
Napisałem raz "Ciapaty" = ban :D
Lub to może przestroga: wracajcie do domu bo będziecie warzywami.
(sam będąc nad morzem barentrsa zwiedzałem poniemieckie fortyfikacje i na puszkach elektrycznych widniało logo marki AEG)
AEG, IBM, BMW itp itd
kogoś to w ogóle w dzisiejszych czasach obchodzi? to i bondjuel może ¯\_(ツ)_/¯
obecznie cły zachód popiera po cichi putlera, tylko paliaki są anty i obawiam sie że może ich zły los spotkać